Rozdział 2

74 15 43
                                    


    Po drugiej stronie zaskoczyła go gwałtowna burza, która zaatakowała go porywczym wiatrem i ulewnym deszczem. Gabriel nieświadomie zaczął ślepo brnąć przed siebie, jednak zgubił się w gęstych chmurach, które momentami jaśniały od nagłych wyładowań. Otumaniony anioł zrzucił przemoczony płaszcz i nie wiedząc, co zrobić dalej zatopił się głębiej, w poplątanych przejściach tego skomplikowanego labiryntu bez wyjścia. Lawirował pomiędzy ciemnością i ciągle jaśniejącymi piorunami. Widział w nich demony, które swoim blaskiem pragnęły strącić go z nieboskłonu. W końcu dopięły swego i dosięgnęły jego, i tak przemoczonych, białych skrzydeł. Gabriel nawet nie zauważył, kiedy zaczął opadać bez siły oraz chęci do dalszego lotu.

    Niczym kropla znalazł się na ziemi, gdzie zastała go dziwna cisza. Nie dochodził tu grzmot, który opanował znaczną część świata. Jego mały fragment najwidoczniej nadal pozostawał spokojnym. Anioł warknął zirytowany, wycierając ubłocone policzki; liczył przynajmniej na godne powitanie na tej brudnej i śmierdzącej planecie. Dostał jednak coś zgoła innego. Skrzywił się, widząc swoją postrzępioną tunikę i przemoknięte, niegdyś białe skrzydła, z których próbował usunąć lodowate krople i wilgoć. Czuł się beznadziejnie w tych nowych okolicznościach, nie minęła chwila, a już miał ochotę stąd uciekać. Oparł się leniwie dłońmi o trawę i z niechęcią ogarnął wzrokiem najbliższą okolicę.

    Na polanie stało parę chat otoczonych mrokiem zimowej nocy, wśród nich znajdował się jeden domek, który szczególnie go zainteresował. Anioł usiadł niezgrabnie, by się mu dokładniej przyjrzeć.

Drewniana chatka stała niepewnie na moczarach, pomiędzy dwoma płaczącymi wierzbami, rosnącymi tuż nieopodal zamarzniętego, bagiennego stawiku. Może mu się wydawało, ale domek zdawał się przechylony w jedną stronę, jakby nie znajdował się na stabilnych fundamentach.

Było to na tyle niepokojące i ciekawe, że postanowił bliżej zbadać tę nietypową konstrukcję. Złapał więc pojedynczy promień odbitego światła i przemknął nim do drzwi budynku.

    Umiejscowił się prędko przed parapetem z pokaźną donicą i nieśmiało zerknął do środka. Przywitał go radosny blask kilku świec i pani domu, która krzątała się w niewielkiej kuchni. Przyśpiewywała noworoczne piosenki, które zapowiadały niezwłocznie zbliżające się święto. Archanioł mimowolnie się uśmiechnął, czując rozczulającą go melancholię. O tej porze roku przygotowywał by swoich uczniów do końcowych testów, a wraz z nimi ruszyłyby prace nad pamiątkami, upamiętniającymi to wydarzenie. Na wspomnienie najbliższej celebracji tego mini-święta zrzedła mu mina. W kolejnych latach testy miały być odwołane przez jego długotrwałą nieobecność, a aktualny rocznik do końca miał doprowadzić Rafał, który raczej nie wpadł na kontynuowanie legendarnej tradycji.

    Tuż za kobietą w salonie na kanapie spał jakiś mężczyzna w podeszłym wieku, którego zmęczenie dopadło, zanim zdążył przebrał się z strojnego garnituru. Leżał pod załatanym kocem, zapewne narzuconym na niego przez żonę.

Atmosfery dodawało, grające do wtóru jego chrapania niewielkie radio, z którego niejasnej transmisji ciągle wydobywał się dziwaczny trzask.

Scena wyglądała niezwykle przyjemnie. Gabriel rozmarzył się na chwilę nad tym widokiem, dla wygody opierając się ramieniem o parapet, po czym przeniósł wzrok w stronę przedsionka.

    Dostrzegł tam dwójkę stróży, która pomimo tak późnej pory nadal czuwała nad swoimi podopiecznymi. Co prawda, przysypiali niemal na stojąco, ale pozostawali czujni na swojej dożywotniej warcie. Uśmiechnął się do nich przyjaźnie, na co zaskoczeni aniołowie odpowiedzieli zdziwionymi minami.

Jednak to nie tego pomieszczenia archanioł poszukiwał.

Poruszony jakimś dziwnym przeczuciem, wspiął się po zielonej okiennicy na okienko, które wyglądało z poddasza.

    Wybudzony, jakby z letargu przeniósł swój wzrok na ciche i niemal ciemne pomieszczenie, w którym przyświecał już tylko niewielki płomień wypalonej świeczki.

Na dziesięciu przemoczonych materacach spała spora grupka dzieci. Wszystkie były wtulone w swoje zmarznięte ciała, jak w matczyną sukienkę. Jedynie najmniejsza dziewczynka, najwyraźniej wykluczona przez resztę, leżała z dala od tej przeplatanki ludzkich ciał. Ten widok poruszył, mimo wszystko, miękkie serce Gabriela. Dostała na własność jedyny kawałek lnianego worka, który miał najwyraźniej służyć jako jej nakrycie. Jednak, pomimo jego obecności, drżała przez panujące na strychu przeciągi, wykańczający mróz czy też wszechobecną wilgoć.

    Złota literka Gabriela zaświeciła na widok dziewczynki. Archanioł złapał za nią i powstrzymał zirytowane westchnienie. W głębi duszy, liczył na przydział jakiejś rozkapryszonej szlachcianki, która będzie zamknięta pod kloszem rodziców. Taka sytuacja byłaby mu na rękę. Oprócz niewielkich drzazg lub igieł, nic nie zagrażałoby takiemu dziecku, wobec czego było ono bardzo kuszącą propozycją dla dumnego archanioła, a tymczasem miał się opiekować prawdopodobnie sierotą w wiejskim przytułku. Gorzej trafić nie mógł.

Z niechęcią przeszedł przez ścianę i otrzepał się od ostatnich nieprzyjemnych kropel. Z przyzwyczajenia przygładził poszarpaną tunikę, gdy do jego nosa dotarł smród niemytych ciał. Niewiele myśląc, zakrył twarz chusteczką, którą zwykle trzymał w jednej z głębokich kieszeni. Tego odoru nie dało się porównać nawet do zalatującego potem Michała.

Przymknął oczy i westchnął ciężko, czując nagle dziwną desperację. Trafił w niezłe bagno, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że chatkę otaczało rozległe torfowisko.

Z grymasem na twarzy zaczął mijać ciała dzieci, uważając, by przez jakieś czasem nie przejść. Anioł zdążył już zauważyć, że przekraczanie bezpośrednio przez różne przedmioty kończy się niemożliwym bólem głowy. Delikatnie stąpał po podłodze, kilka razy mimowolnie, potykając się o wystający członek czy też poduszkę śpiącego dziecka; w głębi duszy dziękował, że był dla nich niewidzialny. W innych wypadku mogłaby z tego wyniknąć dość niezręczna dla obu stron sytuacja.

    W końcu z migreną i przemoczoną tuniką opadł na deskach, obok dziewczynki. Stłumił jęknięcie, gdy z dziurawego sufitu zaczęła się sączyć woda wprost na jego skołtunione włosy. Spojrzał na dziecko z niechęcią i obrzydzeniem, jednak zaczął mieć przez to wyrzuty sumienia. W końcu była to jego podopieczna, którą od teraz miał się opiekować. Poruszony, jakąś dziwną myślą obejrzał się na wszystkie kąty niewielkiego poddasza. Przeszły go ciarki, gdy zauważył dziwne zjawisko, którego z niezrozumiałego powodu wcześniej nie dostrzegał. Oprócz dwóch stróżów na dole był jedynym aniołem w tym domu. Jakby Bóg na stałe opuścił to miejsce i mieszkające w nim dzieci.

    Archanioł starł z policzków łzy frustracji i spojrzał pustym wzrokiem w stronę drewnianego stolika. Nim to zrobił, zgasła stojąca na nim świeczka, a wraz z nią obudziło się w aniele poczucie beznadziei. Przybliżył twarz do swoich kolan i zatracił się w niekontrolowanym szlochu. W końcu, nie wiedząc, kiedy, opadł ze wszystkich swoich sił i zasnął niespokojnym, ale mocnym snem.

DusiaWhere stories live. Discover now