Smoczą postać Lance'a widziałam kilka razy, ale tego drugiego... nigdy. Wygladali jak swoje przeciwieństwa.

Lód i ogień.

Ich smocze postacie tworzyły kontrast, ale nie to było istotne. Ważne było tylko, to, że walkę toczyło dwóch braci.

Walkę na śmierć i życie.

Jeden z nich będzie musiał zginąć.

Zatrzymałam się, gdy tylko to sobie uświadomiłam.

Lance lub Valkyon poniosą dziś klęskę.

Nie byłam w stanie im przeszkodzić, bo byli ode mnie dużo silniejsi i więksi.

Nagle coś przebiło mi na wylot nogę.

Strzała?

Bolało, ale musiałam się tego szybko pozbyć.

Ułamałam jeden koniec strzały i wyciagnelam drugi , zaciskając zęby.

Nagle poleciala na mnie salwa strzał, którą udało mi się uniknąć.

Spojrzałam w kierunku smoków, ale ich już nie było w tym samym miejscu.

Szybko poleciałam za dźwiękiem ich ryków.

Byli w Sali z kryształem.

Valkyon akurat zmieniał swoją formę.

Młodszy smok trzymał się za piers.

Krwawił.

Rana wygladala na poważną.

W tym momencie również Lance zaczął zmieniać formę.

Przestałam rejestrować co się dzieje, bo wszytsko potoczyło się w zastraszająco szybkim tempie.

Pamiętam tylko moment gdy obaj upadali.

Czym prędzej podlecialam do starszego z braci i chwyciłam go.

Nie interesowało mnie chwilowo nic poza nim.

Położyłam go delikatnie na ziemi I uklęknęłam obok. Wcisnęłam jego ciało na swoje kolana.

– Jestem tutaj.– powiedziałam czując łzy w oczach.

Słabo na mnie spojrzał.

Bardzo delikatnie zmarszczył brwi.

Chciał coś powiedzieć, ale nagle zaczął się dusić. Poczułam narastającą we mnie panikę. Jego oddech stawał się ciężki.

Przekręcił w końcu głowę w bok, a z jego ust wypadł kawałek kryształu.

Chlopak zaczął szybko oddychać.

– Jestem tutaj! Lance!– mój głos był pełen rozpaczy.

– Nie mów im o krysztale... Proszę...– dotknął mojej dłoni i po tym zamknął swoje oczy.

Lzy zaczęły spływać mi po policzkach, a ja mocno przytuliłam go do siebie.

– Nie zostawiaj mnie głupi idioto. Nie możesz mi tego zrobić!– zaczęłam krzyczeć i klepać go po twarzy.

Miałam gdzieś czy ściągam na siebie uwagę.
Dopiero teraz spojrzalam na jego klatke piersiowa.

W końcu spokojnie oddychał. Jednak był nieprzytomny.

Wróciłam do swojej "wampirzej" formy i przytuliłam go mocniej do piersi.
W kaciku jego ust zauważyłam krew.

Starłam ją palcem.

Rozejrzałam się i dopiero teraz zaczęły docierać do mnie krzyki rozpaczy oraz to co działo się dookoła.

Spojrzałam w stronę drugiego białowłosego.
Od razu to do mnie dotarło.

Aria || Eldarya LANCExOCWhere stories live. Discover now