What if something go wrong?

Bắt đầu từ đầu
                                        

Co chwilę samochód skręcał, więc Gregory zaczął liczyć i zapamiętywać trasę, jednak utrudniał brak widoczności. Po chwili przestał, gdyż stwierdził, że ten pomysł nie miał sensu. Zbyt długo kręcili się w koło, co tylko namieszało w głowie policjanta.

Zaczął zastanawiać się czego oni dokładnie od niego chcą. Przecież nie narażał się jakoś zbyt dużo. Ostatnie dni akademia i nuda. Wcześniej też jakiś większych dram nie miał. Nie pamiętał, aby ostatnio cokolwiek zrobił złego. Usilnie próbował przypomnieć sobie jakąkolwiek akcję, ale nie potrafił.

Zacisnął zęby, gdy poczuł, że pojazd staje. Czyżby byli na miejscu? Odpowiedział mu powiew świeżego powietrza, które poczuł, jak obok niego otworzono drzwi. Usłyszał otwieranie i trzaskanie, które oznaczało, że porywacze wyszli z auta. On natomiast nie ruszył się nawet o milimetr. Nie zamierzał ułatwiać im zadania.

Poczuł czyjąś dłoń na ramieniu, po czym został pociągnięty w stronę wyjścia. Syknął cicho i wygramolił się z pojazdu. Stanął na lekko trzęsących się nogach. Gdy jeden z napastników chwycił go z tyłu za ręce i popchnął lekko do przodu, aby się ruszył. Montanha zaczął się lekko szarpać i nie zrobił nawet kroku. Miał im nie ułatwiać, więc będzie stawiał opór.
- Rusz się kurwa - usłyszał za sobą głos ociekający wręcz frustracją.

Po chwili ciszy poczuł pieczenie na karku i lekko schylił głowę. Musiał zostać uderzony przez zniecierpliwionego porywacza. Zacisnął zęby i zrobił kilka kroków w stronę w którą został skierowany.

Szedł po jakimś chodniku lub betonowej drodze. Czuł także wiatr, a wokół nie było głośno. Wnioskował, więc że znajduje się gdzieś poza miastem. Jednocześnie wiedział, że nie jest na jakimś odludziu, gdyż inaczej nie szedłby teraz tak równą i twardą powierzchnią. Jednak coś mu nie pasowało. Przestało padać? Czy byli w jakimś miejscu w którym byli zakryci? Tyle, że czuł świeże powietrze i nie przechodził jeszcze przez żadne drzwi.

Idealnie w momencie, gdy o tym pomyślał został zatrzymany przez osobę, która go prowadziła, po czym usłyszał, otwieranie drzwi. Nie był z tego zadowolony. Wolał zostać w miejscu, gdzie helikopter mógłby go zauważyć. Uniósł nogę i spróbował kopnąć napastnika na ślepo.

Jego but jednak nie zdobył na niczym oparcia. Jedyne co poczuł to pieczenie na karku, spowodowane kolejnym uderzeniem.
- Nie poczuwaj się tak. Idziesz - usłyszał za sobą niski głos napastnika.

Zaczął rozważać plusy i minusy, ulegnięcia w tym momencie porywaczom. Mógłby zrobić tu scenę i może jego ludzie zdołaliby go odnaleźć nim wszedłby do jakiegoś pomieszczenia. A jeśli sprawiłby, że użyli broni, policja na pewno przyjechałaby tutaj, jak otrzymałaby wezwanie.

Jego rozmyślania trwały jednak na tyle długo, że ktoś popchnął go mocno od tyłu. Montanha stracił równowagę, przez co musiał zrobić kilka kroków w przód.
"Nie, nie nie. Nie może tu wejść"

Szybko skręcił w prawo i zrobił krok, ale idealnie głową uderzył w jakieś rusztowanie, lub półki. Nie wiedział co to było. Odskoczył do tyłu i zdusił w sobie syk z bólu.

Napastnik wyraźnie dobrze się bawił, gdyż po tym wydarzeniu zaczął się cicho śmiać z zaistniałej sytuacji.

Gregory coraz bardziej się denerwował. Musiał coś zrobić by zostać przed budynkiem. Nie może tak po prostu się dać. Musi grać na czas. Oni przylecą. Muszą.

Wszystkie plany Montanhy, zostały jednak zburzone przez jednego z napastników, który podszedł i po prostu podniósł policjanta. Zarzucił sobie go jak worek ziemniaków na plecy i wniósł do środka.

Kto był na tyle silny, że zdołał go podnieść? Niezadowolony, nie widział żadnego rozwiązania sytuacji. Mógł czekać co się wydarzy. Poczuł, że cokolwiek miał na ustach, zostało mu zdjęte. Nabrał więcej powietrza do płuc i odetchnął głęboko.

What If Something Goes Wrong...Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