Rozdział VI. "Nieboszczyk"

7 2 0
                                    


Dni mijały tak samo. Codzienne bicie, gwałcenie i tym podobne rzeczy. Przez cały ten czas - czyli przez prawie trzy miesiące nie schodziłam na dół. Godefroy przystopował trochę gdy oznajmiłam mu, że jestem przy nadziei. Codziennie w nocy planowałam ucieczkę. Myślałam nad ucieczką do Hiszpanii, Italii lub Danii. Ostatecznie wybrałam to ostatnie. Ewentualnym wyjściem jeszcze było ucieczka na dwór króla Ludwika, jednak to wydało mi się najbardziej abstrakcyjne. Każdej nocy myślałam, co zrobić. Rozważałam nawet otrucie Godefroya, jednak nie chciałam robić z dzieci sierot.
Pewnym razem mój mąż oświadczył mi, że następnego dnia przyjadą jego wasale, i że mam zachowywać się godnie, jakby nic się nie stało. Obiecał mi, że jeżeli powiem cokolwiek o tym, co mi się działo osobiście zaplanuję moją egzekucje. Nie wiedziałam, czy mówił tak by mnie nastraszyć, czy rzeczywiście byłby w stanie to zrobić. W noc poprzedzającą przyjazd gości napisałam długi list do królowej Marii, w którym to napisałam wszystkie okropne rzeczy jakie działy mi się przez te miesiące. Opisałam wszystko ze szczegółami. Prosiłam w liście by królowa przekazała go mężowi, i żeby ten orzekł naszą separację lub wstawił się u papieża i unieważnił w moim imieniu nasze małżeństwo. Bardziej zależało mi na tym pierwszym - nie chciałam by jego ewentualna następna żona przechodziła takie same katusze jak ja.
Goście przyjechali. Poprosiłam Lady Virton o to, by oddała mój list markizowi de Creux, i żeby ten oddał go królowej. Opowiedziałam jej swój plan ucieczki. Usłyszałam raz w nocy, jak Godefroy rozmawia ze swoim kochankiem. Mówił tam, że wyjeżdża w interesach na Sardynie. Miałam wtedy dużo czasu, by uciec. Moim planem było zabranie żywności, kradzież jednej z moich karet i koni, zabranie dzieci, ucieczka przez Niderlandy do Danii. Postanowiłam osiąść u wuja Jaspera w jego włościach. Po dniu spędzonym z wasalami męża poprosiłam Lady by tego dopilnowała. Kobieta obiecała mi pomóc.
Dni mijały a ja powoli wdrażałam swój plan w życie. Godefroy nie bił mnie już, jednak gwałty zostały. Pozwalał mi swobodnie poruszać się po zamku. Z tym przyzwoleniem zaczęłam podkradać długoterminowe jedzenie z kuchennej spiżarni. Gromadził wszystko co mogłam. Złoto, odzież, żywność - każda rzecz była ważna. Czułam się trochę jak za powstania w '45 roku.
W końcu mój mąż wyruszył. Gdy dowiedziałam się, że wsiadł na statek w Marsylii od razu zaczęłam przygotowywać rzeczy. W noc wpakowałam wszystko do karety, zabrałam dzieci i wyruszyłam. Woźnica był zaprzyjaźnionym mi służącym, więc nie miałam obaw, że wyda mnie. Po dwóch dniach tułaczki dotarłam do Dokkum, skąd statkiem wypłynęłam do Danii. Przed tym dałam służącemu pieniądze - oznajmiłam mu, że nie ma co wracać na dwór w Bouillon. Załatwiłam mu pracę u hrabiego Silgo, mojego byłego szwagra. Przytuliłam go i wsiadłam na statek. Gdy odpłynęliśmy poczułam nieuzasadniony spokój. Czułam jak uchodzi ze mnie stres związany z moim mężem.
Dotarłam w raz z dziećmi do włości wuja. Ten jednak rzekł, że nie powinnam tu zostawiać, gdyż mój mąż mógłby mnie namierzyć. Jasper Blair-Lamont zapewnił mi lokum u jednego ze swoich przyjaciół, Lorda Samso. Mężczyzna ten przyjął mnie i moje dzieci. Miał on w opór pieniędzy oraz kochającą żonę. Nie chciałam być mu dłużna, więc wraz ze służącymi nosiłam drewno, dokładałam do kominków, trzepałam dywany, pomagałam w kuchni. Zabijałam tym czas, który nieubłaganie wolno płynął. Po jakimś czasie spędzonym na Samso, dostałam list od królowej Marii, który dostarczył mi wuj, któremu zaś dostarczył go markiz de Creux. Królowa pisała w nim:
„Eleonor, Księżno de Bouillon,
