przemilczana prawda

Start from the beginning
                                    

– J-ja... ja przepraszam – stęka rozpaczliwie, próbując uwolnić kończyny z metalowych kajdan – Naprawdę przepraszam. Nie chciałem...

– Nie chciałeś? Odebrałeś życie dwójce ludzi, po czym skrzeczysz, że nie chciałeś? Jak można nie chcieć rozpruć komuś gardła, hę? – stopniowo podnosi głos, aż końcówkę zdania wykrzykuje. Kiedy nie otrzymuje odpowiedzi, śmieje się jadowicie, a w jego dłoni nagle coś iskrzy.

Rozżarzony kawałek... węgla? Czarnowłosy nie ma pojęcia, skąd się tam wziął, jednak nie ma też zbyt dużo czasu na zastanowienie się, gdyż Hoseok podchodzi do niego i przyciska gorący przedmiot do jego policzka.

Skóra skwierczy brzydko, a on wyje z bólu, próbując się odsunąć.

– Co? Boli? – szczerzy się, dociskając palce do szyi jeszcze mocniej – Mnie też bolało. Ale to nie jest nawet dziesięć procent tego, co czułem, kiedy mnie zabijałeś – mówi cicho wprost do jego ucha, owiewając je zepsutym oddechem, po czym wreszcie zabiera ciepły już kawałek.

Seonghwa dyszy ciężko, próbując skupić się na czymkolwiek innym, niż promieniującym z policzka bólu.

Widząc to, Hoseok chwyta go za podbródek, obślizgłymi palcami zmuszając go do spojrzenia w dwa puste miejsca, w których kiedyś znajdowały się gałki oczne.

– To jeszcze nie jest koniec, Seonghwa. Wręcz przeciwnie, to dopiero początek. Zostaniesz osądzony zgodnie z prawem Bożym – wymierza w niego rozkładający się palec – A spotka cię jedna z najsurowszych kar, bo zabiłeś!

Zabiłeś! – zawtórowuje mu milczący dotąd San, podchodząc bliżej. Również wyciąga w jego stronę palec, wskazując na niego. Tal jakby chciał zasygnalizować, pokazać wszystkim, kto zabił. O kim mówi.

Zabiłeś! – znikąd do pokoju zaczynają wchodzić nieznajome mu osoby. Wszystkie wskazują na niego oskarżycielsko palcami, wciąż krzycząc jak zepsute zabawki. Zabiłeś! zabiłeś zabiłeś! zabiłeś!

Zabiłeś!

Zabiłeś!

– Ja... nie chciałem... – szepcze, czując, jak opuszczają go siły.

Zabiłeś!

– Naprawdę... Ja nie...

Zabiłeś! – postacie wrzeszczą tym razem wszystkie na raz, po czym zapada głucha cisza.

Na przód gnijącego tłumu przepycha się San.

Park ze zgrozą zauważa, że były partner trzyma ozdobny nóż – dokładnie ten, którym własnoręcznie podciął mu gardło.

Czuje, jak na ten widok zimny pot zalewa mu plecy. Zaczyna z przerażeniem potrząsać głową na wszystkie strony, jednak San jedynie uśmiecha się, podchodząc bliżej.

– Nadszedł czas osądu.

– Nie! Proszę, nie, nie, nie, nie! – wrzeszczy, kręcąc głową z obłąkaniem wypisanym w oczach – Nie! Proszę! Przepraszam, ja...

– To na nic, Seonghwa – mruczy, unosząc nóż ponad głowę – Możesz przepraszać ile chcesz, ale to na nic. Bo Bóg nie wybacza mordercom! – ryczy, opuszczając ostrze wprost na serce Parka.

———

Podrywa się z krzykiem, natychmiast rozglądając gorączkowo po pustym apartamencie. Dopiero po chwili dociera do niego, że jest w swoim nowym mieszkaniu, a to sprzed chwili, to był po prostu kolejny koszmar.

paradise lost - 𝚂𝙷 𝚡 𝙷𝙹Where stories live. Discover now