Obiekt miał znajdować się w bibliotece uniwersyteckiej, do której miał raptem dwadzieścia minut dojazdu. Wpadając tam, prawie potknął się o własne sznurówki, rozwiązane za sprawą prędkości jego biegu. Złapał oddech i przywitał się ciepło ze znajomą bibliotekarką. Pani Basia była jego ulubienicą, zawsze oferowała mu przechowywanie deskorolki pod ladą, kiedy akurat na niej przyjeżdżał do czytelni. Dodatkowo po znajomości znajdowała mu kącik na spotkania klubowe. Złota kobieta.

Ruszył w głąb biblioteki, przypominając sobie, jak miał wyglądać ów zagraniczny student. Oliwia opisała go jako osobę o chłodnej urodzie oraz jasnych włosach, ubranej w czarny golf i burgundowy sweter. Dodała też, że wygląda ponadprzeciętnie dobrze. Głupia wskazówka, bo dla Marcela większość osób wyglądała ponadprzeciętnie dobrze. Jego standardy nie były wysokie - wystarczyło, że ktoś ładnie się do niego uśmiechnął, a jemu już miękły kolana. Serce nie sługa.

Chłopak postanowił rozpocząć poszukiwania w najbardziej opłacalny, jego zdaniem, sposób - obchodząc slalomem każdy dział. Liczył na to, że znajdzie go gdzieś w połowie, bo przeszukanie całej biblioteki zajęłoby mu jakieś trzy dni. Idąc między regałami, patrzył na zakurzone książki, zastanawiając się, kto to czyta. Twórczość Henryka Sienkiewicza? Litości. Żaden student by się tym nie zainteresował, wliczając w to jego samego. Musiałby być potężnym mentalnym staruchem.
Chodził tak i chodził, mając wrażenie, że znalazł się w niekończącym się labiryncie. Ile już tak łaził? Godzinę? Półtorej? Popatrzył na zegarek w telefonie. Piętnaście minut. Okej, nie było tematu.

Westchnął ciężko. Nie dla niego takie poszukiwania. Mógł poprosić panią Basię o dostęp do kamer i w ten sposób szukać. To nie był głupi pomysł. Mądry i łatwy do zrealizowania. Odwrócił się na pięcie, gotowy do odwrotu. Wtem usłyszał ciche prychnięcie, dobiegające zza kilku regałów na prawo. Cichutko zakradł się do brzegu półek. Każdy napotkany student (a w tych godzinach było ich tu niewielu) był możliwym celem. Wychylił się dyskretnie w akcie zbadania terenu. Zauważył czyjś cień, oddalający się od działu z promocjami klubów. Oho. Nawet jeśli to nie student zagraniczny, to być może inna jednostka zainteresowana członkostwem w jego organizacji. Przyspieszył kroku, bezszelestnie podążając w kierunku nieznanego osobnika. Musiał zachować bezpieczny dystans od śledzonego, jednocześnie nie gubiąc go. Szedł jego tropem, polegając na swoim słuchu. Krok za krokiem, próbował nadążyć za uciekającym. Nie wiedział, kogo goni. Był na tyle zdesperowany, że było mu to obojętne. Ważne by miał status studenta.

W pewnym momencie zaryzykował i wyszedł poza regał, żeby poznać wygląd tajemniczego osobnika. Musiał mieć jakiś zarys, jakby przypadkiem go zgubił. W ułamku sekundy serce podskoczyło mu do gardła z dwóch powodów - typ, którego śledził był zgodny z opisem Oliwii, co oznaczało, że cudem go znalazł. Drugim powodem zawału był fakt, iż ziomek odwrócił się akurat wtedy, gdy był podglądany. Marcelowi udało się ukryć, jednak miał przeczucie, iż został zauważony. Siara.

Uspokoił się i zdecydował się wstrzymać śledzenie. Orientował się już, że pan w golfie jest w bibliotece. Nie było opcji, iż uda mu się oddalić na tyle, żeby Marcel nie mógł go znowu znaleźć. Oparł się o regał, biorąc kilka oddechów. To była jego szansa. Nie mógł tego spaprać. Działał spontanicznie, tak trochę bez planu. Sukces był kwestią szczęścia.
Po odczekaniu kilku minut, wyszedł zza regałów i skierował się w miejsce, do którego wcześniej udał się pan z wymiany. Jego słuch doprowadził go do sekcji czytelniczej, gdzie od razu dostrzegł swój cel. Siedział tyłem do niego, zajęty lekturą. Inteligent. Fajnie, przyda im się ktoś oczytany w klubie.
Skoro znalazł się wcześniej na dziale klubowym, to może chętniej dołączy? W końcu ich plakat wyborczy, który sam starannie wykonał, był na tyle kolorowy, że musiał przykuć wzrok interesanta. W dodatku to hasło przewodnie, które ułożył w momencie natchnienia alkoholowego, było wybitne; takie poetyckie i inspirujące. Płakał, kiedy pisał. Jeśli jednak to nie poruszyło serca studenta z zagranicy bądź, co gorsza, nie przebiło ofert innych klubów, Marcel musiał przekonać go w inny sposób. Miał gadane, charyzmę i urok osobisty. Nikt nie powinien być w stanie mu się oprzeć. Szczególnie gdy założył jedną ze swoich najlepszych koszul hawajskich. Jeśli tamten odmówi, to oznacza, że nie ma gustu albo jest ślepy (i świetnie fejkuje czytanie książek).

gwiazdolity ;Where stories live. Discover now