Podwodne opowieści (wersja II)

Start from the beginning
                                    

Po ponad 300 latach spędzonych w różnych podwodnych wcieleniach poruszanie się w dwunożnym ludzkim ciele wydawało mi się wyjątkowo niewygodne, lecz szybko przypomniałom sobie swoje ludzkie korzenie. O wiele trudniej niż do nowego ciała było mi przywyknąć do wszechobecnego hałasu panującego na ulicach, do powietrza przesiąkniętego smrodem tysięcy trucizn, do wszechobecnych samochodów, co prawda w przeważającej części już elektrycznych i sterowanych komputerowo, lecz mimo to wciąż niebezpiecznych dla pieszych. Pewnie dlatego prawie każdy wolał przemieszczać się autonomicznym elektropojazdem.

Teodor miał jednak rower, więc wsiedliśmy na twarde, wąskie siodełko i popedałowaliśmy do laboratorium po myszy, którym opętany przeze Teodor nie będzie już miał czasu budować labiryntów i mierzyć czasów przejścia. Pudło z siedmioma myszami przypięliśmy do rowerowego bagażnika i wywieźliśmy na najbliższe pole obsiane kukurydzą i słonecznikami, oczywiście genetycznie modyfikowanymi odmianami, odpornymi na susze i ekstremalne wahania temperatury.

Dąb szypułkowy, podobnie jak większość roślin wieloletnich, okazał się mniej podatny na tego typu biologiczne machinacje. Wypuszczone z pudła myszy od razu rozpoczęły bieg przez nowy, tym razem większy niż w laboratorium i dużo bardziej jadalny labirynt. Mimo słonecznego kapelusza, ciemnych okularów ochronnych i maski przeciwpyłowej jazda na rowerze była wyczerpująca, a słońce, choć był dopiero maj, prażyło tak mocno, że nad popękanym asfaltem powietrze drżało i falowało.

Zapewne pod wpływem sentymentalno-masochistycznego impulsu trafiłom znów do Polski, która zdążyła już zmienić nazwę na Katolicką Rzeczprywatną Polską. Był rok 2066, a maj w tej części Europy – jak dowiedziałom się, przeglądając zasoby pamięciowe Teodora – był miesiącem obfitującym zarówno w upały, jak i burze śnieżne i gradobicia. Życząc myszom powodzenia na wolności w tych niełatwych warunkach, wsiedliśmy na coraz twardsze siodełko i popedałowaliśmy, wyprzedzani przez trąbiące ostrzegawczo elektro-tiry załadowane butlami z wodorem i ściętymi drzewami, do zagraconego mieszkania Teodora, w którym wszędzie walały się kubki z niedopitą herbatą, skarpetki (wonne i bezwonne, dziurawe i nie, lecz zwykle nie do pary), papiery i kłębki kurzu. Mogłom namówić Teodora do gruntownego sprzątania, ale miałom dla niego dużo ważniejsze zadanie – należało jak najszybciej zgłosić się do lokalnej komórki Rewolucji Żywych i włączyć się w akcję ocalenia międzygatunkowego.

A dokładnie mówiąc, należało zgłosić się do pewnej określonej kilkuosobowej, elitarnej komórki takich samych zmiennokształtnych istot jak ja - między innymi do dawnej załogi szkunera „Moby Dick". Kiedy jeszcze byłom największym i chyba najpiękniejszym wielorybem na Ziemi, postanowiłyśmy wspólnie wykorzystać nasze zdolności, by zawładnąć tymi kilkoma choćby osobami, które mogłyby mieć największy wpływ na los rewolucji, czyli los całej planety. Niewidzialna Rewolucja, jak niektórzy woleli nazywać Rewolucję Żywych, była nieuchronnym skutkiem ściśle powiązanych ze sobą katastrof i zbrodni, stanowiących fizyczny dowód na to, że żyjemy, a coraz częściej też umieramy, w sytuacji rewolucyjnej, wymagającej może nawet nagięcia pewnych zasad, choćby dlatego, że wróg sam (wróg, nie przeciwnik) bynajmniej nie gra czysto.

Byłyśmy wszystkie i wszyscy demonami historii, a rejs „Moby Dicka" z Elbląga gdzieś do Brazylii, któremu towarzyszyło prócz mnie jako płetwalki stado rozśpiewanych humbaków, połączył nasze losy. Zawarliśmy wtedy wszyscy – ludzka załoga, złożona głównie z oceanologów i specjalistek od komunikacji międzygatunkowej, humbaki i ja – Międzygatunkowe Porozumienie O Szlachetnej Próbie Ocalenia Mórz I Oceanów Wraz Z Wszystkimi Ich Mieszkańcami Przed Flotami Atomowymi, Flotami Połowowymi, Tankowcami Z Ropą I Wszelkimi Innymi Faszystowskimi, Kapitalistycznymi I Ogólnie Ludzkimi Systemami Wyzysku I Zagłady. Porozumienie zobowiązywało nas – obecnie tworzących Komórkę Magii Ostatecznej przy Międzygatunkowym Forum Ocalenia przez Rewolucję – do powstrzymania zagłady wszelkimi magicznymi środkami. Bo nasze przeżycie stawało się z miesiąca na miesiąc mniej pewne w świecie coraz bardziej zatrutym, zniszczonym i wypalonym słońcem. Podejmowaliśmy walkę, wiedząc, że zwiększa ona nasze i nie tylko nasze szanse na przeżycie.

Podwodne opowieściWhere stories live. Discover now