Rozdział 7 (Nie przesadź z warunkami )

657 94 57
                                    

***

Mijało popołudnie tego samego dnia. Szymon z trudem stłumił ziewanie. Siedział na nudnym wykładzie, w ostatniej ławce za kamienną kolumną. Miał ochotę uciąć sobie krótką drzemkę, ale mógłby wtedy przegapić przerwę, na której planował uciec z wykładu. Wziął udział w zajęciach tylko po to, żeby wpisać się na listę obecności. Musiał jechać do redakcji i poszukać składacza.

— Piętnaście minut przerwy — zarządził w końcu profesor.

Szymon wyskoczył zza ławki, przecisnął się przez ludzi do drzwi i wyszedł na korytarz. W pewnym momencie zauważył, że w oddali stoi jego kolega z wyższego rocznika, Kai. Nie widzieli się, odkąd ten wyjechał do sanatorium na rehabilitację po złamaniu ręki.

Kaia jak zwykle otaczał wianuszek dziewczyn. Nie był wyjątkowo przystojny, ale nadrabiał innymi zaletami. Poprawił sobie frywolnie krawat, czym przyciągnął spojrzenia przechodzących obok osób. Jako jedyny student na wydziale zawsze był ubrany w garnitur. Rzucał się więc w oczy.

Szymon podszedł do niego niezauważony i zagadnął:

— Kopę lat.

— O, cześć! — Kai przywitał się z nim uściskiem dłoni i wykorzystał okazję, żeby odejść od kółeczka adoracji. — Kobiety powinny sobie uświadamiać, że im ich więcej przy mężczyźnie, tym mniej są warte — rzucił filozoficznym tonem, dając popis brytyjskiego akcentu.

— Załóż dres i zamień ferrari na malucha — odparł dość szorstko Szymon.

— Nie byłbym sobą. Co u ciebie słychać, przyjacielu?

— Zależy — zawahał się. — Kiedy ostatnio rozmawiałeś z Rafałem?

— Wczoraj.

— No to jesteś w miarę na bieżąco.

Kai potaknął ze zrozumieniem głową, wymienił powitanie z grupką przechodzących dziewczyn i rzucił z entuzjazmem:

— Wpadnij trzydziestego. Urządzam imprezę.

— Ty wpadnij do mnie — odparł Szymon po szybkim namyśle. — Muszę w końcu zrobić parapetówkę.

Kai spojrzał na niego sceptycznie.

— To się pewnie nie spodoba dziewczynie, z którą mieszkasz.

— Dam jej bilet do kina.

Przybili piątkę i niedługo później Szymon opuścił uczelnię. Wyszedł na parking i stanął przed swoim motocyklem. Wyjął kask z kufra, ale zanim go założył, usłyszał dzwonienie telefonu. Położył kask na siedzisku i wyciągnął komórkę z kieszeni spodni. Na ekranie widniał numer zastrzeżony. Szymon odebrał i powiedział stanowczo:

— Nie interesują mnie żadne oferty. Wykreślcie mój numer z waszej bazy.

— Cześć — usłyszał cichy, męski głos. — Tu ja.

— Czyli kto? — burknął opryskliwie.

— Nie poznajesz mnie? — zapytał z wyczuwalnym żalem rozmówca.

— Kiepski moment na zagadki.

— Synu...

Szymon znieruchomiał, nie dowierzając w to, co usłyszał. A raczej — ogarnęło go paraliżujące zdziwienie, że się w ten sposób przesłyszał. Od jego ostatniej rozmowy z ojcem minęło dwadzieścia lat. Ktoś musiał sobie stroić żarty.

— Babcia dała mi twój numer.

Albo i nie.

— Która babcia? — spytał Szymon z wahaniem.

Ulica Przyjazna 8 (Wydana)Where stories live. Discover now