love you from a distance

139 20 15
                                    

— Dziękuję, Kageyama — powiedział cicho Hinata, leżąc na plecach na podłodze sali gimnastycznej ich szkoły. O tej porze pozostali tutaj tylko oni. Przetarł spocone czoło dłonią, wpatrując się ciągle w lampy wiszące pod sufitem.

Jego słowa odbiły się przyjemnie od ścian pomieszczenia.

— Huh? Za co? — ciemnowłosy chłopak był zakłopotany nagłym wyznaniem chłopaka o włosach koloru dojrzałej mandarynki. Upił wody ze swojej butelki, kierując swój wzrok na zaczerwienioną twarz Shoyo.

— Może już tego nie pamiętasz — niższy uśmiechnął się, lekko pokazując zęby. — Ale wtedy w podstawówce nie dałbym im rady, nawet mimo woli walki.

— Czekaj, serio... O czym mówisz? — Tobio zmrużył oczy, wstając. Przemieścił się powoli w stronę Hinaty, po czym usiadł obok niego. Nie potrafił przypomnieć sobie żadnej sytuacji, za którą ta mandarynka mogła być mu rzeczywiście wdzięczna. Brzmiało to też dosyć poważnie.

Shoyo westchnął, przecierając oczy. Podniósł się na łokciach, patrząc w stronę wyższego.

— No wtedy, w podstawówce. Zwyzywali mnie za kolor moich włosów, nazywali marchewą. Bardzo się wtedy wkurzyłem, to wstałem z ławki i rzuciłem się na nich, żeby pokazać im, że nie mogą się tak do mnie zwracać. Tylko, że oni byli ode mnie dużo wyżsi i silniejsi, i zanim zrobiłem cokolwiek, już leżałem twarzą do ziemi. No i wtedy ty się tam pojawiłeś, nawet nie wiem, jakim cudem usłyszałeś tę kłótnię — Hinata popatrzył przelotnie na twarz ciemnowłosego chłopaka, który uciekł wzrokiem w bok. — Ciebie się bali. Zaraz stamtąd uciekli. A ja nawet odtrąciłem twoją rękę, kiedy chciałeś pomóc mi wstać — rudowłosy zachichotał cicho.  — Nigdy o tym nie zapomniałem.

Kageyama popatrzył w brązowe oczy Shoyo, nie wiedząc, co powiedzieć. Tak naprawdę dobrze pamiętał tą sytuację. Jednak, przypominanie sobie o tym od zawsze było niezręczne. Nie dlatego, że żałował, że się im wtedy postawił, tylko że w pewien sposób pokazał, że zależy mu na rudowłosym.

— Ale... Dlaczego mówisz mi o tym akurat teraz?

Hinata uśmiechnął się szeroko, a jego oczy zamieniły się w urocze półksiężyce. Tobio był zszokowany, bo jego przyjaciel zachowywał się conajmniej dziwnie. Może za mocno uderzył się w głowę? Albo wszedł w słup w drodze do szkoły?

— Bo uświadomiłem sobie, że to musi być przeznaczenie. Przecież nawet w podstawówce nie byliśmy w jednej klasie. Gimnazja nas rozdzieliły całkowicie, spotkaliśmy się tylko na jednych zawodach, gdzie nie zrobiliśmy na sobie najlepszego wrażenia. Po przyjściu tutaj skakaliśmy sobie do gardeł, a teraz... praktycznie każdy dzień spędzamy razem? Tamtego dnia nie musiałeś się mną zainteresować, przecież nawet się nie znaliśmy...

Kageyama siedział cicho przez dobrą minutę. Zastanawiał się, ile zmieni to co, miał ochotę powiedzieć. Czy powinien? A może łatwiej byłoby się do tego nie przyznać, a niższy chłopak nigdy nie dowie się, dlaczego tak postąpił. Na samą myśl zaczynały mu się pocić ręce i czuł, jak pieką go policzki.

Pozwolił, żeby przydługa grzywka opadła mu na oczy i wziął głęboki wdech.

— Codziennie obserwowałem, jak przychodziłeś do szkoły. Chciałem cię poznać, bo uważałem, że musisz mieć piękną duszę, skoro wyglądałeś... właśnie tak — zaśmiał się nerwowo, zasłaniając twarz dłońmi.

Hinata zamrugał szybko. Kageyama rzadko dzielił się czymś tak prywatnym.

— Naprawdę mnie wtedy zauważałeś? Pośród tych wszystkich ludzi?

Tobio uśmiechnął się, patrząc w stronę niższego.

— Ciężko było cię nie zauważyć. Raczej wszędzie cię było pełno. Pomagałeś przy każdej szkolnej imprezie, nawet startowałeś na przewodniczącego szkoły. Dostałeś wtedy jeden głos...

