Parsknąłem głośno i otworzyłem okno.

- Wypieprzaj. - powiedziałem próbując zachować spokój - Nie mieszaj w to Johnsona. To tylko pieprzone igrzyska.

- Lepiej się zastanów. Zniszczę twojego pieska, jeżeli jutro wygracie. - powiedziała ruszając do okna.

- Gówno zrobisz. - skwitowałem.

Dziewczyna wyskoczyła przez okno i spokojnie ruszyła przez trawnik w stronę swojego kampusu.  Wiem jak czyści czarodzieje reagują na mieszańców. Zwłaszcza na tych którzy mają w sobie krew innych magicznych istot, James będzie mieć duży problem, jak to wszystko wyjdzie na jaw.  Wziąłem głęboki oddech i z hukiem zamknąłem okno.

- McRae! - usłyszałem wrzask Jeremego. 

***

W nocy praktycznie nie spałem. Johnson który stał przy mnie, wpatrywał się uparcie w moją osobę próbując w ten sposób wymusić na mnie odpowiedź, cytując "dlaczego wyglądam jak gówno?", no tak Johnson zawsze wygląda dobrze.

- To nie stres. - skwitował po chwili milczenia - O co ci chodzi? Zrobiłem coś, przez co nie mogłeś spać? Nie, to nie jest możliwe. A szkoda.

- Co?- zapytałem zaskoczony.

- Co? - powtórzył i uśmiechnął się, Ashera który stał za nami westchnął głośno. 

- Johnson, o czym ty gadasz? - jęknąłem - Nie rozumiem cię.

- To nic nowego. - mówi i machnął ręką - Co ci jest? Zakochałeś się? Jesteś chory? A nie, czekaj to praktycznie to samo.

- Przez ciebie się rozchoruje, jak w końcu nie zamilkniesz! - krzyknąłem, co wywołało atak wesołości u Johnsona. Koło nas przeszła grupa Jasmine, dziewczyna machnęła mi, jakby wczoraj wcale mi nie groziła. Gdy grupa zniknęła nam z oczu, James nagle się wydarł. - Pokłóciliście się! Ona ci się podoba? Zakochałeś się? McRae odpowiedz mi!

- Przerażasz mnie. - jęknąłem i w duchu podziękowałem Constantine która zaczęła nas wołać na zbiórkę. Wskoczyłem na grzbiet Ashery, gdy poczułem jak mój wilczy towarzysz łapie mnie za ramię.

- Wygłupiam się. - mówi, nie spuszczając ze mnie wzroku. - Ale jak coś się dzieje, powiedz mi to.

- James, pchlarzu. Spóźnię się. - pokręciłem głową. Brunet przypatrywał mi się jeszcze przez chwile po czym się wycofał.

- Zawsze ci pomogę. Porozmawiamy później?- pyta. Kiwnąłem głową na potwierdzenie. - To teraz wypieprzaj. 

Zaśmiałem się cicho i trzepnąłem chłopaka w głowę, zanim mi oddał, Ashera wbił się w powietrze. Zawsze mogę na niego liczyć, więc chociaż raz mu się na coś przydam.

- Ashera. - mruknąłem, a smok na mnie zerknął. - Musimy dzisiaj przegrać. 

Smok tylko westchnął przeciągle, odwracając wzrok.

"- Jakbyśmy mieli szanse wygrać."- mruknął rozbawiony, a ja mimowolnie zacząłem się śmiać.

****

Jak na złość mieliśmy ogromne szanse wygrać. OGROMNE! Moi kompani dzisiaj naprawdę się przykładali, sztafeta szła niesamowicie szybko, Isabelle była już w zasięgu mojego wzroku, przelatując przez tunel z lawy, zaraz za nią leciała Jasmine. Byłem tym wszystkim przerażony. Już nie chodziło o samego Jamesa, ale o fakt, że nawet jeżeli ja zawale, moi wspólnicy nadrobią to punktami. Gdy w końcu Isabelle podała mi pałeczkę, a Ashera wzbił się gwałtownie w powietrze, zdążyłem spojrzeć drugiej dziewczynie w oczy. Nic nie wyrażały, nawet złości.

Strażnicy Smoków IIWhere stories live. Discover now