Rozdział 7 (Nie przesadź z warunkami )

Start from the beginning
                                    

— No, Zofia, matula moja.

Nagle stało się prawdopodobne, że rozmówca jest tym, za kogo się podaje.

— Zjemy razem obiad, synu?

— Idź do diabła.

***

Roksana zlustrowała posępnie swe odbicie w wysokim lustrze. Miała na sobie kremową suknię z finezyjnie zdobionym gorsetem i szeroką spódnicą, pokrytą strusimi piórami. Gdyby musiała wskazać coś ładnego w tym widoku, wybrałaby włosy. Całe i zdrowe. Suknia była brzydka.

— Mnie też się nie podoba — stwierdziła Klara, siedząca na fotelu z kieliszkiem szampana w dłoni.

— Mamy jeszcze wiele innych propozycji. — Właścicielka salonu pomogła przyszłej pannie młodej zejść z podestu.

Roksana dała sobie rozplątać wiązanie na plecach, a potem przeszła przez kotarę do przymierzalni i powiedziała zamyślonym głosem:

— Pani Klaudio, nie mogę się przekonać do gorsetu. Proszę mi znaleźć coś atłasowego, z cienkimi ramiączkami, dekoltem w kształcie serca i spódnicy o kroju syreny

— Ma pani jakieś wymagania co do ozdób?

— Najwyżej parę róż. Nie chcę wyglądać jak choinka.

— Dobrze. Niedługo wrócę.

Roksana mruknęła ze zrozumieniem i zaczęła zdejmować z siebie suknię.

— Ależ ty dziś marudna — skwitowała Klara. — To już piętnasta przymiarka.

— Sama mnie zniechęcałaś do poprzednich kreacji.

— Chyba jestem masochistką.

Roksana, na wpół rozebrana, odsłoniła trochę kotarę, spojrzała na przyjaciółkę i rzuciła zaczepnie:

— W takim razie doradź, jak dokopać Szymonowi.

— Nie myśl o tym teraz. Musisz być zrelaksowana, żeby trafnie oceniać te wszystkie wdzianka.

— Jak mam o tym nie myśleć? Dzwoniła Renata i kazała sobie przysłać dowód, że mieszkasz w moim domu. — Zasępiła się. — Jeśli nie dostanie, czego chce, wygada wszystko rodzicom.

Klara machnęła beztrosko ręką i wypiła haustem pół kieliszka szampana. Moment później Roksana wyszła z przymierzalni, mając na sobie szlafrok, a pod nim — bieliznę. Usiadła na fotelu obok przyjaciółki i napiła się szampana.

Do pokoju wróciła pani Klaudia, pchając metalowy wieszak na kółkach, a na nim bogato zdobione suknie z gorsetami i falbanami. Po niej wyłoniła się kobieta, której dziewczyny nie spodziewały się tego dnia zobaczyć. Roksanie pociemniało w oczach.

— Macie tu coś mocniejszego do picia? — wydusiła Klara przez ściśnięte gardło.

Ludwika zmierzyła ją zgorszonym spojrzeniem. Złapała się pod boki i zaczęła pospieszać szefową salonu, żeby zdjęła z wieszaka konkretną suknię. Klaudia przeprosiła na chwilę i poszła odnieść pierzasty model.

— Pani Frankenberg — wymamrotała Roksana i wstała na drżących nogach. — Co pani tu robi?

— Myślałam, że do mnie zadzwonisz i poprosisz o pomoc przy wyborze ślubnej kreacji — wyrzuciła Ludwika głośno i ostro. — Tymczasem musiałam kontaktować się z obsługą salonu, żeby sprawdzić, czy tu w końcu dotarłaś.

— Nie chciałam sprawiać pani kłopotu.

— Wychodzisz za mojego syna, Roksano. Tracenie na ciebie czasu to przy tym pestka.

Ulica Przyjazna 8 (Wydana)Where stories live. Discover now