ROZDZIAŁ 12 cz.2

185 26 10
                                    

Tekst może zawierać sceny walki, przemocy, a także elementy horroru.

ZANE

Szliśmy grzbietem góry o łagodnym zboczu, u której stóp rozciągało się podłużne jezioro. Wraz z wysokością zrobiło się chłodniej. Roślinność się przerzedzała, dając miejsce skałom pokrytym warstwą śniegu.

Według mapy zbliżaliśmy się do kryjówki drugiego demona. Kolejna niewielka chata w lesie przypominała tę pierwszą. Tym razem oboje z Tiffany dokładnie sprawdziliśmy lokalizację, lecz nie znaleźliśmy nic, co świadczyłoby o obecności nadprzyrodzonej istoty.

– Wygląda na to, że Dolina Trzech Demonów, to tak naprawdę Dolina Dwóch Demonów, chociaż kto to wie. Może trzeciego też tu już nie ma – powiedziała dziewczyna, przeczesując stertę śmieci w kącie izby. – Myślisz, że to możliwe, by demon sam się uwolnił?

– Jeśli zabezpieczenia były zbyt słabe, albo ktoś pomógł mu się stąd wydostać, to czemu nie.

– Obstawiałabym drugą opcję. Centrala nie pozwoliłaby sobie na słabe zabezpieczenia.

– Racja.

Ruszyliśmy w dalszą wędrówkę bez zbędnych przerw na odpoczynek. Doszliśmy wkrótce na skraj najbardziej dzikiego i zapuszczonego lasu, jaki kiedykolwiek widziałem. Tuż za nim znajdowała się ostatnia lokacja do sprawdzenia. Musieliśmy się przez niego tylko przedostać.

Weszliśmy pomiędzy uschnięte pnie drzew, których gałęzie skrzypiały od podmuchów wiatru. Przedzieraliśmy się przez chaszcze niewydeptanej dotąd przez nikogo drogi. W przeciągu paru chwil niebo przykryły ciemne chmury, a wokół nas zaczęła zagęszczać się mgła. Nie widziałem nic dalej niż na wyciągnięcie ręki, a Tiffany uczepiła się kurczowo materiału mojej kurtki na ramieniu, rozglądając się dookoła zaniepokojona. Zjawisko to jednak równie szybko jak się pojawiło, tak zniknęło.

Mgła zaczęła się przerzedzać, odkrywając przed nami krajobraz malowniczych, szmaragdowych jezior usytuowanych wśród łagodnych pagórków starych świerków i sosen otulonych mchem. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby na horyzoncie nie roztaczał się widok setek człekopodobnych sylwetek, które emanowały bladym światłem.

Duchy? Najprościej było je tak opisać, ale obawiałem się, że były czymś gorszym. Zauważyły nas i zaczęły się do nas niepokojąco szybko zbliżać.

– Odejdźcie! – Tiffany odruchowo i w panice cisnęła lodowym pociskiem w ich kierunku, nim zdążyłem się zorientować.

To niezbyt rozsądne posunięcie rozgniewało prędko nadprzyrodzone, smukłe istoty, które na naszych oczach przeistoczyły się w prawdziwe monstra. 

Z ich transparentnych ciał wyrosły naraz galaretowate macki. Niektóre miały po kilka głów, inne setki gałek ocznych usytuowanych w każdym miejscu bliżej nieokreślonego ciała, a jeszcze inne chodziły na wielu kończynach. Ich oczy mieniły się czernią. Między grzebieniami ich ostrych zębów sączyła się gęsta, ciemna ciecz, a ciszę rozdzierały odgłosy groźnego warczenia.

Prędko zawróciliśmy z tej drogi, rzucając się w popłochu do ucieczki.

– Zbliżają się! – wrzeszczała Tiffany.

– Nie oglądaj się, tylko biegnij!

Pędziliśmy, ile sił w nogach, czując na karku oddech potworów. Te podążały za nami złowieszczą hordą i nawet nie chciałem wyobrażać sobie, co nam zrobią, gdy tylko nas dopadną.

Wtedy dostrzegliśmy stary dom, który już na pierwszy rzut oka przywodził na myśl scenerię z jakiegoś horroru. Wielki, w gotyckim stylu, z wysokimi, wąskimi oknami i spadzistym dachem. Biegliśmy właśnie w jego stronę, nie widząc innej możliwości, gdzie mielibyśmy ukryć się przed potworami.

W blasku żywiołu. Błyskawica ✅Where stories live. Discover now