-Co ty taka zamyślona chodzisz, siostra?-pyta Syriusz patrząc na mnie badawczo.-Zakochałaś się?-pyta, a ja czuję jak cała się rumienię, co daje mu jasny sygnał, że tak jest. Patrzy na mnie czekając aż odpowiem.

-Jestem dużą dziewczynką, nie muszę Ci się zwierzać.-pokazuję mu język. Nie mam zamiaru nikomu mówić, że gram w sobotnim meczu, dowiedzą się sami w piątek.

-Jasne, lepiej sobie pogadać ze ślizgońskimi kuzynkami.-dogryza mi Potter.

-Nawet jeśli, to Tobie nic do tego.-prycham i uśmiecham się złośliwie, bo wiem jak mu dogryźć.-Jak Ci idzie z Evans?-pytam uszczypliwie z udawanym zainteresowaniem, a trójka przyjaciół Jamesa chichocze.

-Jeszcze wszyscy będziecie nam gratulować na weselu.-mówi z powagą, patrzę na niego sceptycznie.

-Jasne, ja i Severus na pierwszym miejscu, tu się puknij.-mówię stukając się placem w czoło. Za plecami chłopaków widzę, że zbliżają się moje współlokatorki, wiec szybko kończę naszą rozmowę i uciekam do Wielkiej Sali, żeby nie dać Lucy możliwości wyczucia moich intencji co do jednego z Huncwotów.

W czasie posiłku nie bardzo zwracam uwagę na to co mówią dziewczyny, bo moje myśli krążą od wczorajszego spotkania w bibliotece, przez dzisiejszy trening, aż do piątkowego meczu i tak w kółko.

-Dalej jesteś zła na Severusa, o tą Evans w zeszłym tygodniu?-pyta nagle Abi wyrywając mnie z zamyślenia i bezczynnego grzebania w jajecznicy.

-Hmm, nie wiem.-odpowiadam wzdychając, tak naprawdę to chyba o tym zapomniałam bo miałam inne sprawy na głowie, ale tego już nie mówię. Zamiast tego odsuwam od siebie talerz z nietkniętą jajecznicą i biorę moje ulubione, zielone jabłko, które chowam do torby i wstaję od stołu.

-Idziesz już?-pyta Lucy, dalej zajadając śniadanie.

-Tak, nie jestem głodna, pójdę już pod salę. Może jeszcze coś powtórzę.-wzdycham i zakładam torbę na ramię. Ruszam do wyjścia z Sali, cały czas myśląc o pewnym gryfonie.

Zaczynam się złościć na samą siebie. Jestem Black do jasnej cholery!

-Hej, Lisico!-słyszę jak ktoś mnie woła, gdy zbliżam się do schodów prowadzących do lochów. Odwracam się i widzę Remusa, który zmierza w moją stronę. Zatrzymuję się i czekam aż chłopak podejdzie.

-Zabrałem wczoraj przez przypadek Twoje wypracowanie na eliksiry.-mówi i wyciąga pergamin ze swojej torby wypchanej książkami.

-Jejku, dziękuję. Slughorn by mi nie darował tej pracy.-mówię i odbieram ją z wdzięcznością.

-Nie ma sprawy. A tak w ogóle to myślałaś o tych korepetycjach?-zagaduje chłopak i rusza ze mną pod salę eliksirów, całkiem nieświadomie.

-Odrabianie z Tobą lekcji jest ciekawsze, niż samotne wypełnianie tego obowiązku, więc bardzo chętnie.-odpowiadam z uśmiechem, ale patrzę na swoje buty.-Twoi przyjaciele nie będą zazdrośni, że spotykasz się z kimś innym?-pytam mając bardziej na uwadze mojego starszego brata, za bardzo interesującego się moim stanem sercowym. Podnoszę wzrok zainteresowana jego odpowiedzią.

-Rzadko chodzą ze mną do biblioteki, więc raczej się nie przejmą, jak im nagle powiem, że idę sam.-wyjaśnia chłopak i uśmiecha się do mnie, co odwzajemniam.

-I tak jak wczoraj mnie odprowadzasz, może stanie się to naszą tradycją?-pytam rozbawiona.

-Cała przyjemność po mojej stronie, w nagrodę mogę podziwiać bardzo ładny uśmiech.-mruga do mnie Remus, a ja czuję jak się rumienię.

Lisek z rodu BlackKde žijí příběhy. Začni objevovat