1.Jak mógłbym odmówić?

484 24 11
                                    

10 Lutego 2022

Mamrocząc pod nosem, szedł przed siebie. Zawsze spał z Mirabel, ale od kiedy miał własny pokój, nie umiał usnąć. Owszem fajnie było, móc zmieniać się w kogokolwiek tylko zechciał, ale własny pokój jednak go troszeczkę przerastał. Usłyszał skrzypnięcie drzwi i milknący śmiech dziewczynki. Podniósł głowę w górę i natychmiast skrył się pomiędzy donicami z kwiatami. W progu pokoju Mirabel stał ich mrukliwy tío Bruno. Widział jak kuca i owija ją w koc, wstaje i mamrocząc cicho pod nosem rusza w stronę schodów. Camilo nie rozumiał, co tío Bruno robił z Mirabel, ale ciekawość, gdzie ją zabiera, była większa, to też cichutko szedł za nim. Casita również go nie powstrzymywała, więc nie mógł robić niczego złego, prawda?


- Gdzie idziemy? - Mirabel zagadnęła cicho.


- Ciii, cii, cichutko, mi pequeña niña. - Wymamrotał niemal przez zęby.


Bruno oglądał się z wyraźnym niepokojem i przerażeniem, ale ukrytego za kolumną Camilo nie dostrzegł. Wyszedł ostrożnie po chwili w stronę drzwi, ale tío i prima byli tak daleko, że zanim zdołał pisnąć słowo, zniknęli w gęstwinie drzew.


Casita poruszyła delikatnie kafelkami, kierując chłopca w stronę schodów. Zrozumiał natychmiast, że ma wrócić do łóżka. Spojrzał ostatni raz na ciemny las. Nie rozumiał... Czy tío Bruno miał jakąś niespodziankę dla Mirabel przed jutrzejszym otrzymaniem daru? Gdzie ją zabierał?


Rankiem, gdy tía Julietta zaszła do pokoju córki, chcąc ją obudzić na śniadanie, zauważyła jej brak. Przyznał wówczas przed rodzicami, że tío Bruno zabrał Mirabel w nocy i zniknął. Całe miasto zostało postawione w gotowości do odnalezienia dziewczynki i mężczyzny.


Mirabel i Bruno nie byli widziani nigdy więcej, a słuch po nich kompletnie zaginął. Był to tragiczny, pełen rozpaczy dzień dla rodziny Madrigal. Pamiętał go doskonale, wówczas nie rozumiał, czemu tía Julietta wypłakuje sobie oczy, dlaczego reszta rodziny jest tak przygnębiona. Był zbyt mały, żeby zrozumieć, co się stało tamtego przykrego dnia.


- Camilo, mógłbyś mi pomóc?


Podniósł głowę zaskoczony i natychmiast doskoczył do swojej mamá, przybrał postać Luisy i odebrał pakunki, za co został obdarowany ciepłym uśmiechem. Od dnia zaginięcia Mirabel i tío Bruno minęło dokładnie dziewięć lat, a jego mamá doczekała się kolejnego dziecka, obecnie czteroletniego Antonio, który dokładnie za rok miał otrzymać swój dar.


- Oh, Camilo, dobrze, że jesteś. - Abuela złapała go w momencie, gdy zmienił się w samego siebie i tía Julietta odbierała pakunki. - Dolores właśnie mi powiedziała, że państwo Rodriguez potrzebują pomocy przy opiece nad córką, mógłbyś być tak dobry i zajrzeć do nich?


- Oczywiście, abuela!


Ucałował tía Juliettę w policzek, to samo zrobił z abuela i wybiegł tanecznym krokiem w stronę miasta, zwinnie ominął kruczowłosą dziewczynę w pięknej różowej sukience, jednocześnie unikając ewentualnego czołowego zderzenia. Prychnęła oburzona jego lekkomyślnością, odrzucając włosy w tył, z których wymsknęło się kilka różowych kwiatów. Nie przejmował się nią jednak, bo dziś był jego idealny dzień i nic nie mogło go zepsuć.

Śnić, znaczy marzyć...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz