Te która zagubiłam wiele miesięcy temu.

Te która kochała nature i nie chciała stać się morderczynią. Nawet wtedy by mi to przez myśl nie przeszło.

Można powiedzieć, że odejście od Lance'a oznaczało podróż mego życia. To po tym wydarzeniu ukrywałam się sama i radziłam sobie przez najbliższy miesiąc. To dzięki temu upewniłam się, że mogę sama sobie poradzić i nikt nie jest mi do tego potrzebny.

Żyłam jak pustelnik. Przeżywałam dzięki drobnym kradzieżą.

Żywiłam się wszystkim co znalazłam lub ukradłam i spałam na ziemi.

Moja nowa ścieżka życia była męcząca. Bardzo męcząca. Czułam się dużo bardziej wyczerpana niż po wielogodzinnych treningach.

Przetarłam ręka twarz budząc się do życia jednego z owych dni, zdając sobie sprawę, że takie życie też nie było dla mnie, ale byłam pewna, że wolę umrzeć niż wracać do Lance'a. Muszę jednak przyznać, że ciekawiło mnie co obecnie robi.

Westchnęłam ciężko i siegnęłam po karawkę z wodą, która swoją drogą była ohydna. Zdarzyła się nagrzać w słońcu. Bąknęłam pod nosem coś o tym, że muszę zdobyć świeżą wodę i wstałam.

Wytarłam ręce w peleryne, która była już mocno wysłużona, zresztą tak samo jak moje ubrania. Nie miałam nic na zmianę, więc nie miałam nawet możliwości by je uprac.

Ruszyłam przed siebie. Moje życie od niedługiego czasu polegało na podróży. Szłam tam gdzie zaniosły mnie moje nogi. Podziwiałam roślinność, która zmieniała się wraz z odwiedzanymi przeze mnie terenami.

Przeczesałam swoje brudne włosy palcami. Nie specjlanie miałam jak dobrze je umyć, nie mówiąc już o czesaniu. Potrzebowałam w tamtym momencie bardziej stałego miejsca, tego byłam pewna.

Nie było to łatwe zadanie. Obecnie zaliczyłam się do statusu włóczęgi, a z takimi nikt nie chciał mieć doczynienia. Tym bardziej jak ta osoba była zamaskowana. Nie raz ktoś myślał, że chce go okraść, co w większości było prawda, ale...

Kolejną przeszkodą było to, że byłam poszukiwana, do tego stopnia, że kilka razy zdołałam natrafić na listy gończe.

Rozciagnęłam się i zauważyłam, że mój but był rozwiązany. Schyliłam się żeby go zawiązać, ale nagle ktoś stanął mi na drodze.

– Kogo my tu mamy?– usłyszałam męski głos.

Westchnęłam głośno kończąc wiązać buta.

Nie zwróciłam większej uwagi na mężczyznę, dopóki ktoś nie wyciągnął miecza z pochwy. Mojego miecza.

– A co to? Wątpię by zwykłego włóczęge było stać na taki miecz.– uważnie mu się przyglądał, a ja się wyprostowałam, miecz bym najcenniejszą rzeczą która miałam.

– Mogę poprosić o zwrot mojej własności?– zapytałam bardzo spokojnie i wstawiłam rękę w kierunku feary. Jak się okazało nie był on sam. Była z nim jeszcze kobieta.

– Nie chcesz takiego miecza?– zapytał swojej towarzyszki.

– Jeszcze pytasz.– prychnęła i wyciągnęła dłoń po MÓJ miecz.

Mężczyzna podał jej miecz, jednak nie spodziewali się, że w tym samym momencie kopnę w dłoń dziewczyny i wytrace jej z ręki broń.

Oboje zdziwieni spojrzenie na mnie.

Fioletowowłosy od razu sięgnął po swój miecz, a w momencie gdy on sięgał po swój ja przeturlałam się między nimi po swoją broń.

Trzymając już srebrno-złotą rękojeść w dłoń i byłam gotowa.

– Na twoim miejscu bym nieryzykowała.– rzuciła kobieta, a ja usłyszałam szelest liści.

Zostałam otoczona przez ich towarzyszy.

– Oddasz miecz po dobroci?– zapytał.

– Nawet po moim trupie go nie dostaniesz.– mruknęłam przyjmując pozycję gotowa do obrony. Nie było innego wyjścia. Było ich za dużo bym mogła z nimi walczyć, pozostało mi się tylko bronić.

– Jak sobie chcesz.– wzruszył ramionami i ruszył na mnie pierwszy.

Z gracją odbiłam jego cios w moim kierunku.

– Jesteś taki głupi.– mój wzrok nagle się wyostrzył. Nie znałam powodu czemu, ale nie miałam nic przeciwko małej pomocy ze strony moich daemonicznych mocy.

– Ta sztuczka nie robi na mnie wrażenia.– kolejny cios w moim kierunku.

Widząc, że reszta nie atakuje, postanowiłam kontratakować. Po odbiciu jego ciosu wbiłam mu swoje ostrze w brzuch.

– Nie lekceważ przeciwnika.– warknęłam i poczułam nagle czyjeś ostrze na szyi.

– Mój kolega chce tylko broń, ale skoro go zraniłaś...– zsunął mi kaptur z głowy – Słuchajcie! Jesteśmy bogaci! Jest poszukiwana.

– Wiesz, że zapłacą ci tylko jak będę żywa?– warknęłam.

– Zlotko, przestań warczeć.– polizał moje ucho i zabrał mi miecz z ręki – Żadnych sztuczek. Zaprowadzimy ją do Huang Hua, ona będzie wiedziała co z nią zrobić, a wy zbierzcie go do wioski.

Zmarszczylam brwi nie wiedząc o kim oni mówią, nie miałam czasu na głębsze zastanowienie się, bo moje ręce zostały pociągnięte to tylu i związane, a ostrze zostało zabrane z moje szyi.

– Bez numerów.– powiedział i pchnął mnie do przodu. O mało co nie upadłam.

Prowadziło mnie kilku Feary. Cały czas próbowałam się uwolnić lecz bezskutecznie. Moja panika sięgnęła szczytu gdy po dłuższym marszu zauważylam świątynie fenghuangów. Dopiero teraz dotarło do mnie gdzie mnie prowadzą.

Zaczęłam się poważnie bać o własne życie.

Czułam jak robi mi się bardzo gorąco. Ręce pociły się niemiłosiernie, a ciało zaczęło się niekontrolowane trząść.

Gdy przekroczyliśmy bramy, każdy na nas patrzył, a ja głośno przełknęłam sline.

– Strach Cię obleciał?– usłyszałam za uchem gdy przeszliśmy do jakiś drzwi.

Od razu zaprzeczyłam, a oni cicho się zaśmiali. Jeden z nich zapukał do drzwi.

Zamarłam słysząc głos po drugiej stronie. Czułam jak miękną mi nogi i robi mi się słabo.

Aria || Eldarya LANCExOCWhere stories live. Discover now