Kryzys Twórczości

9 0 0
                                    




Jak każda opowieść, ta również zaczyna się od pęknięcia muru i wylania atramentu.

Czarny strumyczek przeciekał niespiesznie przez rosnące szczeliny i wsiąkał z rozłożyste, gęsie pióro. Zamaszyste pociągnięcia formowały pierwsze myśli w kształt liter, nadawały znaczenia porozrzucanym barwom i dźwiękom. Zza walącej się ściany wyłaniały się motywy, połączenia i postaci – to one malowały niezapisane karty historii.

Światy mieszały się i przelewały, rosły w oczach i zapierały dech w piersiach. Chaos zawsze jest jednak jedynie początkiem, zalążkiem nowego ładu i piękna... Smukłe, strzeliste wieże przepuszczały przez szklane dachy i kopuły światło wschodzącego słońca, mnożąc je i dzieląc na tysiące złotych refleksów. Śmiechy i nawoływania dzieci przebijały się przez dźwięczne bicie dzwonu w zdobionym kościele, a zwiewne damy i przezroczyści dżentelmeni mienili się i błyszczeli, z gracją przechadzając się po szerokich, wybrukowanych ulicach. Cuda z kropek, przecinków i marzeń grzały serca, dawne zwady popadały w zapomnienie...

Aż do dziś.

Bowiem krwawy znak odcisnął piętno na świecie pięknym i doskonałym, jak fałszywa nuta burząca delikatny porządek śpiewu małego słowika. Z czarnej otchłani, bezdennej i pustej jak oczy szaleńca, wychynęły plugawe macki, budzące zamęt i panikę, tak bardzo nie pasujące do gwaru niczego nieświadomych mieszkańców. Wybijały się ponad najwyższe piętra budowli, zasłaniając słońce i kryjąc gwiazdy. W srebrnych strumieniach począł płynąć ból, trucizny i śmierć, a czarny mur, w mgnieniu oka wzniesiony na powrót, stanął posępny i potężniejszy niż kiedykolwiek. Oklapłe pióro chwilę jeszcze poskrobało po papierze próbując nadać sensu martwej siatce linii i punktów... na próżno.

Pisarz zgniótł w rękach lekko dymiące zgliszcza i bez emocji, wyćwiczonym ruchem pogrążył je przy wielu innych, zalegających w koszu przy biurku. Pradawne stwory, magiczne grody i wielkie cywilizacje masowo umniejszone zostały do niepotrzebnych i pogiętych kawałków papieru. Ukrył twarz w dłoniach i myśli głęboko w duszy, powoli czyszcząc delikatne struktury natchnienia z frustracji i porażki.

„Trudne czasy nastały", mógł śmiało stwierdzić Robert, mając na myśli własne życie - zdrowie już nie to co dawniej, pomysłów jak na lekarstwo, a czasu na napisanie zamówionego tekstu coraz mniej. Choć w branży krążyła o nim opinia pisarza wszechstronnego, od pewnego czasu nędzne porównania, marne metafory i pokrętne opisy rujnowały jego cudowne światy z myśli i tuszu. Poszarpał i tak już nieliczne włosy i zerwał się z krzesła z przytupem. Powieki z trudnością przejechały po suchych, zakurzonych oczach, to w górę, to w dół, a pulsująca w głowie krew drażniła, sprawiając wrażenie tykającego zegara, odliczającego sekundy do końca jego krótkiej i niestabilnej kariery. Wzniosły się tumany pyłu, gdy nerwowym krokiem lawirował w kółko między zalegającymi w pokoju częściami garderoby i opakowaniami po zamawianym na dowóz, tanim jedzeniu.

Czy wierzył w natchnienie? Raczej nie, przynajmniej tak sądził. Był wyznawcą filozofii ciężkiej pracy i żmudnej nauki na błędach. Uważał, że stworzenie poukładanego świata to jedynie kwestia doświadczenia, odrobiny talentu i...

Dogadania się z Narratorem.

Pustkę w jego głowie na moment rozświetliła czysta poświata księżyca, przemykająca na palcach przez falbaniastą firanę w głąb zagraconego pokoju. Przekradała się bezszelestnie i zalegała na ciosanym, dębowym biurku, oświetlając malownicze stanowisko pracy: lekko wyliniałe pióro próbowało złapać oddech po maratonie niepowodzeń i zawodów, a czarny, tradycyjny kałamarz odbijał srebro jak czysta woda w mądrej studni. Doświadczony przez życie fotel prześwitywał spod skóry jasną tkaniną, przywodząc na myśl starego weterana, upadłego wojownika, wspominającego wnukom lepsze czasy.

Kryzys TwórczościМесто, где живут истории. Откройте их для себя