Rozdział 23. Przypadkowe spotkanie.

Zacznij od początku
                                    

- Do jasnej cholery. Co się dzieje że właśnie teraz jest tyle reinkarnacji!? To po raz pierwszy od setek lat.

- Przez najbliższe tysiąc lat nie zarejestrowano takiej ilości w tak małym odstępie czasu.

- Dobra, mam go złapać i przepytać?

- Nie dasz rady, szczerze to wątpię czy poradzisz sobie z zabiciem go. Wysłałem już do ciebie dwie jednostki Zawodowców. Do ich przybycia pilnuj żeby w lesie nie działo się nic podejrzanego, namiary wyślę Ci za chwilę.

- Okej

- A poza tym to wszystko dobrze? Od kilku dni nie mogłem się połączyć.

- Wszystko jest w jak najlepszym porządku.

- To świetnie, u nas zaszły małe zmiany. Naszą organizacją przestało dowodzić wojsko, teraz jesteśmy pod bezpośrednimi rozkazami rządu.

- Wystarczy czekać aż ktoś z nich zleci pozbycie się mnie.

- Wręcz przeciwnie, to oni postanowili wysłać Ci wsparcie, są zdesperowani by utrzymać cię przy życiu.

- Ciekawi mnie co się za tym kryje.

- Niestety nie znam ich motywów, jednak mają dla ciebie zadanie. Nie mam zezwolenia by informować cię teraz, zgłoś się od razu po wykonaniu aktualnej misji.

- Więc do usłyszenia

- Uważaj na siebie

Liam zaśmiał się ciepło i rozłączył. Emi poinformowała pozostałych o sytuacji i pobiegła najszybciej jak mogła, reszta niechętnie ruszyła takim samym tempem.
Do celu dotarli w ciągu trzech dni, teraz wystarczyło czekać na wsparcie i monitorować ewentualne zdarzenia.

Siedzieli w lesie już pięć dni, w tym czasie nic niepokojącego się nie wydarzyło, wsparcie nie przybyło a oni byli znudzeni.
Siedzieli w ciszy kilka metrów od siebie.
W końcu Emilie wstała i ruszyła w stronę miasta, zostawiła ich bez słowa, wciąż im nie ufała, wiedziała jednak że czegoś od niej chcą, czekają na coś więc nie uciekną i będą pilnować jej rzeczy.

Wyszła z lasu i wolnym krokiem szła przez ulice niewielkiego miasteczka.  Mijała ludzi ubranych w barwne stroje i z fantazyjnymi balonami w ręku.
Zatrzymała się przed sklepem i obserwowała jak mijającą ją dziewczynka nuci wesoło melodię.

- Hmpf... chyba jakiś festiwal.

- W rzeczy samej... - obróciła głowę i zobaczyła siedzącego na ławce przed sklepem mężczyznę, on również trzymał kolorowy balon. - To festiwal kolorów, jest organizowany co roku. Tego dnia ludzie wyjmują z szaf najbarwniejsze ubrania i dodatki, a każdemu są rozdawane balony. - przybliżył twarz w jej stronę i szepnął. - A w środku są ukryte słodycze.

Przyjrzała się staruszkowi i mijając go bez słowa weszła do sklepu. Chwilę później wyszła z siatką zakupów i dwiema butelkami oranżady w ręce. Usiadła obok mężczyzny i podała mu otwartą już butelkę. Staruszek w zdziwieniu przyglądał się jak całkiem obca osoba po prostu pije z nim napój.

- To dla ciebie. - wyciągnęła w jego stronę siatkę z zakupami.

- A-ale ja nie mogę tego przyjąć. To zbyt wiele, nie potrzebuje tego.

- Jesteś bezdomny prawda? Teraz jesteś w małym szoku bo nikt tak zwyczajnie z tobą nie rozmawia, po prostu omijają cię udając że nie istniejesz, a od bardzo dawna z nikim nie rozmawiałeś a co dopiero jadłeś z kimś posiłek.

Upiła łyk a mężczyzna uśmiechnął się i przyjął prezent. Od razu go rozszyfrowała.
Na rozmowie spędzili dobrych kilka godzin, rozmawiali o wszystkim, jednak kobieta wytrwale unikała tematu o tym czym się zajmuje.

- A niebezpieczna?

- Bardzo

- Dużo czasu jej poświęcasz?

- Cały. No, na mnie już pora, obowiązki czekają.

Odeszła kilka kroków a starzec zauważył wystającą z pod płaszcza broń.

- Jesteś łowcą. - zatrzymała się. - Przeżyłem 67 wiosen a nigdy żadnego na oczy nie ujrzałem. Zostań jeszcze na moment.

Odwróciła się i uśmiechnęła.

- Jeszcze się spotkamy, a teraz zjedz coś.

Zajrzał do torby widząc mnóstwo świeżej żywności.

- Dziękuj... - chciał spojrzeć na odchodząca dziewczynę lecz przed nim nikogo już nie było, okoliczne chodniki też opustoszały, dopiero teraz spostrzegł że słońce już prawie zaszło.

- Toż to do prawdy łowca

Zawładnięta przez wampira Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz