5

126 16 12
                                    

Nie było w ogóle co się zastanawiać. Wypad na inny kontynent brzmiał super, a jeszcze lepiej, kontrakt z zagraniczną firmą, z którą również kontaktował się Rohan. Nie za bardzo wierzyłem w zbiegi okoliczności więc byłem prawie pewny, że napisała do mnie ta sama spółka co zaproponowała współpracę mojemu rywalowi. Ale to nic takiego. Przynajmniej utrę mu nosa i pokażę, że wcale nie jest taki wyjątkowy jak mu się przez cały ten czas zdawało. Miał zdecydowanie zbyt wysokie mniemanie o własnej osobie. Pewnie widział się jako Boga, podczas gdy był po prostu sławnym artystą posiadającym masę fanów na świecie, a tym samym samotnikiem bez przyjaciół i kogoś, kogo mógłby obdarzyć uczuciem. To trochę niezdrowe.
Nawet nie trochę, a bardzo.
W takich warunkach rodzili się psychopaci z fanatycznym widokiem na świat. Potem zachodzi to za daleko i powstają różne niepożądane tragedię.
Na przykład... Ludzka stonoga.
Ten film był niesmaczny, ale doskonale oddawał charakter zatraconego w swoich wizjach naukowca.
Ciekawe czy Rohan też tak skoń-
Stop.
Im częściej się z nim widywałem na jakiś galach, tym częściej o nim myślałem i to na naprawdę różne sposoby. Kiedy się na tym przyłapywałem było mi trochę wstyd. On miał mnie gdzieś, a ja zastanawiałem się czy lubi arbuzy...
Zachowywałem się jak zakochana nastolatka, a przecież wcale tak nie było!

Siedziałem na kanapie z telefonem w ręce i zacząłem wstukiwać numer do Jamesa Wilda.
Tak przynajmniej podpisał się nadawca listu. 
Wszystko wyglądało w porządku w tym piśmie, a jednak miałem jakieś wątpliwości. Zgoniłem je ostatecznie na mój dzisiejszy, dziwny humor i trzymające po konferencji w Tokio, zmęczenie. Powinienem bardziej wypocząć.

Zadzwoniłem do Amerykanina i przełączyłem swój język z japońskiego na angielski. Przedstawiłem się. Następnie chciałem wyjaśnić czemu dzwonię. Mężczyzna już to wiedział, więc przerwał mi.

— Pan [imię i nazwisko]? Wspaniale, że pan dzwoni! Czekałem na telefon od pana. Chciałbym jak najszybciej ustalić listę osób, które są zainteresowane współpracą z moim wydawnictwem. Zdecydował się pan? — Odparł gościu z bardzo dziwnym akcentem, ale nie żebym miał lepszy. W końcu byłem Japończykiem.

Podrapałem się po skroni i odpowiedziałem.  —Zgadza się. Chciałem właśnie poszerzyć zakres odbiorców swojej mangi na inne kraje. Pragnę skorzystać z oferty, którą od pana otrzymałem. Zjawię się na pewno. —

— Cieszę się. W takim razie przekażę Panu jeszcze mailowo parę informacji, gdyż nie mam teraz za bardzo czasu na rozmowę. W razie jakichkolwiek pytań proszę dzwonić na ten numer, albo napisać wiadomość. Postaram się szybko odpowiedzieć. —

I wiadomo, jak to jest na końcu rozmowy oficjalnej, jakieś podziękowania, pozdrowienia i pożegnanie, a później odłożenie telefonu i radość spowodowana powodzeniem i sukcesem. Przynajmniej w moim przypadku tak było.
Miałem teraz powód by wyciągnąć moje wino specjalnie ściągane z Włoch. Wyznawałem zasadę by świętować nawet te małe zwycięstwa, bo i one były istotne w dalszej drodze do osiągnięcia  głównego celu.
Wyciągnąłem sobie kieliszek z barku oraz wspomniany wcześniej alkohol i otworzyłem butelkę by wlać zawartość do szklanego naczynia. Nie wiedziałem, dlaczego zachciało mi się bawić w konesera. I tak po paru łykach będę żłopał z gwinta i skutecznie się napierdolę jak dwa dni temu.
Ach, ta moja miłość do włoskich smaków....
   

