Rozdział 1.

146 10 10
                                    

Zaczynała się wiosna. Liście które zostały po jesieni zaczęły mieszać się z błotem i rozkładać. Rośliny wypuszczały pączki, a życie w mieście rozkwitało na nowo po długiej zimie.
Norman szedł chodnikiem. Cieszył się że mama wypuściła go z sierocińca w którym mieszkał razem z innymi dziećmi. Kiedy miał 3 lata, stracił rodziców. Niewiele pamietał z tego okresu, ale od innych dowiedział się, że oboje zginęli w wypadku samochodowym. Norman był wtedy w przedszkolu. To był jego drugi dzień w nowej grupie. Mimo że część osób się znala, chłopak szybko znalazł znajomych. Informacja o śmierci jego rodziców w drodze, aby odebrać go z przedszkola, bardzo go uderzyła i mocno to odczuł. Byli dla niego wszystkim. Nie miał innej rodziny.

Trafił do sierocińca o nazwie Grace Field House. Było tam dużo dzieci w różnym wieku, każde z inną przeszłoscia. Pierwsze dni były trudne. Unikał wszystkich, i nie starał się zawierać znajomości. Chodził na terapię do mamy, czyli opiekunki ich, jak i całego sierocińca. Okazala się ona rowniez terapeutką co bardzo pomagało dzieciom, które dopiero co przyjechały. Po upływie około dwóch tygodni, Norman zaczął się otwierać. Jedynymi osobami w jego wieku byli czarnowłosy chłopak o imieniu Ray, i rudowłosą Emmą. Ten pierwszy wydawał się cały czas smutny, jakby w depresji.
Emma wręcz przeciwnie. Sprawiała wrażenie wesołej i może trochę świrnietęj. Wszedzie jej było pelno. Od początku było wiadomo że się dogadają. Od tamtej pory Norman czasami zapominał o swojej traumie i miło spędzał czas.
***
Dzisiaj Ray miał urodziny. Jako że stał się jego najlepszym przyjacielem, Norman nie mógł przegapić tej daty. Próbował zgadać się z Emmą, aby razem kupili prezent ale ta już miała pomysł na swoj, i nie była chętna na skladke. Chłopak długo głowił się nad tym, jaki prezent kupić. W końcu zdecydował się na coś nie zbyt wymyślnego. Wiedział że Ray lubi książki, więc postanowił że kupi mu właśnie ksiazke. Z kieszonkowych które mu zostały uzbierał 30 złoty. Idealnie! Po kilkunastu minutach stanąl pod drzwiami księgarni o nazwie " U Bakuśa". Otworzył drzwi i wszedł do środka. Nad sobą usłyszał dźwięk dzwoneczka zamontowanego przy drzwiach po to, aby informować sprzedawcę, że ktoś wszedl. Szukał jakiejś wyjątkowej ksiazki. W Grace Field House było dużo ksiazek, ale wszystkie były bez ciekawej tematyki oraz z dziwnymi karteczkami przyklejonymi do okladek. Alfabetem Morse'a były na nich zapisane takie słowa jak np. obietnica.
- O hajooo! - Powiedział Norman
- O hajo - odpowiedział brodaty sprzedawca, na oko koło 50. - Moge w czymś pomóc?
- Właściwie to tak. Szukam książki dla 14- letniego przyjaciela.

Po okolo 20 minutach Norman wyszedł z księgarni z paczką pod pachą. Było już dobrze po południu gdy chłopak dotarł do drzwi sierocińca i zapukał. Tak jak się spodziewał, po chwili ciszy otworzyla 7 - letnia dziewczynka o imieniu Conny, która zawsze była ciekawa kto przyszedł.
- Cześć Conny!- powiedział z uśmiechem Norman- zdążyłem jeszcze na urodziny Raya?
Twarz dziewczynki posmutniała. Ta reakcja wystarczyła, by Norman zaczął się niepokoić. Prosząc Conny o przesunięcie się, wszedł do domu i skierował się do pokoju gdzie mieszkał razem z Emmą i Rayem. Chłopaka w nim nie bylo. Postanowił że pójdzie spytać mame, o to gdzie Ray się podziewa.

- Co się stało Ray? - odrazu na wejściu spytała mama.
Naprawdę było aż tak po nim widać niepokoi?
- Nigdzie nie mogę znaleźć Raya, mam dla niego prezent.
- Ahh Norman - Mama podeszła obejmując go - Raya już tu nie ma. Postanowiłam zrobić mu niespodziankę. - twarz mamy zmieniła się w nieprzyjemnie powazną, a następnie nawet złośliwą - Pojechał do domu. Do swojej rodziny zastępczej.
Norman wiedział że tak nie powinno być. Coś mu w tym nie pasowało. Ray naprawdę by się nie pożegnał? Czuł że budzi się w nim panika.
- Nie martw się. Ray już ciebie nie potrzebuje - powiedziała z uśmiechem mama.
Norman ledwo widział przez lzy, które napływały mu do oczu
- Nie! To nie może dziać nieeeeee!! - krzyczał Norman odpychając mamę. Jego krzyk niósł się przez puste korytarze sierocińca. Ray był dla niego naprawdę kimś waznym, jak nie najważniejszym w życiu. Nie mógł go stracić! - Nieee! - Krzyknął rozpaczliwie jeszcze raz.

Norman - rozległ się stłumiony glos, jakby spoza jego głowy. - Norman!

________________________________
O hajoo! 😆 To już będzie koniec pierwszego rozdziału. Nie wiem jak to wyszlo, mam nadzieję że nie beznadziejnie¯\_()_/¯ . To już musicie ocenić sami. Nie wiem czy ktoś to przeczyta, ale no cóż XD. Przepraszam za wszystkie błędy, i do zobaczenia w kolejnych rozdziałach (◕✿)

·SNY· Ray x NormanWhere stories live. Discover now