- Rozumiem. Jesteś na mnie zła. Przepraszam - powiedział. - Nie zamierzałem sprawić, że poczujesz się słaba. Jeśli chcesz, mogę ci zaoferować dodatkowy trening. Na przykład dziś na dachu szkoły. O, i od tej pory może być nawet co tydzień. Tak na zgodę, dobra?

Dalej byłam na niego wkurzona, ale chęć zwiększenia swojej mocy była zbyt kusząca - zwłaszcza w obecnej sytuacji. Poza tym, jeśli już tu utknęłam, to nie zamierzałam pozwolić, aby ten cały duch mieszkał tu długo razem ze mną. Moje okropne przeczucie sprzed kilku godzin nie mogło się sprawdzić. Nie chciałam być wyczyszczona.

- O 19, nie spóźnij się - powiedziałam po chwili namysłu, a potem pociągnęłam dziewczyny za nadgarstki i wyszłyśmy z łazienki.

Miałam serio dość dzisiejszego dnia, ale jeśli miał się jeszcze nie kończyć, marzyłam o odrobinie odpoczynku we własnym pokoju i o babskich pogaduchach. Na pewno potrzebowałam też przestrzeni od Caspra, bo dziś dość napsuł mi krwi, a skoro jeszcze i tak miałam go oglądać, to kilka godzin bez niego to jak ulga.

- Uuuu, May ma randkę - zaśmiała się Tina, gdy znalazłyśmy się już na schodach.

- Nie randkę - zaprotestowałam od razu. - Raczej kurs walki.

- A to nie jest ten Casper, o którym nam wspominałaś w zeszłym tygodniu? - przypomniała sobie April. - Bo wiesz, my, wampiry, mamy doskonałą pamięć i imię to się na pewno zgadza.

- Dajcie spokój, nie lecę na niego - dalej się zapierałam, ale wpadłam we własną pułapkę, bo rzeczywiście powiedziałam coś takiego dziewczynom, ale tylko dlatego, że to jak dotąd jedyny chłopak ze Strix, z jakim gadałam. - Jest wkurzający, przemądrzały i mnie obraził. Więcej niż raz.

- Moja droga, to są właśnie końskie zaloty - oznajmiła z filuternym uśmiechem Tina.

- Ale ja mówię serio! Nie lecę na niego! - argumenty mi się już skończyły, więc mogłam tylko powtarzać tę frazę.

- Pożyjemy, zobaczymy - powiedziała April, śmiejąc się ze mnie. - Albo „ponieżyjemy" w przypadku jednej z nas.

Nie mogłam się powstrzymać i w końcu też zachichotałam.

Nie mogłam się powstrzymać i w końcu też zachichotałam

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

- Jeszcze raz! - powiedziałam.

Trenowaliśmy już ósmy tydzień, a ja dalej popełniałam głupie błędy. Z drugiej strony nie wiedziałam, co jeszcze musiałabym umieć, żeby stać się fortis, a każde dwa tygodnie zwłoki, to jedna uszkodzona osoba więcej. Moja frustracja wzrastała coraz bardziej.

- May, wystarczy - zaoponował Casper. - Zrobisz sobie krzywdę, jeśli się przeładujesz.

- Ostatni raz - prosiłam.

- Okej - zgodził się z westchnieniem.

Wyprostowałam się i wyciągnęłam rękę w kierunku betonu, na którym stałam. Teraz musiało się udać. Po prostu musiało. Wznieciłam wewnątrz siebie iskry i przekierowałam całą moc na wyciągniętą dłoń. Koncentracja. Pełna koncentracja. Czułam, jak oczy mi łzawią z wysiłku, ale nic się nie działo. Zaczynało się jedynie zbierać trochę błota pode mną, ale nie na taki efekt liczyłam. Brązowa maź pokrywała coraz większą przestrzeń, ale ani złamanego kwiatka na niej. Czułam, że tonę w tej breji już do kostek i dalej nic.

FortisWhere stories live. Discover now