Podczas jego (Krzysztofa) wizyty nie wychodzę z pokoju. Nadal nie potrafię rozmawiać z nim po tym wszystkim co zaszło, choć może mimo wszystko chyba powinnam mu podziękować. Ale nie jestem w stanie. Choćby po to aby powiedzieć mu o długu, który mimo wszystko chce spłacić. 
Okazja nadarza się już w niedzielę. Zbierając wszystkie potrzebne pieniądze (tzn. te które do tej pory udało mi się zaoszczędzić) jest ich ponad dziesięć tysięcy (bo doszła mi jeszcze hojna wypłata z banku, choć wydaje mi się, że i tak była za wysoka i to raczej wpływ Karola niż mojej ciężkiej pracy), a także mentalne siły decyduję się opuścić swój pokój. Ale mimo wszystko przed wejściem do kuchni tchórzę.
- Dziękuje ci.- słyszę głos mamy- Nawet nie wiesz jak wielkie brzemię zdjąłeś nam z barków.
- To był mój obowiązek.- rozbrzmiewa poważnie głos Krzysztofa- Jest mi przykro, że robię to dopiero teraz. Aha, i proszę się nie martwić. Choć kooperujemy z wieloma firmami budowlanymi kilka jest też całkiem zaprzyjaźnionych i niezależnych. Polecę pana Młynarczyka, więc nie będą się państwo musieli obawiać, że w każdej chwili grozi mu zwolnienie.
- Och- tylko tyle daje mi się wyłowić westchnienia mojej mamy i jej płaczu. Wtedy decyduje się wyjść
- Nie płacz, proszę- mówię zwracając się do niej i przytulając ją. Staram się przy tym nie patrzeć na Krzyśka.- Jest już przecież w porządku.
- Agnieszka, wiesz dlaczego...- przerywam jej, bo domyślam się co chce mi powiedzieć: wiesz dlaczego płaczę. Bo ty nadal cierpisz. Tylko tyle albo aż tyle mówi jej wzrok.
- Mamo, to już nie ważne- mówię trochę aluzyjnie- Teraz będzie tylko lepiej
- Może chcecie porozmawiać?- dodaje mama nieśmiało, niemal z nadzieją. - Czy ona naprawdę myśli, że teraz Krzysiek i ja możemy znów...?
- Tak, powinniśmy porozmawiać.- mówię stanowczo odważając się zerknąć w jego stronę. I widzę jak on wciąż patrzy na mnie obejmującą mamę. Muszę spuścić wzrok- Oczywiście jeśli teraz masz czas.- dodaję patrząc na podłogę.
- Jasne.- odpowiada tylko, a mama szybko wychodzi z kuchni. Gdy zostajemy sami z ciężkim sercem siadam na jednym z krzeseł bojąc się znów na niego spojrzeć. Nagle wręczenie mu pieniędzy tak po prostu i odejście wydaje mi się strasznie trudne.
- Dlaczego mi o niczym nie powiedziałaś?- po kilkudziesięciu sekundach słyszę jego pytanie. Uśmiecham się lekko z pewną dozą melancholii, która dopada mnie ilekroć myślę o przeszłości pytając siebie o to samo. Czy zrobiłam to dla mojej rodziny żebyśmy mogli żyć w spokoju? (Tylko, że jak się z czasem okazało spokój nie był nam dany.) Czy zrobiłam to żeby chronić Krzyśka przed jego ojcem? (Ale przecież jak się okazało on sam świetnie umiał sobie z nim poradzić.) A może po prostu sama podświadomie chciałam to wszystko zakończyć, bojąc się że gdy zrobi to Krzysiek nie będę umiała się już pozbierać? (Tyle tylko, że i to okazało się nieprawdą.)
- Po prostu wtedy wydawało mi się to najlepszym rozwiązaniem.- słysząc moją odpowiedź wzdycha ciężko siadając na krześle. 
- Tylko takie wyjaśnienie udało ci się wymyślić przez cały ten czas? Tak banalny i utarty slogan?
- Może i banalny, ale prawdziwy.- mówię odrobinę zadziornie przeżywając raz jeszcze chwilę tamtego upokorzenia podczas swojej pierwszej rozmowy z Władysławem Kamińskim
- Pamiętasz dzień gdy po raz pierwszy zaprosiłem cię do siebie oficjalnie do domu?- kiwam głową, bo zaczynam domyślać się do czego zmierza.- Obiecałaś, że nigdy mnie nie okłamiesz do cholery!- dopiero teraz daje upust nagromadzonym emocjom.- Wiesz jak bardzo cię nienawidziłem myśląc że wzięłaś od ojca pieniądze w zamian za zniknięcie z mojego życia? Wiesz jak bardzo zdradzony czułem się widząc cię wtedy wychodzącą z jego gabinetu?!- gdy to mówi jakby to było wczoraj ta scena staje mi przed oczami: ja wybiegająca z domu Kamińskich i on stojący na korytarzu. A potem ten ułamek sekundy gdy wymijam go bez słowa.- Dlaczego nie zwróciłaś się do mnie o pomoc?
