Cytrynowe dropsy

41 4 6
                                    

Dumbledore po raz kolejny stwierdził, że osobiście uda się do pewnej mugolskiej rodziny. Wiedział, że Minerwa McGonagall wczorajszy dzień spędziła razem ze swoim mężem i wypoczywała, więc dyrektor nie chciał jej przeszkadzać. Filius za to był u swojej rodziny i, co najbardziej rozbawiało Albusa, kłócił się z dalekim kuzynem, który był specyficznym goblinem. Jego przyjaciel, Horacy Slughorn, natomiast pił jakieś tanie wino i prawdopodobnie rozmyślał nad tym, jakim cudem taki wspaniały i dobry chłopak, Tom, został najpotężniejszym czarnoksiężnikiem od czasów Grindelwalda. Kettleburn, nauczyciel opieki nad magicznymi zwierzętami, miał specyficzne podejście do młodych ludzi i Albus nie wyobrażał sobie, żeby ten człowiek dobrze przekazał dziewczynie, że jest czarownicą. Rolanda Hooch była na następnym z kolei zlocie fanów Quidditcha, a Herbert Bery, nauczyciel zielarstwa, musiał szybko wyjechać do Stanów Zjednoczonych po coś (a czym było to coś, Dumbledore się nigdy nie dowiedział). Quirrelowi natomiast stwierdził, że przyda się wolne. Nauczyciel mugoloznawstwa w zeszłym tygodniu odwiedził trzy mugolskie rodziny. A Cuthbert Binns był duchem, co mówiło samo za siebie.

Dumbledore westchnął i wyszedł ze swoich kwater w Hogwarcie. Odkąd został dyrektorem, zamieszkał tam. Nie chciał widywać rudery, która kiedyś była jego domem. Domem, w którym wychowywał się bez ojca, ponieważ ten został skazany do Azkabanu.

Dumbledore ruszył raźnym krokiem, wirując między korytarzami zamku. Gdy wyszedł na błonia, wziął głęboki oddech zadowolony niczym dziecko, które pierwszy raz wyszło na dwór. Chwile stał i delektował się sierpniowym wiatrem, po czym niespodziewanie zganił się w myślach i ruszył do Hogsmeade, skąd mógł bezpiecznie się teleportować.

Mijając znaną mu Gospodę Pod Świńskim Łbem, uśmiechnął się smutno. Wiedział, że założył ją jego młodszy brat, Aberforth Dumbledore. Na chwile zawahał się, jakby chcąc tam wejść. Jednak przypominając sobie stosunki z Aberforthem, pokręcił smutno głową i ruszył dalej. Podczas pamiętnego pojedynku z Gellertem jeden z nich rzucił śmiercionośnym zaklęciem, które trafiło Arianę, najmłodszą z Dumbledore'ów. Aberforth nigdy nie wybaczył Albusowi uśmiercenia ich siostry. Nawet jeśli wina stałaby po stronie Grindelwalda.

Będąc przy końcu czarodziejskiego miasteczka, przypomniał sobie miejsce, w które miał się teleportować. Skupił się na uliczce niedaleko miejsca zamieszkania mugolskiej rodziny i zniknął. Pojawił się w zupełnie innej części Anglii i powoli przeczesał swoją brodę. Sięgała mu do piersi, co nie było specjalnie dziwne. Jego skrytym celem było dotrwanie do momentu, kiedy broda będzie mu się pałętała między stopami. Uśmiechnął się na tę wizję siebie, wyszedł z ciemnej alejki i ruszył poszukując odpowiedniego domu.

- Trzydzieści trzy... trzydzieści pięć... trzydzieści siedem... - mamrotał, wyczytując numery domów – Trzydzieści dziewięć. To tutaj.

Wesoło klasnął w ręce i podszedł do domu z numerem trzydzieści dziewięć. Był to piętrowy domek, który niczym nie różnił się od pozostałych. Dumbledore jednak wiedział co wyróżniało to mieszkanie od innych. W środku znajdowała się młoda czarownica, która jeszcze nie wiedziała kim jest.

Albus podszedł ostrożnie do drzwi i podniósł rękę, a po chwili rozległ się stukot jego pięści o drzwi. Otworzyła mu młoda szatynka. Na oko miała trzynaście lat. Lekko zmarszczyła brwi, na co Dumbledore zareagował chichotem.

- Kim pan jest? – powiedziała ostro, nie zamierzając wpuścić go do środka

- Albus Dumbledore, panienko. Mogłabyś zawołać mamę? – uśmiechnął się do niej ciepło

- Mamo! – krzyknęła dziewczynka do środka domu – Ktoś do ciebie przyszedł!

Po chwili w wejściu pojawiła się kobieta o włosach bardzo przypominających kolor włosów jej córki. Była całkiem szczupłą kobietą o szmaragdowozielonych oczach. W pasie miała przewiązany fartuch kuchenny, a na dyrektora Hogwartu łypała spod oka.

Cytrynowe dropsyWhere stories live. Discover now