ROZDZIAŁ 11

197 32 23
                                    

Tekst może zawierać krwawe sceny walki, przemoc.

ZANE

Tylko nie patrz w dół.

Lina szarpnęła nagle, a ja zamarłem, znajdując się kilka metrów nad ziemią. Mój ciężki oddech zamienił się w zamarzającą mgiełkę, która buchała co rusz z moich ust. Prędko wsunąłem palce w szczelinę między skałami, znajdując w niej oparcie, i podciągnąłem się do góry. Moje mięśnie drżały nieprzyzwyczajone do tak wymagającej wspinaczki. Jeszcze tylko kawałek.

Wreszcie wdrapałem się na upragniony szczyt. Zimny wiatr ocierał się o moje zaczerwienione policzki, a w nozdrzach grało chłodne, górskie powietrze. Przecisnąłem się przez wąski przesmyk, który zaprowadził mnie do zamkniętej zewsząd górami doliny.

Zatrzymałem się nad urwiskiem. Miałem stąd widok na majestatyczną okolicę, która raz jeszcze pozbawiła mnie tchu w piersiach, lecz tym razem z zachwytu. Wyżyny pokrytych śniegiem gór niknęły w gęstej mgle przypominającej sunące po ziemi chmury. Liczne, polodowcowe jeziora lśniły niczym lustra usytuowane między iglastymi lasami i mieniącymi się jesienną czerwienią łąkami.

Oto przede mną rozciągała się Dolina Trzech Demonów – nieosiągalna dla zwykłego człowieka część Gór Kaskadowych w stanie Washington, której nikt prócz Utalentowanych nie nazywał w ten sposób.

– Co za koszmarna droga! – Kojącą chwilę obcowania z naturą zakłóciła obecność Tiffany, która zdaje się, że wykorzystała całą swoją energię życiową, by dotrzeć za mną w to miejsce.

– Myślałem, że jesteś w nieco lepszej formie – odparłem z dystansem, obserwując jak dziewczyna zipie ze zmęczenia, choć w całym tym wyczerpaniu zdołała znaleźć dość siły, by obdarzyć mnie groźnym spojrzeniem.

Prawdę mówiąc, dziwiłem się, że Tiffany ostatecznie dotrzymała słowa i wyruszyła ze mną w tę niecodzienną podróż. W końcu nienawidziła mnie tak bardzo, że mogła w każdej chwili zmienić zdanie, wycofać się, a nawet donieść na mnie Gemmie, czy komuś bezpośrednio w Centrali, a ja musiałbym w pełni to zrozumieć. Mimo niechęci, znalazła się tu ze mną. Byłem pewien, że nie tylko ze względu na cenne poroże, które jej zaoferowałem.

– Minęły wieki, kiedy moi dziadkowie zabrali nas na wycieczkę do Parku Narodowego Mount Rainier. Pamiętasz w ogóle? – rzuciła niespodziewanie. – Chyba to był ostatni raz, gdy dałam mojemu ciału taki wycisk.

To zabawne, że wspomniała akurat o tamtej podróży. Pamiętałem ją doskonale. Byliśmy wtedy dziećmi, lecz wiedzieliśmy już o swoich talentach w przeciwieństwie do jej dziadków. Oni opiekowali się dziewczyną po śmierci jej mamy, lecz nie mieli pojęcia o jej magicznych zdolnościach. Nie mogli. Dziewczyna, będąc wtedy zaledwie dzieckiem, doskonale pojmowała, jakie konsekwencje czekały ją za ujawnienie tajemnicy naszych talentów nawet przed najbliższymi.

W tamtych czasach przyjaźniliśmy się. Podczas wycieczki jak zwykle razem znikaliśmy z oczu opiekunów, by na osobności pochwalić się przed drugim swoimi nowymi, magicznymi umiejętnościami.

Pamiętam, że znaleźliśmy się nad jakimś wodospadem, którego nigdy później nie potrafiłem odnaleźć palcem na mapie. Tiffany ćwiczyła ze swoją magią wody nad rwącym strumieniem, kreując wedle swojej woli jej kształt i kierunek, w jakim się poruszała.

Wtedy wpadłem na głupi pomysł. Poprosiłem ją, by zrobiła największą bańkę wypełnioną wodą, jaką tylko była w stanie. Ona zgodziła się od razu ciekawa, co zamierzałem zrobić. Chciałem zwyczajnie skoczyć na nią z wysokości i odbić się jak na trampolinie. Gdy o tym myślałem z perspektywy czasu, miałem mieszane odczucia, ale wtedy wydawało mi się to całkiem zabawne.

W blasku żywiołu. Błyskawica ✅Donde viven las historias. Descúbrelo ahora