Następnego dnia wolałam nie mieć lekcji z Panem Dilucem. Zawsze kiedy zaczynałam myśleć o sytuacji z wczoraj robiłam się czerwona. Musiałam dzisiaj odpocząć od tego wszystkiego. Wyszłam z pokoju z plecakiem i szybciutko bez wiedzy nikogo wyszłam z Mondstandt. Napisałam tylko na kartce w pokoju
~Wyszłam na przygodę, wrócę wieczorem~ nie martwcie się, przecież mnie znacie :)
Pomyślałam, że fajnie by było wyjść na dłuższy spacer. Sama.
Szłam wzdłuż ścieżki patrząc na otaczające mnie drzewa. Ujrzałam pięknego motyla, za którym poszłam bez zastanowienia, łaziłam dalej i dalej aż w końcu natrafiłam na wielki piękny wodospad. A czas mijał niemiłosiernie, ledwo przybyłam a słońce było już w połowie swojej drogi.
Usiadłam na trawie, zdjęłam butki i skarpetki. Zamoczyłam stopy w wodzie.
Zbyt cicho. Zamknęłam oczy wdychając powietrze.
Coś tu nie gra. Obróciłam się naokoło. Nikogo nie było, a ja w powietrzu czułam zgniły zapach pewnych osobników.
Szybkim ruchem wstałam. Coś o mało co nie walnęło mnie w głowę. Odwróciłam się w stronę z której prawdopodobnie wyleciał ten kamień. Przechyliłam głowę zaczynając wychodzić z lasu.
Krzak się poruszył a ja podskoczyłam. Moje uszy się nastroszyły.
-No szybko! Wyłaź! - krzyknęłam.
Z krzaka zaczęło wyjawiać się jakieś stworzenie. Dobra, to był człowiek na szczęście. Długie szare puszyste włosy. Rozciągnął się ziewając.
-Spokojnie... - mówił cicho patrząc na mnie. - A jednak nie myliłem się. Jesteś jedną z nas. - podszedł bliżej.
-C-cooo?- zapytałam zdziwiona. Nie za bardzo rozumiałam o co mu chodzi.
Przekrzywił głowę.- Ale masz uszy! - mówił drapiąc się po włosach.
-A? Nooo, cóż tak... - zaczęłam je lekko uklepywać.
-I to jak się maskują...- mówił cicho chodząc na około mnie.
-A... A mógłbyś powiedzieć mi skąd się wziąłeś? - zapytałam powoli.
-Mmm. Mieszkam niedaleko. - mruknął zaczynając iść.
Obejrzałam się na drogę powrotną. Zaczynało się robić ciemno, zawiał leciutki wiatr a ja zadrżałam.
-Ojaciegacie. Nie wiem jak wrócić do domu... - złapałam się dłonią za głowę. - Mógłbyś-zatrzymałam głos kiedy okazało się, że już go nie ma.
Zaczęłam gorączkowo łapać powietrze i patrzeć naokoło.
~Spokojnie, Yu Tian... Dobrze wiesz jak trafić. Chyba?... ~
-Halo! Chłopczyku! Gdzie jesteś!? - krzyczałam idąc dalej.
Nie wiedziałam gdzie iść, ale skoro przybyłam z tej ścieżki to raczej wrócę ta drogą?
Zaczynało robić się coraz ciemniej. Znowu zrobiło mi się zimno.
Westchnęłam.
-Ah... Jestem w dupie. Trzeba było nie ruszać się z Mondstandt...- pacnęłam się dłonią w główkę. - Yingus?... Jesteś tam? - spojrzałam w niebo, ale nikt nie dawał znaku. Tak jakby zniknął...
Szłam gdzieś dalej, na drodze były latarnie, ale ja wciąż nie pamiętałam tej drogi powrotnej.
Zaczynałam naprawdę się bać...
Weszłam do jakiegoś szałasu, wyleciały z niego dziki. Szybko odeszłam stamtąd jak najdalej.
Znowu kolejna górka, poczułam jak przechodzę przez gałęzie. Jedna pękła a ja dostałam dziwnego wrażenia jakby cztery gały patrzyły prosto na mnie. Przełknęłam ślinę. Dźwięk łamanej gałęzi spotęgował tylko mój strach.
Powoli obróciłam głowę w stronę drzew, które były obok, do tego krzaki zaczęły same się ruszać. No nie, za chwilę dostanę zawału. Zaczęłam szybciej oddychać cofając się. Przedemną stanął wielki wielgachny świniak. Otworzył gębę i zaryczał. A ja zrozumiałam, że jest jedno wyjście.
KURNA ZWIEWAM!! AAAAAA!
zaczęłam biec przed siebie, a ten dzik za mną.
YOU ARE READING
Ruby wings
FanfictionDiluc x oc Życia nie można kupić za lampkę wina, ale znajomości się da ;> Zapraszam na opowieść o nienawiści, przeszłości, miłości, winie i genshinie. Każdy ma w sobie skrzydła, ale często ich nie widzimy zaślepieni skrzydłami innych. Są różnych ko...
