[1] It's a mistake | Proch

104 1 0
                                    

Chciałem wstać, próbowałem. Motywowałem się wszelkimi sposobami by umieścić nogi na ziemi, nic nie podziałało. Pomijając argument, który był związany z tobą.

-- Kamil, ile można wstawać? - odezwał się głos, najprawdopodobniej Dawida.

-- Jak widzisz, bardzo długo. - przejechałem ręką po twarzy, by  upewnić się czy jeszcze żyje.

-- Wiem, że mocno imprezowałeś ale dzisiaj jest nowy dzień. Nie liczy się to co działo się wczoraj. - Dawid nigdy tak nie mówi, na pewno nie on. Już teraz wiedziałem, że odwaliłem coś czego nie powinienem.. Tylko, że ja tego nawet nie pamiętałem.

-- Dawid, proszę zrobisz mi herbaty albo może być sama woda. - tak na prawdę w ogóle nie chciało mi się pić, chciałem się jak najszybciej dowiedzieć od niego co takiego się tam działo albo raczej z kim. Tego pierwszego powoli sam zacząłem się domyślać.

-- Proszę panie Stoch. - blondyn podsunął mi pod nos szklankę wody, której nawet nie tknąłem. Kubacki usiadł na przeciwko mnie i spojrzał mi prosto w oczy, wiedział, że chce się wszystkiego dowiedzieć.

-- Kamil nie chcesz tego wiedzieć..

-- Chce.

Potrząsnął głową jakby nie wiedział o czym ma w ogóle mówić. Jednoznacznie mówiło to, że nie wykonałem tam jednego wybryku, a definitywnie więcej.

-- Zacznij od początku, chce wiedzieć wszystko. - cały czas na niego patrzyłem, choć wiedziałem, że i tak powie mi całą prawdę bo nie wytrzyma sam ze sobą, wiedząc o tym co narobiłem.

-- Zacząłeś niewinnie, jak zawsze jako jeden z pierwszych rzuciłeś się na alkohol. Nikogo to nie zdziwiło. Specyficzne było jednak towarzystwo do którego się przyłączyłeś. Myśleliśmy, że zakończyłeś swoje bliskie stosunki z Andreasem, bynajmniej potwierdzał to twój związek z Peterem. - zacisnąłem szklankę wody, wiedziałem, że ta niemiecka kurwa znów będzie chciała wszystko zniszczyć.

-- Kontynuuj.. - puściłem szklankę, co on również zauważył.

-- Początkowo było spokojnie. Pierwsze dwie tercje wódki byliście jak normalni. Zabawa zaczęła się wtedy, gdy któryś z was wpadł na pomysł gry w rozbieraną butelkę. - padło zdanie, którego za boga nie chciałem usłyszeć. Modliłem się o to, żeby nie musieć usłyszeć tego zdania. Okazało się, że jak zawsze tego czego tak bardzo nie chciałem, było rzeczywistością, realiami, których sam dokonywałem.

-- Powiedz mi dokładnie co się działo podczas tej gry..

-- Ehm.. Najpierw luźno, później jak się okazało większość z was została w samej bieliźnie. Ale to jeszcze nic.. - przełknąłem śline, słysząc zdanie „To jeszcze nic".

-- Gdy skończyliście grać, bo o dziwo nie rozebraliście się do naga. Cały czas wpatrywałeś się w Wellingera. On to doskonale wiedział i gdy wyszedł z pokoju pod pretekstem „Zaraz wracam" popędziłeś za nim jak torpeda, a reszty chyba sam się domyślasz. - nie chciałem tego słyszeć, nie chciałem po raz kolejny uświadomić sobie, że znów zdradziłem Petera. Nie pozwoliłem dopuścić do siebie wiadomości, że to ja jestem tym dupkiem, który zdradził go już po raz drugi.

-- Coś jeszcze zrobiłem? - zapytałem już nawet na niego nie spoglądając. Ciężko było mi patrzeć na niego, gdy on musiał mi mówić o tym jakim to jestem alkoholikiem i problematykiem.

-- Kamil ja nawet dobrze nie zacząłem..

-- Proszę powiedz, że żartujesz.

-- Nie, nie żartuje.

Spuściłem głowę całkowicie, już nie chciałem słuchać tych wszystkich oszczerstw jakie wczoraj popełniłem. Wystarczyło to jedno, największe..

-- Mówić dalej?

--Tak..

-- Wróciliście po jakiś trzydziestu minutach. Oboje spoceni, rozczochrani, ledwo dyszący.. Każdy wiedział co się między wami zdarzyło ale jako, że nie byliście jedynymi pijanymi to raczej nikt nie zwrócił na to zdarzenie specjalnej uwagi. Alkohol jednak zrobił swoje i na tym nie poprzestaliście..

-- Powiedz to od razu, nie przedłużaj mi tej katorgi.

-- Byliście na tyle pijani, że chcieliście do swojego miłosnego konta dołączyć jeszcze Petera. - wiedziałem, że jestem zdolny do wielu rzeczy ale nigdy bym nie powiedział, że aż do takich.

Źrenice mi się rozszerzyły, ręce drżały.. Cały drżałem.. -- Muszę go iść błagać o wybaczenie.. - odepchnąłem krzesło, chciałem już biec do Słoweńca. Dawid zdążył mnie zatrzymać: -- Nigdzie nie pójdziesz, dopóki nie dowiesz się wszystkiego.
Znów usiadłem, znów zacząłem prosić wszelkie niebiosa o litość nade mną, ale mi i tak już nikt nie był w stanie pomóc..

-- Nie zdradziłeś go raz, nie zdradziłeś go dwa razy.. Zdradziłeś go tej nocy aż trzy razy. - siedziałem jak przybity gwoźdźmi. Nie wiedziałem czy to moja głowa to wymyślała czy on mówił teraz na poważnie.

-- Z kim?

-- Dwa razy z Andreasem...

-- I?

-- No.. I..

-- NO POWIEDZ TO WRESZCIE!

-- ze mną..

Ogłupiałem, chciałem uciekać, walić rękoma w ścianę, zapaść się pod ziemię, umrzeć ale przede wszystkim przeprosić Petera.
Dawid --- osoba tak bardzo mi bliska, osoba, która jest moją rodziną..
Nie chciałem na niego patrzeć, obrzydzał mnie. Jak mógł to zrobić, wiedząc, że kocham Słoweńca całym sercem.

-- Jeśli nie wrócę to mnie nie szukajcie. - mruknąłem, kierując się wściekły jak osa do drzwi.

-- Gdzie idziesz?

--  Do Petera. - spojrzałem na niego złowieszczo, a ten znów podrapał się po karku.

-- Petera tu już nie ma. Nie wytrzymał i wrócił do Słowenii.

Tarzsnąłem drzwiami, wybiegłem na dwór, rozryczałem się, waliłem o ławkę, a gdzieś za mną słyszałem zwycięski śmiech Wellingera.

One ShotsTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang