1. Sobąpisanie

42 4 0
                                    


– Mila, mam dla ciebie robotę.

Blondynka oderwała się od porządkowania papierów na biurku i spojrzała przez ramię na szefową, która właśnie docierała do jej stanowiska pracy. W końcu się do niej odwróciła, przytulając do siebie stos dokumentów.

Marika Jelar była wysoką, wyjątkowo szczupłą szatynką, z symetrycznie prostą i sięgającą żuchwy fryzurą, z surowym wyrazem twarzy i nieprzyjemnym spojrzeniem szarych oczu. Zawsze wyjątkowo elegancka, zawsze ubrana w kolor motywu przewodniego każdego pogrzebu. Jej ostry ton głosu nie znosił sprzeciwu. Nie stanowiła rządów tyranii w swoim biurze, ale i wcale nie musiała – każdy się bał, że w razie sprzeciwu oberwie tym wielkim sygnetem z jej serdecznego palca w łeb.

W redakcji panował przyjemny gwar; dzwoniły telefony, ludzie rozmawiali oficjalnie i między sobą, część z nich roznosiła upajający aromat pobudzającej kawy z kosztownego ekspresu, który Jelar kupiła z okazji niedawnego wyróżnienia. Wydawnictwo otrzymało podczas zeszłorocznego plebiscytu całkiem prestiżowy tytuł najlepszego w kraju. Pracownicy byli w doskonałych nastrojach; zbliżała się piętnasta, więc została tylko godzina pracy, a potem zaczynał się weekend. Młodsi i niżsi rangą członkowie zespołu z pewnością jednak zabierali część pracy do domów...

Mila w głębi duszy skrzywiła się na wiadomość od szefowej; na zewnątrz pozostał jej tylko fałszywy uśmiech.

– Ooo, jaką?

Z wszystkich sił starała się nie trzasnąć naczelnej kubkiem w ten perfekcyjnie wystrzyżony czerep. Miała nadzieję, że chodzi o ostateczne spojrzenie na tom o poezji kobiet dwudziestolecia międzywojennego – chociaż powinien to robić korektor. Problem polegał na tym, że stanowisko to objął dwa tygodnie temu żółtodziób, który nie zapracował sobie jeszcze na zaufanie szefowej, więc dziesiąty dzień roboczy z rzędu Mila musiała kontrolować jego pracę, robiąc w ten sposób domowe nadgodziny.

– Dostaliśmy... Cóż, nowe i dość nietypowe zlecenie.

Nietypowe zasiało groźny niepokój w sercu młodej Elinówny.

– To znaczy? – Zacisnęła mocniej palce na brzegach obejmowanych papierów, przestępując nerwowo z nogi na nogę.

Jelar westchnęła.

– Wydamy biografię.

Mila podniosła brwi. W wydawnictwie naukowym rzadko zdarzały się takie publikacje – chyba że były to pośmiertne peany na cześć zmarłych profesorów. Peany, w których gęsto było od tytułów dzieł i odkryć.

– Ale nikogo z świata nauki.

Brwi Mili powędrowały jeszcze wyżej.

– Wydamy autobiografię Petera Prevca.

Tym razem się zmarszczyły.

– Okeeeeej... Tylko skąd taka niespodzianka?

– Chodzą słuchy, że to może być prawdziwa bomba na rynku. Plus, jego menedżer zgłosił się do nas w pierwszej kolejności. Tytuł zobowiązuje, jak sądzę.

Mila usiłowała przetrawić otrzymane informacje, ale średnio potrafiła zrozumieć ten zwrot akcji. Wydawnictwo naukowe miało ot, tak wydać historię życia jakiegoś... Kim on właściwie jest?, przemknęło jej przez głowę, gdy próbowała się nie skrzywić.

– Ale ja dopiero co skończyłam tę zbiorówkę...

Jelar posłała jej jedno z tych swoich spojrzeń, po których wszelkie wątpliwości co do istnienia mrocznej strony jej duszy znikały. Gdyby możliwa była reinkarnacja, w poprzednim życiu naczelna na pewno byłaby Neronem.

AutobiografiaWhere stories live. Discover now