- Wypuściłeś smoka w Magice?

- Jest martwy. - Harry powiedział szorstkim szeptem.

- Nie żyje, nie żyje. - V skrzeczał zgodnie, rzucając Remusowi protekcjonalne spojrzenie.

- Ach - Remus wydał z siebie głębokie westchnienie i skinął głową. - Cieszę się, że to słyszę. Wyglądało na to, że wciąż żyje.

- Tak, to miało zmylić wszystkich z faktu, że przypadkowo ją zabiłem. - Harry powiedział z ponurym uśmieszkiem.

- Przypadkowo zabiłeś smoka. - Barty powiedział niedowierzającym tonem, a sztuczne oko Moody'ego zakręciło się dziko.

- Chciałem wziąć ją żywcem. - Harry powiedział, wzruszając ramionami. Właśnie wszystko spieprzył, prawda? Nawet w podeszłym wieku Harry nadal był dobry w planowaniu jednej rzeczy, tylko po to, żeby potem wszystko poszło w bok w najbardziej spektakularny sposób. - Ale nie podobał jej się mój zapach i zionęła na mnie, a ja spanikowałem, dobra?

- Mimo wszystko, ten portal był imponujący. - przyznał Voldemort, po czym gestem wskazał na wejście do namiotu. - Wiele osób na zewnątrz będzie się zastanawiało, jak udało ci się stworzyć coś takiego.

- Kiedy będzie pan gotowy, panie Potter, czekają na pana na zewnątrz, aby wystawić panu wynik. - powiedziała uzdrowicielka, podchodząc do niego ponownie.

- Nie zależy mi na wyniku, ale przypuszczam, że równie dobrze mogę iść. - Harry wstał z cichym jękiem, wsunął z powrotem swoją spaloną koszulę i wciągnął na siebie spaloną pelerynę. V zajął swoje zwyczajowe miejsce na ramieniu Harry'ego, które wciąż było trochę obolałe od oparzeń, a potem wszyscy wyszli na zewnątrz, gdzie czekało na niego troje bardzo niespokojnych dzieci.

- Nic ci nie jest! - Hermiona prawie krzyknęła, gdy go zauważyła.

- Niedługo będę jak nowy. - Harry zapewnił swoich młodych asystentów. - Tylko od teraz z mniejszą ilością włosów.

Neville wyglądał na nieco rozczarowanego tą wiadomością.

- Lubiłem twoją brodę. Dzięki niej wyglądałeś jak Hagrid.

Harry wzruszył ramionami, jednocześnie obdarzając Neville'a wdzięcznym uśmiechem.

- Dzięki. Mógłbym spróbować ją odnowić, ale wątpię, żeby V mi na to pozwolił.

- Nie ma brody! - V zaszczebiotał, ostro dziobiąc policzek Harry'ego. Gdy się odsunął, jego dziób pokryty był częściowo zieloną pastą.

- Panie Potter. - podszedł do nich rudowłosy mężczyzna, który wyglądał bardzo podobnie do Rona. - Gdzie się podziała ta smoczyca? Musimy ją znaleźć.

- To jest Charlie, mój brat. - Ron powiedział szybko, nie bez sporej dawki dumy.

Harry sprawiał wrażenie raczej zdezorientowanego.

- Wiesz, nie jestem do końca pewien. Musiałem otworzyć ten portal w pośpiechu, zanim smok obudził się z powrotem i mnie wykończył, więc po prostu celowałem w drugą stronę świata.

Oczy Charliego Weasleya rozszerzyły się niemal komicznie.

- Na drugą stronę świata?

- Cóż, zasady nie mówiły, że musimy trzymać wszystkie akcesoria w miejscu wykonania pierwszego zadania. - Harry wyjaśnił z miłym uśmiechem. - Życzę miłego dnia. - Nie dając Charliemu Weasleyowi szansy na odpowiedź, Harry ominął go i ruszył w stronę namiotu jury.

Po tym, jak wszyscy ogłosili swoje oceny, Harry zremisował na pierwszym miejscu z Wiktorem Krumem, ale szczerze mówiąc, nie mógł się tym przejmować. Zamierzał szybko wrócić do domu, bo miał do załatwienia sprawę martwego smoka.

- Panie Potter. - powiedziała profesor McGonagall, wchodząc Harry'emu w drogę, gdy ten zamierzał przekroczyć szeroki trawnik Hogwartu. - Oficjalne ogłoszenia w Hogwarcie ogłaszamy dopiero później, ale skoro spędza pan tu tak mało czasu, pomyślałam, że dobrze byłoby poinformować pana już teraz.

- Poinformować mnie o czym? - zapytał Harry niecierpliwie.

- Bal z okazji Yule. - Profesor McGonagall powiedziała z wąskim uśmiechem, jakby nie mogła się zdecydować, czy cała sytuacja jest dla niej niesmaczna czy zabawna. - W noc Bożego Narodzenia odbędzie się tutaj, w Hogwarcie, bal, na którym oczekiwani są uczestnicy. Z towarzyszem.

Harry'ego kusiło, żeby ją zasztyletować, szczerze mówiąc. Twarz nadal go paliła, stracił brodę, a na jego podwórku marnował się w tej chwili zupełnie dobry, martwy smok.

- Czy stracę swoją magię, jeśli nie wezmę udziału? - zapytał Harry, zwężając oczy.

- Nie - wargi McGonagall zacisnęły się w wąską linię. - Ależ, panie Potter, to tradycja...

Harry odciął ją ostrym gestem ręki.

- Madam, nie mógłbym się przejmować waszymi tradycjami. Proszę pamiętać, że zostałem zmuszony do tego turnieju wbrew mojej woli i prawie zostałem po prostu spalony na śmierć przez pieprzonego smoka, a wszystko to dla rozrywki waszych ludzi. Możesz wziąć ten bal i wsadzić go sobie w dupę.

Remus i Syriusz stali z boku, patrząc na Harry'ego w absolutnym szoku, usta wiszące otwarte, jak Harry przepchał drogę obok McGonagall ze śmiejącym się V.

- Dupa nie bal, dupa nie bal.

Voldemort trzymał się w ryzach, ale ledwo, bo jego usta drgały, gdy pędził za Harrym przez trawnik Hogwartu w stronę bramy.

- Poważnie. - mruknął Harry ze znacznie pogorszonym nastrojem. - Dlaczego każda pieprzona osoba tutaj myśli, że może traktować mnie jak dziecko.

- Bo nie mają pojęcia o twoich prawdziwych mocach. - Voldemort powiedział, gdy dogonił Harry'ego, dopasowując się do jego pospiesznych kroków. - Właśnie oszukałeś cały stadion ludzi, by myśleli, że ewidentnie martwy smok wcale nie był martwy, a ty nawet nie podniosłeś różdżki, by to zrobić. Co więcej, nigdy nie podniosłeś różdżki, żeby zabić smoka.

- Tak przypuszczam. - Harry zatrzymał się, gdy tylko minęli bramę. - Będę zadowolony, kiedy ten cały głupi turniej się skończy i będę mógł skupić się na prowadzeniu wyspy.

Zanim Voldemort zdążył zareagować, nowy głos rozległ się po całym terenie.

- Panie Potter! Panie Potter! - Bartemius Crouch Sr spieszył w ich stronę, jedną ręką trzymając swój melonik mocno osadzony na głowie.

- Och, do kurwy nędzy. - Harry mruknął, kuszony, by po prostu się aportować, ale ostatecznie jego magia była na szali z powodu tego głupiego turnieju, więc zdecydował, że to chyba dobry pomysł, by zobaczyć, czego urzędnik turnieju chce od niego teraz.

- Panie Potter. - Crouch odetchnął, gdy do nich dotarł. - Departament Edukacji prosił mnie, abym przypomniał panu, że tylko czarodzieje, którzy mają co najmniej trzy Sumy, mogą nosić różdżki w Wielkiej Brytanii. Wysłali do pana kilka listów ponaglających, by zapisał się pan na Sumy w grudniu tego roku, ale nie otrzymali jeszcze odpowiedzi.

Harry rzucił Crouchowi Sr obojętne spojrzenie.

- Od kiedy to brytyjskie prawa obowiązują obywateli innych państw?

- Przepraszam? - Crouch zmarszczył brwi, patrząc na Harry'ego z zakłopotaniem. - Cóż, panie Potter, nie obowiązują. Każdy kraj ma swoje własne prawa.

Harry pochylił się lekko do przodu i zaoferował Crouchowi mały, zadowolony z siebie uśmiech. - Dokładnie. Zgodnie z prawem kraju, w którym mieszkam, wolno mi nosić różdżkę.

- Czekaj... chcesz powiedzieć... - Crouch wyglądał, jakby nie mógł uwierzyć w to, co słyszy.
- Nie jestem już obywatelem brytyjskim. Przeniosłem się za granicę. Miłego dnia. - I z tymi słowami Harry aportował się na teren przed swoim zamkiem. 

The Necromancer || Tłumaczenie tomarryWhere stories live. Discover now