07

1.8K 56 80
                                    

- Tak, a o co chodzi?

- O panią Kornelię Skrzypczak.

Momentalnie zerwałam się z kanapy i stanęłam u boku Janka. Przed drzwiami stało dwóch policjantów ubranych w mundury. Widziałam jak twarz Janka pobladła.

- Co z nią? - zapytał drżącym głosem.

- Pani Skrzypczak znajduje się w szpitalu. Z grupką innych dziewczyn szły pijane po chodniku nagle Pani Kornelia wyszła na jezdnie wprost pod rozpędzony samochód - łzy zaczęły mi napływać do oczu, a w gardle czułam dziwny ucisk, nie wyobrażam sobie co musiał czuć Janek.

- Gdzie... Gdzie w szpitalu? - odezwałam się wiedząc, że blondyn nie będzie w stanie.

- Na ulicy Dąbrowskiego.

- Okej, dziękuję - wydusiłam i pożegnałam się z Panami zamykając drzwi.

Janek oparł się o ścianę, patrząc martwo w jeden punkt.

- Hej Janek - podeszłam natychmiast do niego - spokojnie. Jedziemy do niej, tak? Dalej ubieraj buty, musimy - zaczęłam szybko wciągać buty na nogę, zgarniając przy tym klucze z szafki - Janek - jękłam, gdy chłopak się nie ruszył - Dalej, proszę. Musimy wiedzieć co z nią jest.

W końcu chłopak ubrał buty i wyszliśmy z mieszkania, a potem z bloku. Wsiedliśmy do pierwszej lepszej taksówki, podaliśmy kierowcy adres. Dzięki temu, że trochę go pospieszałam przy czym złamał trochę przepisów drogowych zamiast w 15 minut byliśmy na miejscu w dokładnie 8. W taksówce do Janka chyba dotarło to co się stało, bo gdy tylko otworzyły się drzwi wybiegł jak z procy i w mgnieniu oka znalazł się przy wejściu. Zrobiłam to samo, ponieważ kierowy zapłaciliśmy w drodze. Wbiegliśmy do recepcji i staliśmy przy okienku.

- Kornelia Skrzypczak - wydyszał - Gdzie jest?

- A Pan to? - recepcjonistka przeniosła na niego wzrok.

- Jan Pasula, brat.

- Inne nazwisko - stwierdziła z niewyraźną miną.

- Do kurwy nędzy, od innego ojca, pasuje?

- Ale proszę się wyrażać. Jest na sali operacyjnej, operują ją.

- Wiem gdzie ta sala. Chodź idziemy - Chwyciłam Janka za rękę i pociągnęłam schodami na drugie piętro, po czym usiedliśmy na krzesełkach przed drzwiami z napisem "SALA OPERACYJNA, NIE UPOWAŻNIONYM WSTĘP WZBRONIONY".

- Kurwa ona musi żyć, rozumiesz? - odezwał się do mnie łamiącym głosem.

- Spokojnie - starałam się go uspokoić, mimo że sama byłam w ogromnej panice - Kornelia dasz radę, jesteś slina.

Drzwi otwarły się z hukiem, a na korytarz wyszła kobieta w niebieskim stroju.

- Przepraszam bardzo, co z Kornelią Skrzypczak? Jesteśmy rodziną - popatrzyłam na nią błagalnie.

- Niech Pani powie, że ona przeżyje - dodał Janek.

- W zawiązku z uderzeniem samochodu ma połamane obydwie nogi, 5 żeber, pękniętą śledzionę oraz zmiażdżony żołądek. Połamane żebra niestety wbiły się w płuca, a nogi są w takim stanie, że nawet jeśli wszystko się uda, nie będą w pełni sprawne. Lekarze robią co tylko mogą - przytaknęłam głową, a ona odeszła.

Usidłam spowrotem na miejsce, a Janek położył głowę na moim ramieniu. Łzy zaczęły mi spływać po policzkach.

———————

Minęło 6 godzin, a my nadal siedzieliśmy na tych pierdolonych krzesełkach czekając na cokolwiek.

- Pójdę po kawę do automatu - mruknęłam, biorąc pieniądze i wstając.

