ROZDZIAŁ 5

804 48 49
                                    

MIRA

Stałam przy sztaludze, słuchając muzyki przez słuchawki i wystukując stopą rytm o wytarte, drewniane panele. Patrzyłam na ekspozycję martwej natury, którą nauczycielka pani Grove-Shrapnel kazała nam namalować na naszych pierwszych zajęciach malarstwa. 

Bukiet czerwonych róż ustawiony na pojedynczym, wysokim taborecie okryty satynowym obrusem. 

Nie wiedziałam od czego zacząć. Na środku arkusza papieru jako pierwszy znalazł się niezgrabny mebel, naczynie i pęki kwiatów. Dokładnie to, co powinno się tam znaleźć. Tyle, że zostawiłam całkiem sporo wolnej, niezaaranżowanej przestrzeni dookoła. Rozejrzałam się po pracach kolegów i koleżanek. Każdy poświęcił dużo więcej miejsca na papierze dla całej ekspozycji. 

Nie wyglądało to dobrze. Powinnam zacząć od początku.

– Hej? Jak idzie? – Wyjęłam jedną słuchawkę z ucha.

Koło mnie przystanęła Tiffany. Chyba chciała pogadać.

– Nic, ja tylko... – Wzruszyła ramionami, choć ewidentnie coś ją trapiło. – Przepraszam. Po prostu coś nie daje mi spokoju. Wybacz mi, jeśli uznasz to za zbyt bezpośrednie pytanie. – Pochyliła się w moją stronę, ściszając głos. – Czy między tobą a Edrickiem coś się wydarzyło?

Zerknęłam kątem oka na salę od malarstwa. Uczniowie kręcili się między metalowymi półkami na prace, sztalugami a blatami roboczymi. Rozmawiali, śmiali się, słuchali muzyki z radia. Tiffany nie musiała szeptać. Nikt nie zwracał na nas uwagi.

– Nie jesteśmy parą, jeśli o to pytasz – odparłam. – Ale za to mam silne poczucie, że coś go łączyło wcześniej z Vivian.

– Tak, to prawda. Byli parą w tamtym roku szkolnym. A czemu pytasz?

Przyznałam się Tiffany otwarcie do tego, że spałam u Edricka w noc imprezy, ale też znalazłam coś ciekawego w jego pokoju. Chłopak wciąż trzymał zdjęcie swojej byłej na szafce nocnej przy łóżku. To było dziwne a zarazem mogło być powodem, dlaczego nic między nami wtedy nie zaszło. Nie, żebym żałowała. Właściwie nic mnie to nie obchodziło. Po prostu zmieniało znaczenie jego motywacji.

– Chyba mu wciąż na niej zależy. – Wzruszyłam ramionami. 

Wtedy podeszła do nas pani Grove-Shrapnel ocenić postępy naszych prac. Spojrzała na mój arkusz papieru oceniająco tak, jakby niczego się po mnie nie spodziewała. Słusznie. Niewiele dzisiaj namalowałam. Kobieta poprosiła mnie, żebym została po zajęciach na przerwie. Chciała ze mną porozmawiać. 

Niepokój momentalnie zagrał mi w żołądku. Dziesięć minut później zadzwonił dzwonek i wszyscy uczniowie opuścili klasę, a ja grzecznie stanęłam przy jej biurku – jedynym meblu w tym pomieszczeniu, który nie był ubrudzony farbą.

– Rzadko kiedy ktoś przychodzi na moje zajęcia w ostatniej klasie – powiedziała otwarcie, wskazując dłonią na krzesło. Usiadłam na nim grzecznie. – Zazwyczaj uczniowie zaczynają naukę w pierwszej klasie i kontynuują ją aż do końca szkoły. Ty, krótko mówiąc, jesteś daleko w tyle.

– Chce mnie pani wyrzucić z grupy?

– Nie. Mam nadzieję, że nadrobisz zaległości.

– Postaram się.

Grove-Shrapnel miała gdzieś moje obietnice. Ona oczekiwała konkretów. Wyciągnęła z szuflady kartkę papieru, na której przygotowała wcześniej listę zadań wraz z terminami ich realizacji i podała mi ją do rąk. Przeczytałam wolno kilkadziesiąt podpunktów. Studium światła. Perspektywa. Kolory. Budowa anatomiczna człowieka. Rysunek twarzy. Było tego sporo.

W blasku żywiołu. Błyskawica ✅Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang