8

106 8 1
                                    

zły ten ratunek.

Pov: Daphne

Zimny szpitalny korytarz. Znam na pamięć każdy obraz, płytkę, rysę i pęknięcie w tym miejscu. Nie zliczę ile razy czekałam przed dużymi drzwiami skrzydła szpitalnego. Teraz nie jestem tu sama. Nott chodził nie spokojnie w kółko, cały blady i zdenerwowany. A ja opieram się leniwie o ścianę. Jestem już przyzwyczajona. Od dwóch lat średnio raz na trzy miesiące z Astorią jest bardzo źle. Potem znajduje się rycerz na białym koniu który uważa, że sam jej pomoże. Na miesiąc jest lepiej a przez kolejne dwa wszystko się pogarsza do najgorszego stanu. I tak w kółko. Miałam nadzieje, że tym razem będzie inaczej. As wypuszczą, potem trafi za dwa dni znowu do skrzydła. Pielęgniarka odeśle ją do domu i da skierowanie do św. Munga i w końcu zacznie leczenie. Niestety nie, znowu pojawił się rycerzyk. As uważa Teo za swoją prawdziwą miłość. A gówno prawda bo coś takiego nie istnieje. Nott ją zostawi jak się zmęczy. Z resztą każda para się w końcu rozpadnie. Idealny przykład do Gwen i Malfoy. Każdy mówił, że to prawdziwa miłość, każdy w nich wierzył i kibicował. Żeby ich związek się rozpadł, wystarczył rok. Aby miłość zmieniła się w nienawiść. Tak to już z ludźmi jest. Zostawiają siebie na wzajem.

-Daphne wiem co o mnie myślisz, ale ja naprawdę ją kocham.-Odparł patrząc mi smutno w oczy.

-Ta już to słyszałam „zależy mi na niej" i inne bzdury. Ale dobra nie zatrzymam cię. -Westchnęłam ciężko.

Pov: Gwen

-Ta to już słyszałam „zależy mi na niej" i inne bzdury. Ale dobra nie zatrzymam cię. -Warknęłam zirytowana.

-Skarbie, ale ona naprawdę źle znosi nowy związek Rona-Harry pogłaskał mnie czule po policzku.

-Mhm może ja też potrzebuje spędzić czas z MOIM chłopakiem co?-Cała sytuacja z Astorią źle wpłynęła na ślizgonów. Blaise jest bardziej zdołowany, Dafne zirytowana. A Draco ma mało czasu. Dlatego postanowiłam się od nich na chwile odciąć i pożyć idealnym życiem dziewczyny wybrańca.

-To idź do niej ze mną.- Zapomniałam jednak jak bardzo nudne jest to życie.

-Harryyy-Jęknęłam naprawdę nie mam ochoty rozmawiać z Panną-Wiem-To-Wszystko. I jeszcze ją pocieszać bo Ron znalazł sobie dziewczynę i Harry też a ona jest biedna i samotna.

-Może ty idź do niej sama i coś poradź jesteś w końcu jesteś dziewczyną?-Czułam, że bardzo mu zależy na tym bym pomogła Mionie więc zgodziłam się aby mieć to z głowy.

Harry i Hermiona umówili się w bibliotece. Gdy weszłam do pomieszczenia dziewczyna już tam była.

-Hej-Wyglądała koszmarnie, jakby przepłakała parę godzin cóż pewnie tak było.

-Cześć-Szybko otarła oczy aby ukryć łzy.

-Harry mi powiedział -Zaczęłam delikatnie.

-Powiem mu, że tu byłaś. A teraz idź chce zostać sama.-Wyjąkała słabo.

-Ej wiem jak to jest. Jak nie wiesz co do kogoś czujesz.-Czy chce z nią gadać? Jasne, że nie ale zrobiło mi się jej zwyczajnie żal.

-Nie wiesz, Black ty dostajesz wszystko co chcesz.

-Ta jasne. Oczywiście. Na Salazara nie wiedziałam, że ktoś tak inteligentny może być tak głupi. Nie dostaje wszystkiego co chce. Ja na to ciężko pracuje i robię rzeczy nie zgodne z moi sumieniem. Poświęcam się żeby dostać to czego chce.

-Tragedia księżniczka musi znosić przyjaciół swojego chłopaka. Jak ty wytrzymujesz ten związek z chłopakiem który cię kocha?

-Dlatego jesteś sama bo cholernie mało rozumiesz. Miłość czasem nie wystarcza.-Wyszłam z biblioteki przy drzwiach rzucając Haremu złe spojrzenie. Burknęłam na odchodne żeby dał mi dziś spokój.

Black loveOù les histoires vivent. Découvrez maintenant