Automat nie znajdował się daleko, dosłownie kilka kroków. Wrzuciłam monety i wybrałam kawę, kiedy jedna była gotowa zrobiłam to samo aby zrobiła się kolejna. Wzięłam dwa gorące, papierowe kubki w ręce i wróciłam na miejsca. Jeden dałam chłopakowi, a drugi zostawiłam sobie.

- Jutro masz pracę, jedź do domu się wyśpij.

- Żartujesz? Nie zostawię Cię tu samego.

Godzina mijajała za godziną. Siedzieliśmy jak na szpilkach czekając tylko na słowo "przeżyła".

Napisałam szefowej że nie będzie mnie dzisiaj. Nie była z tego powodu zadowolona ale cóż poradzić. Minęło 9 godzin, kiedy wyszedł do nas lekarz. Zerwaliśmy się z miejsca, a zmęczenie minęło. Serca biły nam niemiłosiernie, ręce się trzęsły, oddechy były przyspieszone.

- Bardzo mi przykro, robiliśmy co w naszej mocy, niestety operacja się nie udała. Obrażenia pacjentki były za poważne, jej wnętrzności zostały wręcz zmiażdżone. Robiliśmy wszytsko co się dało - lakarz odszedł, zostawiając nas samych.

- Kurwa mać, kurwa jebana mać - Janek stracąc równowagę dosłownie upadł na kolana.

Długo nie myśląc zrobiłam to samo. Łzy ciekły mi po policzkach jakby ktoś odkręcił kran. W głowie mi szumiało. Nawet nie wiem kiedy, Janek znalazł się w moich ramionach, a ja w jego. Zaczął tak płakać, że serce mi się krajało. Stracił osobę, którą kochał i nadal kocha. Wiedziałam, że próby uspokojenia nic nie dadzą, więc nawet nie próbowałam. Raz po raz ludzie przechodzili obok nas patrząc z współczuciem.

- Robiliśmy wszytsko co się dało, wszytsko co w naszej mocy... Chuja prawda kurwa. Gdyby tak było ona by żyła, mogła znów się do mnie uśmiechnąć - zacisłam mocno zęby, żeby tylko nie wybuchnąć płaczem. Okropne uczucie. Bałam się cokolwiek powiedzieć, byłam w totlanej rozsypce.

- Chodź wrócimy do domu...

- Nie chcę tam wracać, nie każ mi tego robić. Nie chcę tam wracać bez niej.

Nie wiem ile tak siedzieliśmy 10, 20 może 30 minut? Straciłam rachubę czasu. Nie mogłam sobie wyobrazić co w tamtym momencie czuł Janek i nawet nie chciałam. Z naszej dwójki to ja musiałam myśleć trzeźwo w tej sytuacji.

- Dopóki nie chcesz wracać do mieszkania nie musisz. Zostaniesz w hotelu. Nie możemy siedzieć cały czas na podłodze.

- Ale pojedziemy razem do hotelu, tak?

- Tak. Dasz radę wstać? - wstałam powoli z podłogi.

- yhm...

Trochę mu pomogłam i stanął na równe nogi lecz nie na długo. Poczułam jak znów osuwa się na dół, więc szybko go złapałam i podparłam o siebie. Prowadząc go oraz trzymając  aby nie upadł. Wyszliśmy ze szpitala, na szczęście nie daleko był jakiś hotel. Nie ważne jaki, ważne, że był. Pogoda tego dnia była ponura i deszczowa. Tak jak zawsze po 8:00 grzało słońce, tak teraz wiał okropny wiatr. W rejestracji dziewczyna nawet nie pytała jak, co i dlaczego? Po prostu dała nam klucz i powiedziała, gdzie znajduje się pokój. Był on na parterze, więc nie musieliśmy wchodzić po schodach. Mieliśmy jeden pokój z dwoma osobnymi łóżkami i małą łazienką. Położyłam blondyna na łóżku i ściągłam mu buty.

- Idź spać Janek - szepnęłam bardziej sama do siebie niż do niego

Mój promyk ~ Jan-rapowanie *ZAKOŃCZONE*Where stories live. Discover now