Jestem zrozpaczona czytając to, co piszesz. Nie wiedziałam, że z Godefroya, tego młodego, przystojnego i inteligentnego mężczyzny może być taki potwór, który deklarował swojej żonie miłość i bezpieczeństwo. Rozmawiałam z moim mężem o tym, co możemy zrobić. Orzekamy między wami separację. W związku z tym pełną opiekę nad dziećmi Twoimi i Godefreya, Waszym synem Jaquesem, córką Amalią i nienarodzonym dzieckiem bądź dziećmi nadajemy Tobie. W razie problemów Ja i mój mąż przyjmiemy Was z pomocą.
Maria Leszczyńska, Królowa Francji".
Byłam poruszona tym, co napisała królowa. Cieszyłam się, że wraz z Ludwikiem wstawili się w sprawię mojej i moich dzieci.
Minęły miesiące, a ja cały czas dla bezpieczeństwa rezydowałam w Danii, jednak teraz na dworze wuja Jaspera. Mężczyzna, jego żona i ich dziecko cieszyli się z tego, że mogą spędzić ze mną czas. Czułam się bardzo beztrosko, aż do momentu porodu. Dziecko, które myślałam, że urodzę w rzeczywistości było dwójką dzieci. Urodziłam syna i córkę - tym razem żadne z nich nie udusiło się pępowiną. Mojego syna nazwałam Samuel Benjamin Jacob, którego rodzicami chrzestnymi zostali Stanisław Leszczyński i jego córka Maria, królowa Francji. Córkę zaś nazwałam Marią Fortunatą Charlotte, jej rodzicami chrzestnymi zostali zaś król Danii Fryderyk V i moja ciotka, Else, Lady Bredeholmu, żona wuja Jaspera. Po chrzcinach, które odbyły się w Paryżu wraz z dziećmi zamieszkałam w Chateau de Evreux, mojego ślubnego prezentu od króla i królowej. Prowadziłam tam sielankowe życie księżnej, której mąż wyjechał i nie dawał o sobie znaku życia. Nie przejmowałam się tym. Wiedziałam, że gdyby coś mu się stało bym została o tym poinformowana.
Tak się w końcu stało. Po roku swobonego życia dostałam pierwszy list od mojego męża, a właściwie od jego kochanka. Pisał:
„Eleonoro Blair-Lamont, Lady Lamont,
Z przykrością zawiadamiam o śmierci twojego męża, Godefroya Charlesa Henryego de La Tour d'Avurgne, księcia de Bouillon. Dnia dzisiejszego mąż Wasz zmarł w skutek nieszczęśliwego wypadku. Wyniszczony chorobami, próbując wejść na konia spadł z niego. Zwierzę wystraszyło się i naskoczyło mu na czaszkę. Głowa księcia została zmiażdżona. Niech żyją Wasi synowie, Jacques, nowy Książę de Bouillon, i Samuel, Książę Sedanu. Niech Księżna-Wdowa przyjmie moje kondolencje.
Henry, Baron de Magimont".
W tamtej chwili poczułam spokój. Wyruszyłam do Bouillon, gdzie miał zostać pochowany mój mąż. Cieszyłam się ze śmierci tego potwora. Cieszyłam się, że nikomu nie zrobi krzywdy. Jako regentka moich synów pierwszą decyzją było oddalenie Magimonta. Nie chciałam oglądać tego bękarta. Następnymi decyzjami były korzystne sojusze dla moich dzieci. Godefroy jeszcze za życia prowadził rozmowy z Landgrafem Hesji-Roteburga w sprawie zaręczyn Jacquesa z jego córką, Marią Hedwigą. Przystałam na te propozycję. Takim o to sposobem zyskałam sojusznika wśród niemieckich książąt. Starałam się jeszcze o dobre mariaże dla Amalie, Marii Fortunaty i Samuela. Maria Fortunata została zaręczona z księciem Salm-Kyburg Fryderykiem. Amalie została zaś zaręczona z jednym z niemieckich hrabiów, jednak młodzieniec zmarł i ta została bez nikogo na pewien czas. Zaręczyłam ją z starszym o parę lat następcą Hesji-Kassel. Uważałam to za dobre małżeństwo, które da pozycję i pieniądze.
I tak wiodłam życie wdowy. Planowałam powrót do Szkocji, chociaż na chwilę. Tęskniłam za mieszkańcami zamku. Tęskniłam za moim szkockim życiem. Chciałam wieść życie takie jak przed rebelią, ale mieć swoje dzieci z małżeństwa z Godefreyem, jako dzieci Beniamina. Pragnęłam cofnąć czas do roku 1745. Nie miałam jednak takiej mocy.

Eleonor | Chapter two | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz