ROZDZIAŁ CZWARTY

28 2 0
                                    

Po dobrej godzinie, nie mając już łez, zrezygnowana położyłam się do łóżka. Kolejne minuty mijały, a ja przewracałam się z boku na bok, nie będąc w stanie zasnąć.

W końcu poddałam się i wstałam. Upadły mówił, że mogę swobodnie poruszać się po zamku, więc czemu by trochę nie powęszyć?

Otworzyłam szafę, lecz nie znalazłam tam nic prócz pustych wieszaków. No tak, przecież nikogo się nie spodziewał.

Otworzyłam drzwi i wyjrzałam na korytarz. Nikogo nie było w pobliżu, więc postanowiłam wyjść w nocnej koszuli, którą miałam na sobie.

Wyjrzałam na korytarz i bezmyślnie zaczęłam iść przed siebie. Sięgałam do każdej z mijanych klamek, ale wszystkie drzwi znajdujące się na piętrze mojej i mrocznego sypialni, były zamknięte. Przemierzyłam całe piętro i postanowiłam zejść niżej. Byłam na najwyższym piętrze, więc mogłam tylko iść w dół. 

Zeszłam bocznymi krętymi schodami, które spotkałam po drodze i ostrożnie wyjrzałam na mijany korytarz. Kręcił się tu jeden z upadłych, po czym wszedł do jednego z pomieszczeń, więc założyłam, że pewnie są tu ich sypialnie. Nie miałam ochoty natknąć się na kogokolwiek, więc poszłam jeszcze jedno piętro w dół, ale okazało się, że tu też są sypialnie upadłych.

Dwa piętra upadłych aniołów nie nastrajały zbyt optymistycznie. Zeszłam więc jeszcze jedno piętro niżej i weszłam do jakiegoś bocznego korytarza. Na jego końcu znajdowały się ogromne rzeźbione drzwi.

Postanowiłam udać się w tamtym kierunku.

Nim wyszłam z kryjówki przy schodach, przez kilka sekund nasłuchiwałam jakichkolwiek głosów, tak jak uczyli mnie chłopcy w stadzie. Nie usłyszawszy najmniejszego szmeru, uznałam to więc za dobry znak i szybko przemknęłam ku drzwiom.

Zatrzymałam się przed nimi i na wszelki wypadek obejrzałam za siebie. Korytarz nadal był pusty, więc przyłożyłam ucho do drzwi, by sprawdzić czy nie ma kogoś po drugiej stronie. Tu również panował niesamowity spokój.

Odetchnęłam głęboko dla odwagi, złapałam klamkę i uchyliłam ciężkie drzwi.

Zaparło mi dech na widok tego co znajdowało się po ich drugiej stronie.

Znalazłam się w ogromnej bibliotece.

Półki z książkami sięgały od ziemi po sam sufit. Były tak wysokie, że przedzielone zostały dwoma piętrami z drewnianymi poręczami, by można było trafić do każdej z książek.

Na dole, między regałami porozkładane były wygodne sofki, głębokie fotele i małe stoliki.

Po lewej stronie od drzwi stał ogromny kominek, wysokością przewyższającą mój wzrost.

Panująca tu atmosfera była wręcz magiczna.

Odetchnęłam głęboko.

Myśl, że znajduję się tu takie miejsce, wlała we mnie odrobinę otuchy. Najwyżej będę tu przesiadywała całe dnie.

Dreszcz przebiegł po moich plecach. Skarciłam się za tę głupią myśl.

MUSZĘ się stąd wydostać. Nie będę tańczyła jak mi zagrają. Nie słuchałam przywódcy stada, a nagle miałabym być posłuszna jakiemuś upadłemu z przerośniętym ego? Jeszcze czego.

Zdawałam sobie sprawę z tego, że jest niewątpliwie potężny, jednak chęć posiadania anielicy, z zasady przysłaniała mężczyznom oczy.

A ja nie jestem tak głupia jak sobie pewnie myśli. Na ziemi dorastałam u boku przywódcy mojego stada, więc chcąc nie chcąc coś musiałam zapamiętać z jego rozmów z żołnierzami i z ich treningów.

Wkurzona przeszłam po dolnym piętrze, przyglądając się tytułom.

Wszystkie księgi oprawione były w skóry i wyglądały na pierwsze wydania.

O dziwo, księgi nie były zakurzone. Wyglądało więc na to, że gospodarz należycie o nie dba.

W sumie co się dziwić, jak się żyje tyle lat, to jakieś przedmioty musiały go zafascynować.

Weszłam na wyższe piętro, które wyglądało podobnie do niższego więc nie poświęciłam mu wiele uwagi i wspięłam się jeszcze wyżej.

Tutaj nie było książek, lecz papirusy, skóry i mnóstwo map. Przejrzałam kilka z nich. Każda była z innego okresu czasu i z zupełnie innych miejsc.

Ciekawe do czego gospodarz ich używał. Wyglądały na dość często używane.

Odłożyłam mapy na miejsce i wychyliłam się za barierkę.

Świat z góry wygląda zupełnie inaczej.

Ta myśl wbiła mi drzazgę w serce.

Powiedział, że nie mogę wychodzić na dwór. Ale nawet jeśli pozwoli mi wyjść razem z nim, nie będę mogła latać.

To niebywale okrutne, pozbawiać istoty posiadającej skrzydła, możliwości latania.

Znowu poczułam się zrezygnowana.

Ucieczka stąd okaże się nie lada wyzwaniem.

Poczułam się zmęczona. Chyba dopiero teraz zszedł ze mnie stres tego dnia.

Postanowiłam więc wrócić do pokoju i spróbować się przespać.

Wyszłam z biblioteki tak cicho jak się do niej dostałam. Dotarłszy do schodów usłyszałam dochodzące z góry kroki. Ktoś biegł w moją stronę.

Nie wiem dlaczego, ale spanikowałam i puściłam się biegiem w przeciwną stronę korytarza. Będąc już prawie przy kolejnym przejściu, ktoś krzyknął, a ja się odwróciłam.

Biegł za mną jeden z moich porywaczy, nie zdążyłam się przyjrzeć, który bo odwróciłam głowę by skręcić za róg i wpaść w czyjeś ramiona.  



BARDZO DZIĘKUJĘ ZA PRZECZYTANIE!

MAM NADZIEJĘ, ŻE ZOSTANIESZ ZE MNĄ NA DŁUŻEJ :)

ZACHĘCAM RÓWNIEŻ DO POZOSTAWIENIA KOMENTARZA :)

MroczniWhere stories live. Discover now