-Rory-
Leżałam na mięciutkim pomarańczowym dywanie, w pokoju wspólnym. W tle grała płyta The Velvet Underground, którą dostałam od Lane. Wszystkie dziewczyny wyjechały by odwiedzić rodziców, więc nie musiałam martwić się, że ktoś będzie mi przeszkadzał. Było koło godziny 12, a mi skończyła się kawa. Stołówka była już zamknięta, tym bardzie kampusowe kawiarnie. A jak można uczyć się bez niej! Jest to awykonalne nawet dla mnie. Uznałam to za znak, bym zostawiła historie sztuki i poszła spać. W końcu jutro odwiedza mnie Lorelai a z nią na głowie nie odpocznę. W tym momencie usłyszałam pukanie, które dochodziło ze strony okna. Przestraszyłam się i wzdrygnęłam. Kogo niesie tu o takiej porze. Może Paris czegoś zapomniała i po to wróciła. Ale ona zadzwoniła by do mnie wcześniej. Pomimo niepokoju, podeszłam do okna, z którego nie wiele jednak było widać. Kto by pomyślał, że ta decyzja tak zmieni moją przyszłość. Otworzyłam je a za nim stał...Jess. Miał całą czerwoną twarz, a w rękach trzymał kawe w termosie i placek z wiśniami, którego zapach poczułam momentalnie. Kompletnie się go nie spodziewałam. Po tym jak bez słowa wyjechał i zostawił mnie samą, czułam do niego tylko gorycz, żal i dziwną tęsknotę. Ale do tego ostatniego nie przyznałabym się nikomu. Nie widziałam go nawet u Luke'a chociaż wiedziałam, że tam bywa.
-Przepraszam, że tak bez zapowiedzi ale mogę wejść? Jest tu NAPRAWDĘ zimno.-powiedział i nie czekając na moją odpowiedź wszedł do pokoju. Zamurowało mnie. Nie wiedziałam co robić. Wezwać ochronę czy może rzucić mu się na szyje. Albo jeszcze lepiej zacząć w niego rzucać długopisami.
-Przyniosłem coś dla ciebie. Placek wiśniowy i kawa. Wiem ,że uwielbiasz to połączenie. -kontynuował z niezręcznym uśmieszkiem na ustach. Wymachując cały czas torbą z, pewnie zmaltretowanym lecz wciąż cudownie pachnącym ciastem. Zapadła cisza którą zakłócała wciąż włączona płyta. Z otwartego okna wydobywał się ziąb ogarniający cały pokój.
-Jess...Co ty tu robisz ?-odpowiedziałam. Nic innego nie mogło przejść mi przez ściśnięte z natłoku emocji gardło.
-Rory ja po prostu cię przepraszam. Jest mi tak wstyd. Tyle się u mnie działo nie chciałem cię tym więcej przytłaczać, więc wybrałem najgorsze możliwe rozwiązanie. Poprostu się odizolowałem, a wystarczyło żebym szczerze z tobą porozmawiał. Naprawdę mi na tobie zależy. Proszę wybacz mi. Zrobię wszystko by pomiędzy nami było tak jak kiedyś, a nawet lepiej.-pod koniec głos mu zadrżał, a mi zaszkliły się oczy.
-Ja, ja nie mogę. Jess to ty to zakończyłeś, nie ja. Zraniłeś i zostawiłeś mnie bez pożegnania. Nie przetrwam tego kolejny raz.- praktycznie wyszeptałam.
-Cholera, Rory! Ja cię kocham. Teraz jestem o tym przekonany. Ta podróż pomogła mi zrozumieć i poukładać wszystkie sprawy. Naprawdę. I to tam zrozumiałem, że jedyne czego pragnę to ciebie! Widzieć cię w każdym możliwym nastroju. Nawet jak jesteś na mnie wściekła. Po prostu być obok.-wtedy już kompletnie się rozpłakałam. Chłopak zostawił jedzenie na stoliku i zaczął do mnie powoli podchodzić. Przytulił mnie, a ja zsunęłam się w jego objęciach na dywan. Nie wiem ile tak siedzieliśmy. Może kilka minut, może kilkanaście, a może już dawno minęła godzina. Wiem tylko, że uczucie chłodu zaczęło być uciążliwe. Gdy miałam już wstawać by zamknąć okno. On zaczął mówić.
-Nie wiedziałem, że masz kota.-powiedział rozbawiony.
-Momencik. Jakiego kota.-odpowiedziałam całkowicie zdezorientowana.
-Tego który stoi w oknie-powiedział. Gwałtownie odwróciłam się w tą stronę. I rzeczywiście na parapecie siedział duży, puszysty, rudy kot. Wpatrywał się we mnie tymi wielkimi zielonymi oczyskami jakby chciał mi doradzić. Wstałam i podeszłam do niego, a on zadowolony wskoczył mi na bark i zaczął mruczeć. Zamknęłam okno i wróciłam na swoje poprzednie miejsce. Tym razem trochę dalej od Jess'a.
-Przysięgam widzę go pierwszy raz.-powiedziałam, zastanawiając się co mam z nim teraz zrobić.
-Cóż on ciebie chyba nie.-odpowiedział skanując mnie wzrokiem.
-Jess słuchaj ja tak nie mogę, nie zaryzykuje znowu wszystkiego dla ciebie. Możesz zostać na noc, ale później z samego rana musisz wracać do siebie. Gdziekolwiek teraz mieszkasz.-powiedziałam. Nie byłam pewna czy podejmuje dobrą decyzje, ale coś musiałam mu powiedzieć.
-Rory proszę cię, przynajmniej to przemyśl. Naprawdę jedyne na czym mi zależy to twoje szczęście.-powiedział łamiącym się głosem.
-Dobrze tyle mogę zrobić. Ale jeśli się nie zgodzę, znikniesz raz na zawsze.-na to on tylko pokiwał głową.
-Możesz iść spać na kanapie. Pościel jest w komodzie obok drzwi. Dobranoc.-powiedziałam na jednym wdechu i wręcz wbiegłam do mojego pokoju, trzaskając drzwiami. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Położyłam się na łóżku i patrzyłam w sufit. Czułam się tak źle. Byłam rozgoryczona i zmęczona. Pogrążona w swoich myślach, nie zauważyłam kiedy zasnęłam.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hiii
To moje pierwsze opowiadanie i nie do końca się na tym znam, ale bardzo się staram. Za wszelkie rady będę bardzo wdzięczna. Mam jednak nadzieję, że podobał wam się ten rozdział i będziecie czekać na kolejne.
Bye Bye
YOU ARE READING
Rory & Jess-Yale Life (Gilmore Girls)
FanfictionAkcja dzieję się podczas 1 roku Rory na Yale. Jest jesień. Rory nie wróciła do domu rodzinnego pomimo trwającej przerw. Gdy Jess dowiaduje się o tym od Luke'a, postanawia naprawić swój błąd. Będzie on próbował odbudować ich relacje, nie ważne co lub...