-Obudź się...-ktoś mnie szturał, a dokładnie to ten porywacz.
Otworzyłam oczy, byliśmy na stacji benzynowej. Nie odzywałam się, bałam się nadal.
-Chcesz coś zjeść? Napić się? Pójść do łazienki?-pytał troskliwie.
Już miałam odpowiedzieć NIE, ale zazwyczaj w łazience jest okno. Jeśli pójdę do łazienki to mogę uciec przez okno, oni nie będą tego widzieć.
-Chcę pójść do łazienki...-szepnęłam.
-Dobrze to chodź-wziął mnie za dłoń i poszliśmy.
On chciał wejść ze mną do środka, debil jakiś skoro myślał, że mu na to pozwolę.
-Czekam przed drzwiami, masz 5 minut-odpowiedział, po czym zamknęłam drzwi.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu, jest okno! Przekluczyłam drzwi, żeby mi nie wszedł tutaj. Okno było średniej wielkości, ale dam radę się przecisnąć przez nie. Otworzyłam je i po ciągłych próbach, byłam już za budynkiem.
Przede mną ukazał się las, ja jebie, gdzie ja jestem?!-No nie, uciekła!-usłyszałam jego krzyk.
Moje nogi wystartowały, biegłam przed siebie jak najszybciej. Wleciałam w ten las, deptałam po gałęziach, szyszkach i... w szkło? Tak, wdepnęłam w szkło. Kit, biegłam dalej.
-Zatrzymaj się i nie pogarszaj swojej sytuacji!-warknął, biegnąc za mną.
-Zostaw mnie!-pisnęłam, przyspieszając.
-Nie stawiaj oporu!-usłyszałam strzał, który trafił w drzewo obok mnie.
-Nie wystraszysz mnie czymś takim!-krzyknęłam, przeskakując małą rzeczkę.
Dzięki temu czego uczył mnie mój tata, weszłam na drzewo. Ten pajac nie miał do mnie dojścia teraz, chyba, że jest tarzanem.
-Zejdź na dół, proszę cię...-mruknął, patrząc na mnie.
-Nie, porwałeś mnie, a teraz myślisz, że jeszcze będę ci posłuszna?-trzymałam się mocno drzewa by nie spaść.
Westchnął ciężko.
-Mała, ta sprawa jest tak pogmatwana, że nie zrozumiesz jej siedząc na drzewie. Nie jestem taki zły za jakiego mnie masz i widzisz-burknął.
Z jednej strony chciałam poznać powód dla jakiego mnie porwał, ale z drugiej strony to bałam się, że to podpucha.
-Jest ryzyko, jest zabawa-
-Dobra, ale jeśli zrobisz mi krzywdę to znowu ci ucieknę-rzekłam.
-Nie zrobię ci krzywdy, obiecuję-chrząknął, pomagając mi zejść.
Stanęłam przed nim, spojrzałam mu w oczy. Mama nauczyła mnie jak wykryć kłamstwo, a jak prawdę.
-Twój tata ma ze mną zatargi... Jakieś 3 lata temu, wziął ode mnie towar, nie rozprowadził go i poniosłem w tym straty, bo spuścił to wszystko w kiblu. Mówiłem mu, że jeśli tego nie sprzeda to jego córka idzie w zamian...-patrzył na mnie tak,jakby chciał zapamiętać każdy mój szczegół.
-To są jakieś jaja, mój ojciec w życiu by nie tknął narkotyków-wydukałam, nie mogąc uwierzyć w to co mi mówi.
-Jak wrócimy do domu, zadzwonimy do twojego ojca i wtedy uwierzysz. Nie chcę ci robić krzywdy, nie na tym polega to wszystko-złapał mnie za dłonie.
Jego dotyk był taki delikatny, ciepły.
-On to zrobił dlatego, by spłacić kredyt. Myślał, że rozprowadzi towar w tym czasie, co mu dałem. Nie spełnił moich wymagań, a to wiąże się z zapłatą. Nie wziął sobie do serca tego, co mu powiedziałem-chrząknął, a ja milczałam.
Mój tata, prawnik i przykładny mąż, ojciec by ćpał? Zajmowałby się rozprowadzaniem narkotyków? Ostatnio wydał mi się jakiś dziwny, ale myślałam, że to przez pracę...
-Jedziemy?-spytał.
Pokiwałam głową ze łzami w oczach, zdałam sobie sprawę, że nie znam własnego ojca. To właśnie on naraził mnie na to wszystko.
-Nie płacz, to nie jest twoja wina... Ja nie pozwolę cię skrzywdzić ani sam cię nie skrzywdzę-wziął mnie na ręce,po czym pocałował w czubek głowy.
![](https://img.wattpad.com/cover/288221453-288-k296217.jpg)
VOUS LISEZ
Saviour
FanfictionMartyna to 18 letnia mieszkanka Stanów Zjednoczonych, ale i też uczennica liceum. Dziewczyna jest pilną uczennicą, nie ma z nią problemów wychowawczych, anioł w ludzkiej skórze. Wychowuje ją rodzina zastępcza, która bardzo, ale to bardzo mocno ją ko...