¹ | skały nie potrafią płakać

219 18 12
                                        

a.n.

dzień dobry wieczór
i powodzenia życzę. Sobie wpisaniu, wam w czytaniu i dwójce głównych bohaterów w zachowaniu stabilności emocjonalnej.

Słona i wzburzona woda wypełniała przestrzeń dookoła. Była wręcz idalnie chłodna i orzeźwiająca dla każdego kto zechciałby spędzić w jej towarzystwie dzień wolny. O tym samym być może pomyślałby Childe gdyby właśnie sam w niej nie tonął.

Nie mając czego się złapać machał jedynie rękami usiłując podpłynąć choć trochę bliżej powierzchni. Na daremno. Mroźna i ciemna toń jaka otaczała go z każdej strony pochałaniała go coraz silniej zaciskając się wokół jego ciała.

Nie pozostało mu nic innego jak pogodzić się z nieuniknionym. Zamknął oczy aby nie widzieć jak małe bąbelki powietrza opuszczały jego płuca, a następnie ustały.

To był ostatni ból jaki poczuł.

"Nareszcie..."

Niewyraźne głosy, które do tej pory były jedynie nieskładnym echem ginącym gdzieś w głębi, stawały się bardziej zrozumiałe. Childe najwyraźniej na samym już łożu śmierci zdawał się postradać zmysły.

Niektóre głosy były mu kompletnie obce. A przynajmniej on sam nie był w stanie przypomnieć sobie do kogo należały. Te jedynie wypominały mu wszystko to, co doskonale wiedział. Że był idiotą, porażką, jedynie bronią i marionetką wyższej sprawy. Że zmarnował swoje życie dla nieosiągalnych celów. Że był psychopatą. Że nie pasował do reszty.

Natomiast jeden głos, który poznałby zawsze i wszędzie, spokojem przebijający się przez resztę, mówił coś zupełnie innego.

"Obudź się, Ajax."

A Ajax posłuchał.

— Ajax. Proszę, obudź się.

Childe podniósł się gwałtownie do siadu oddychając szybko. Złapał się za głowę czując jak ostry ból próbuje rozerwać mu mózg na strzępy.

— Ajax, wszystko w porządku? — Spytał ponownie ten sam głos.

W końcu odważył się rozejrzeć po pomieszczeniu. Po wodzie nie było żadnego śladu. Z wyjąkiem małej łezki zbierającej się w kąciku jego oka. Siedział na łóżku w pokoju gościnnym, za oknem, jak zdołał wywnioskować, był wczesny wieczór. Obok niego, na rogu łóżka siedział Zhongli trzymając go za ramię.

Tak, to ten właśnie głos.

— co...? — Wydukał patrząc na niego zmęczonym wzrokiem.

— Zemdlałeś, wczoraj, podczas walki.

Pamietał chyba jedynie rozmazane urywki tego, co zaszło. Zdecydowany wyzwał Zhongliego na pojedynek a chwilę później upadał na ziemię. Potem pamiętał już tylko morze.

— Musiałem przynieść cię tutaj, ponieważ mimo wszelkich starań, nie budziłeś się. — Ciągnął brunet — Dzisiaj rano nagle dostałeś gorączki. Dopiero niedawno udało mi się ją zbić — Mówiąc to wstał zdejmując jedną ze swoich rękawiczek, a następnie wierzchem dłoni o nieludzkim kolorze dotknął czoła mężczyzny przed nim.

Childe mógł jedynie wstrzymać oddech i mieć w duchu cichą nadzieję że na tle jego rozpalonej od  niedawnej gorączki twarzy nie widać rumieńca.

REMEMBER ME. - zhongli x childeWhere stories live. Discover now