— Raczej byś mnie nie zraniła, Granger – to fakt, że mógłbym przeżyć nawet dziesięć żyć i wciąż ledwo ruszyć pierwszą warstwę złota z mojego rodzinnego skarbca. Nie muszę pracować, żeby związać koniec z końcem.

— Więc dlaczego pracujesz?

Ta linia pytań pojawiała się ostatnio coraz częściej. Rozmowy, które zaczęły się pierwotnie dość niewinnie (Quidditch, budżet Ministerstwa, karty z czekoladowych żab i inne tego typu bzdury) w jakiś sposób zaczęły skręcać ku o wiele poważniejszym tematom, zanim którekolwiek z nich zdołało się zorientować.

Zbyt osobiste, Granger. Pracuję, bo zwariowałbym, nie mając przez cały dzień nic do roboty, poza kręceniem się po swoim ogromnym domu, w którym prędzej czy później prawdopodobnie zapiłbym się na śmierć. Jeśli nie mam zajęcia, moje myśli dryfują do tych wszystkich okropnych wspomnień, których wolałbym nie posiadać, a wiele z nich po prostu kręci się wokół ciebie i twoich przyjaciół. Pracuję, bo Quidditch to jedna z niewielu rzeczy w moim życiu, która nie wywołuje tego okropnego ucisku w mojej piersi, a po latach wizyt u terapeuty nadal nie wiem, co mam na tym świecie, do cholery, robić.

Draco zdecydował się na niezobowiązujące wzruszenie ramionami.

— Lubię mieć zajęcie i lubię Quidditcha. Nie jestem wystarczająco dobry, aby być profesjonalnym graczem, ale mam całkiem dobre oko do utalentowanych graczy, więc skauting wydawał się logicznym rozwiązaniem.

Hermiona skinęła głową i poczuła wewnętrzną ulgę, że nie zrujnowała ich dzisiejszej porannej rozmowy.

— Tak, Ginny powiedziała mi, że w zasadzie jesteś odpowiedzialny za niedawny sukces Os z Wimbourne, ze względu na skład, jaki im zaleciłeś.

— Weasley tak powiedziała?

— Potter.

— Hę?

— Teraz to Ginny Potter. Od kilku lat jest żoną Harry'ego.

— Ach, czyli rozmawiałaś o mnie z Ginny Potter, prawda? — Draco nie chciał, żeby zabrzmiało to jak oskarżenie, ale sądząc po stwardniałym wyrazie twarzy Hermiony, mógł wywnioskować, że jednak się nie udało.

— Odpręż się Malfoy, wie, że widuję się z tobą... to znaczy nie widuję... ale że my... że jesteśmy... — Z każdą sekundą stawała się coraz bardziej zdenerwowana, a Draco zdecydował się jedynie siedzieć i patrzeć na nią beznamiętnie, gdy walczyła ze swoimi słowami. — Że się spotykamy... to znaczy spotykamy się... na kawę... rano przed pracą...

Draco uśmiechnął się do niej kpiąco i chociaż teraz wściekle się zarumieniła, wciąż zdobyła się na to, by przewrócić na niego oczami.

— W porządku, muszę już iść, do zobaczenia jutro.

— Do zobaczenia, Granger. Nie mogę się doczekać, aby móc jutro usłyszeć jeszcze więcej o twoich znajomych prawiących mi komplementy.

Hermiona zareagowała na to kolejnym przewróceniem oczami i Draco próbował zignorować myśl, która pojawiła się nagle w jego mózgu: Granger wygląda całkiem ładnie, kiedy jest zdenerwowana.

***

— Lubiłeś być jedynakiem?

Draco przesunął palcem wskazującym po brzegu kubka, rozważając słowa Hermiony. To jedno z tych pytań, na które musiał odpowiedzieć już wiele lat temu Uzdrowicielowi Browningowi, ale obecnie okoliczności były kompletnie inne. Granger była po prostu ciekawa.

— Oczywiście. Nie czułem potrzeby konkurowania ani o uwagę, ani o dziedzictwo — odpowiedział praktycznym tonem Draco. Większość jego rówieśników czystej krwi również była jedynakami: Pansy, Blaise, Goyle, Teo, Flint, Montague, Pucey...

[T] Remain Nameless | DramioneWhere stories live. Discover now