Dwa dni później otrzymałem wiadomość na skrzynkę mailową od wydawcy z drugiego kontynentu.
Wszystko o co chciałem wcześniej spytać zostało wyjaśnione. Email był bardzo szczegółowy i długi. Odpowiedź na każde nurtujące mnie pytanie odnalazłem właśnie tam. Okazało się również, że transport będzie nieco inny. Jach, który był dla nas zarezerwowany nie nadawał się na tak długą podróż więc musieliśmy się przedostać do stanów promem. W tym wypadku trzeba było ponieść jakieś koszty za drogę, ale to akurat nie problem. 
Teraz pozostało mi się tylko przyszykować mentalnie i fizycznie.
Miała to być moja pierwsza podróż na tą stronę globu. Nie mogłem ukryć kłębiącej się we mnie ekscytacji. To najlepsza spontaniczna decyzja jaką mogłem podjąć pomimo, że musiałem sporo rzeczy przełożyć na inne terminy. Mówi się trudno...

* * *

Czas bardzo szybko mi leciał, miałem wrażenie, że z każdym dniem coraz szybciej. Nim się obejrzałem już stałem z walizkami pod zamkniętym, na parę spustów, domem i czekałem na przyjazd zamówionej taksówki, która miała zawieźć mnie pod sam port morski. Tam już tylko wystarczyło przenieść się na statek i cieszyć wycieczką. Zarezerwowałem cały pokój więc żaden niemiły współlokator mi się nie trafi, a  patrząc na to, że zazwyczaj pasażerskie okręty bywały sporawe to Rohana też nie będę musiał za często widywać. Chyba, że obrał inny transport to wtedy tylko lepiej dla mnie.

Po dziesięciu minutach dotarła do mnie żółta taksówka ze znajomym kierowcą. Był to mój dobry kolega z dzieciństwa, z którym co jakiś czas się spotykałem w barze na chlaniu, albo przypadkowo na mieście. Ostatni raz spojrzałem na swój domek i odłożyłem walizki do bagażnika, następnie zająłem miejsce z tyłu samochodu.

Prowadziliśmy z Watabe rozmowę chociaż on to bardziej skupił się na drodze dlatego głównie to ja gadałem. Na końcu zapłaciłem kwotę, którą wyznaczył licznik, wysiadłem z samochodu, zabrałem torby podróżne na kółkach i pokierowałem się w stronę łajby zatytułowanej na kadłubie ''Symphony of the Sea''. Byłem akurat w dobrą porę na miejscu. Poczęły się przygotowywania do wyciągnięcia schodków. Trochę czasu minie zanim ja i czekający tu ludzie będziemy mogli wejść na pokład. Stanąłem w znacznej odległości od tłumu i założyłem okulary przeciwsłoneczne. Sprawdziłem lewą ręką czy w kieszeni mojej marynarki znajduję się bilet i na szczęście o nim nie zapomniałem. Przy wyciąganiu dłoni szturchnąłem kogoś przypadkowo łokciem.

- Prze- Miało być 'przepraszam', ale z moich ust wyszło coś innego. - Ach... To tylko ty. - Powiedziałem czysto ironicznie.

- Co tutaj robisz? - Zapytał z grymasem na twarzy mój glonowłosy znajomy. Jego brwi chyba nieświadomie zaczęły schodzić się do środka.

- Wiedziałem, że się ucieszysz na mój widok. - Uśmiechnąłem się wrednie. - I bardzo dobrze bo wychodzi na to, że będziemy się widzieli codziennie. Przynajmniej do końca pobytu w Ameryce.-

- Niemożliwe. Tobie też zaproponowali współpracę? -

- Szybko łapiesz, Ruhan. - Poklepałem go po ramieniu, ale nie zdołałem mieć z nim większej styczności bo się odsunął.

- Ph.. Zamknij się...-

-------------------------------------------------------

C.D.N

uwaga no to tak biiore sie w wolne za pisanie 

jako specjal swiateczny na wielkanoc bedzie hisoka x reader potem robie cos z dijo 

no i niedlugo zaloze insta, tamten padl bo znalezli go ludzie z klasy  :(

W ogole... czy tylko na mnie mama krzyczy ze jestem nieukiem? no ale co ja zrobie ze nie mam po protu motywacji do nauki na zdalnych XD poza tym mam do nadrobienia raczo no i atak tytanow takze e tutaj tez wchodzi w gre brak czasu

no to milego wieczoru i papapatki :33

Rywal || Rohan Kishibe x Reader (Boy) / Jojo'sOù les histoires vivent. Découvrez maintenant