Shoyo usiadł i przechylił głowę, łapiąc kontakt wzrokowy z ciemnowłosym. Jego oczy przyjemnie błyszczały, przez światło odbijające się od niebieskich tęczówek.

Zaśmiał się głośno, przysłaniając buzię ręką. Kageyama był niemożliwy.

— Co cię tak bawi... — wyższy chłopak był coraz bardziej zakłopotany reakcjami swojego przyjaciela. Może rzeczywiście błędem było to, że wyznał mu coś, co przechowywał długo w swoim sercu. Coś tak bardzo osobistego.

— Czyli mówisz, że ci się podobałem — rudowłosy stwierdził, uśmiechając się. Zaczął się bawić swoimi palcami.

Kageyama otworzył szeroko oczy, jakby dopiero uświadamiając sobie, jak to wszystko mogło zabrzmieć.

— Nie! — krzyknął nagle, machając rękami. — Ja to wszystko wytłumaczę, bo dziwnie dobrałem słowa...

— Przecież to nic złego — niższy wzruszył ramionami. — Naprawdę, nie musisz się tym przejmować, tym bardziej, że to było dawno temu. Zrozumiałem — posłał ciemnowłosemu zapewniający uśmiech, mimo małego zawodu w sercu. Ze zdenerwowania przygryzł lekko dolną wargę. Tak naprawdę nie wiedział, czy on... wolał chłopaków.

Kageyama to wszystko widział. Może i był marny w wyznawaniu uczuć, mówieniu o tym, co go denerwuje, o tym, czego potrzebuje, ale szczegóły w zachowaniu najbliższych nigdy mu nie umykały. Był bardzo dobry w czytaniu ludzi.

— Wolałbyś, żeby to trwało? — Tobio spytał cicho, powoli kładąc swoją rękę na dłoni Shoyo. Była mała i ciepła. W tym momencie odkrył, że trzymanie kogoś za rękę może być całkiem przyjemne i zdołał się do tego przełamać.

Niższy chłopak popatrzył na ich złączone dłonie.

— Co masz na myśli...

— Wydaje mi się, że dobrze wiesz, o czym mówię — ciemnowłosy wsunął drugą dłoń w mandarynkowe włosy, zakładając niesfornego loka Shoyo za jego ucho. Na końcu umiejscowił ją pod podbródkiem chłopaka, podtrzymując jego buzię.

— Ja... Nie wiem... A ty?.. Chciałbyś? — Hinata spytał cicho, spoglądając najpierw na usta chłopaka przed nim, a później odważył się podnieść wzrok, łapiąc jego łagodne spojrzenie. Myśli Kageyamy galopowały z zawrotną szybkością, bał się, że popełnia błąd, działając pod wpływem chwili i nagłego zastrzyku tych wszystkich powracających uczuć. Nie chciał zranić ich oboje i starał się zważać na konsekwencje. Bał się, że za chwilę to wszystko pryśnie, jak kolorowa bańka mydlana. Ale... nie potrafił już dłużej tego ignorować i chciał pozwolić sobie na szczęście.

— Mogę? — zbliżył twarz Shoyo do swojej. Rudowłosy skinął głową, powoli zamykając oczy.

Tobio zmniejszył odległość między nimi, delikatnie całując usta mandarynki i pozostając tak przez chwilę. Poczuł jak Hinata uśmiecha się, więc odsunął się powoli, obserwując reakcję rudowłosego. Chłopak ułożył swoje dłonie na ramionach Kageyamy, przysuwając się ponownie i muskając jego wargi. Wyższy przechylił swoją głowę lekko w bok, jedną rękę kładąc na tyle szyi Shoyo i przyciskając go do siebie, a drugą na jego policzku.

Nie żałował niczego i czuł się cudownie. Miał wrażenie, jakby jego serce miało za chwilę eksplodować ze szczęścia, bo jego uczucia dla tego drobnego chłopaka zaczęły przybierać na sile.

Na dworze zaczął zapadać już zmrok i wyższy najchętniej pozostałby tu do rana, ale wiedział, że czeka go jeszcze daleka droga do domu. Powoli odsunął się od Hinaty, całując go szybko w nos i podnosząc się chwiejnie z podłogi.

— Huuuh?! Już... — brązowooki zalamentował, na co Tobio zaśmiał się cicho i spojrzał na niego łagodnie.

— Trzeba jeszcze posprzątać piłki — powiedział wyższy i podał dłoń starszemu chłopakowi, za którą tamten złapał i poniósł się do pionu, wpadając w ramiona Kageyamy.




it's all i ever wanted.

as the waves peacefully hittin' the seashore | kagehinaWhere stories live. Discover now