ROZDZIAŁ 12 cz.1

197 27 22
                                    

Tekst może zawierać sceny przemocy, walki, a także elementy horroru.

MIRA

– Halo! Halo! Wstajemy królewno.

Z niepokojącego snu wybudził mnie ochrypły, szorstki głos nasuwający na myśl postać podstarzałej palaczki, która nie odejmowała sobie od gęby papierosa przez ostatnie dwadzieścia lat życia.

To ona. Mglisty obraz nabierał z wolna kształtu. Wojowniczka. Utalentowana, z którą walczył wcześniej przyjaciel. Jej imię? Jak ono brzmiało?

Zuleika.

Pamiętałam ją doskonale. Zresztą, jak mogłabym ją zapomnieć? To przez jej niecodzienny, cholernie przerażający atak w środku lasu, Zane zmuszony był zdradzić przede mną swój największy sekret.

Leżałam odrętwiała, pozbawiona czucia w całym ciele. Dotykał mnie chłód jakiego jeszcze nigdy dotąd nie doświadczyłam. Przeraźliwe zimno bijące od pokrytej grubą warstwą śniegu ziemi wnikało w każdy por mojej skóry.

Poczułam rwący ból w prawym ramieniu. Kobieta chwyciła mnie mocno i pociągnęła do góry. Wisiałam bezwładnie w powietrzu, a ona potrząsnęła mną porządnie ze dwa razy, jak gdyby mój ciężar nie robił na niej żadnego wrażenia. A potem puściła. Wylądowałam z powrotem na twardej ziemi. Ostry ból przenikał każdą tkankę mojego ciała, aż na moment zabrakło mi tchu.

– Słoneczko, nie mamy całego dnia.

Z wolna odzyskiwałam władzę w ciele, jak gdyby dopiero jej słowa zdjęły niewidzialną blokadę i pozwoliły mi na nowo przejąć władzę nad własnym ciałem. Podźwignęłam się na łokciach ciężko. Moje palce tonęły w górze okrutnie zimnego, białego puchu. Walczyłam w myślach z narastającą paniką. Gdzie ja byłam? Co ja tu robiłam?

– Nie cierpię, gdy mi to robisz – wydusiłam w złości. Zuleika prychnęła śmiechem a ja przecież nie żartowałam.

Podniosłam się na nogi. Ile bym dała, żeby Zane znów się tu pojawił i mi pomógł. Ale nie, tym razem byłam zdana tylko na siebie. Szybko do mnie dotarło, w jak beznadziejnej sytuacji się znalazłam.

Rozejrzałam się dookoła rozbieganym spojrzeniem. To nie było to samo miejsce, w którym spotkałyśmy się ostatnio. Las się zmienił. Stał się bardziej dziki i nieprzejednany. W oddali dostrzegłam przerażająco wysokie zbocza gór, które zdawały się wyrastać tuż nad moją głową i przysłaniać możliwie każdy skrawek, już i tak niedającego spektakularnie wiele światła, nieba.

– Co tutaj robimy? Czego ode mnie chcesz? – Zupełnie nie panowałam nad swoimi głosem.

Zuleika podeszła do mnie, marszcząc krzaczaste brwi. Jej krótkie, pomarańczowe włosy wydawały mi się jaskrawym płomieniem ognia, będącym jedynym punktem koloru na tle ponurego krajobrazu. Przez jej orli nos, wyrazistą linię żuchwy i liczne blizny na odsłoniętej skórze, robiła wrażenia hardej, zaprawionej w bój kobiety. Patrzyła na mnie szaleńczo, wytrzeszczając gałki oczne, a z jej ust kipiał prześmiewczy uśmieszek.

– Musisz mi pomóc – odparła w tak szorstki, nieznoszący sprzeciwu sposób, że aż trudno było mi uwierzyć w szczerość jej intencji.

Zapanował nade mną strach. Nie chciałam mu ulegać. Nie zamierzałam jej pomagać. 

Zuleika natychmiast rozpoznała mój nastrój. Zbliżyła się do mnie niebezpiecznie blisko i, zamiast spróbować mnie zastraszyć, czego się spodziewałam, ona uśmiechnęła się do mnie z dziwną pobłażliwością. Jej żółtawe źrenice wpatrywały się we mnie spod przymkniętych powiek pełne niezrozumiałej czułości. Zmarszczyłam brwi. 

W blasku żywiołu. Błyskawica ✅Where stories live. Discover now