- A co miałam ci powiedzieć? Że twój ojciec powiedział, że mam się od ciebie odczepić, bo w przeciwnym razie pożałuję? Że gdy nic sobie z tego nie zrobiłam wynajął hazardzistę żeby oskubał mojego ojca, a potem zaaranżował cały ten wypadek grożąc mu więzieniem? A co ty mógłbyś wtedy zrobić?
- Moze to samo co teraz- odpowiada patrząc mi w oczy.- Naprawdę cię kochałem.- gdy to słyszę czuję w oczach piekące łzy. Bo użył czasu przeszłego- I chciałem być z tobą cokolwiek by się nie stało. Nie liczę już nawet ile razy deptałem swoją dumę błagając cię i żebrząc o uczucie. A tobie tak łatwo przyszło zrezygnować z tego co nas łączyło.
- Nie wiesz jak wtedy się czułam- odzywam się- Jak bardzo cierpiałam i ile musiałam znieść przez twojego ojca. Byłam sama przeciwko wszystkim. 
I dlatego tak po prostu stchórzyłaś? A może nigdy nie myślałaś o mnie poważnie, co?
- Ja też cię...- urywam bo o mało co nie powiedziałabym słowa kocham- ...kochałam. Jak możesz myśleć, że to co nas łączyło było dla mnie niczym?
- Tylko jakoś łatwo przyszło ci się tego wszystkiego wyrzec. Gdybyś mnie naprawdę kochała, nigdy byś ze mnie nie zrezygnowała. Zbyt łatwo poświęciłaś nasze uczucie.
- Tak? A co takiego ty poświęciłeś?- pytam patrząc na niego ledwie hamując łzy- Tak łatwo przychodzi ci mnie oceniać, choć nawet nie znasz całej sytuacji i całą winą obarczasz mnie.- gdy wpatruje się we mnie, kontynuuję - Prosto przychodzi ci mówienie o miłości, ale czy 
naprawdę myślisz że to wystarczyło? Może masz rację i wtedy stchórzyłam. Może powinnam walczyć, wyznać ci prawdę, posłać twojego ojca do diabła, ale wiesz co? Miałam już dość. Byłam zmęczona. I po prostu się poddałam. To wszystko ładnie wygląda w filmach: miłość pokonuje wszelkie przeszkody, zakochani do końca życia mają w sercach obraz ukochanej osoby. Ale w prawdziwym życiu liczy się coś jeszcze. My po prostu uwierzyliśmy w tę bajkę, tak jak wielu przed nami.
- Więc to co nasz łączyło uważasz za bajkę? Za coś nierealnego, które nie miałoby szansy w prawdziwym życiu? Tyle warta była twoja miłość?
- A twoja?- bronię się- Nie minął nawet rok a ty znalazłeś sobie inną. - Nagle dociera do mnie ironia tej całej sytuacji: bo kłóciliśmy się zupełnie jak wiele par, które właśnie się rozstało: obie strony za wszelką cenę obarczały się wzajemnie winą. Bo nasz oryginalny związek zakończył się tak samo banalnie.
- Ty też jakoś nie usychałaś za mną z tęsknoty będąc z Karolem. I jemu jakoś potrafiłaś o wszystkim powiedzieć- w pierwszej chwili chce odeprzeć jego zarzut, że nic mnie z Zawadzkim nie łączy, a spotkałam się z nim dopiero po raz pierwszy (od czasu rozstania z Krzyśkiem) w te wakacje, ale daję sobie spokój. Bo przecież to już nieważne: przez cały ten okres tak bardzo skrzywdziliśmy się wzajemnie, że nawet jeśli do niedawna łudziłam się, że mogłoby coś między nami być, teraz zrozumiałam że byłoby to niemożliwe
- Tak- mówię tylko po dłuższej chwili.- Jak widzisz oboje popełniliśmy błędy, oboje baliśmy się zaryzykować. Nigdy nie dowiemy się czy byłoby warto.
- Nie, nie dowiemy się. - zgadza się ze mną na chwilę milknąc- No cóż w takim razie nie pozostaje mi nic innego jak życzyć ci szczęścia w związku z Karolem.
- A mnie tobie z Marzeną.- dodaję czując ból wewnątrz swojego ciała.
- I...przepraszam za to wszystko co powiedziałem w mieszkaniu Karola. Nie powinienem był.

Od nienawiści do miłości ✔Unde poveștirile trăiesc. Descoperă acum