where's my love?

361 36 7
                                    

     16 czerwca roku 851.

     Wcześnie rano obudził mnie odgłos kroków. Kiedy się przebudziłem, okazało się, że to tylko Connie, który musiał udać się do łazienki. Próbowałem ponownie zasnąć, ale niezbyt potrafiłem to zrobić. Wmówiłem sobie, że to przez dostające się przez okna promienie słońca, jednak prawda jest taka, że ostatnio jestem cały spięty i za nic nie mogę się zrelaksować. To sprawia, że mam duże problemy z zaśnięciem. Jakie są natomiast przyczyny mojego stanu emocjonalnego? Cóż, ostatnio razem z innymi zwiadowcami mamy ręce pełne roboty. Po wielu wydarzeniach z zeszłego roku władze kładą mocny nacisk na gospodarczy rozwój Paradis, dlatego bezustannie przydzielani jesteśmy do prac fizycznych takich jak budowa sieci torów kolejowych. Jesteśmy także zaznajamiani z nowymi technologiami poprzez częste treningi z ich wykorzystaniem.

Jest jednak jeszcze jeden powód mojego złego samopoczucia w ostatnim czasie. Dzisiaj są bowiem urodziny Marco, który zginął w zeszłym roku w dystrykcie Trost. Został w części pożarty przez tytana, czyli podzielił los sporej części ludzkości. Od tamtego dnia w mojej głowie codziennie pojawia się obraz jego zmasakrowanego ciała. Mam wrażenie, że myśli o nim powoli mnie zabijają. Nie pomaga mi też fakt, że nie do końca potrafię się otworzyć przed innymi, nawet osobami tak mi bliskimi jak Sasha czy Connie. Łatwiej mi chyba dusić to wszystko w sobie niż porządnie się przed nimi wypłakać.

— Co tam piszesz od rana, Jean? — zapytał Connie, który niczym zjawa pojawił się zaraz przy moim łóżku. Na twarzy wymalowany miał ten sam głupi uśmieszek towarzyszący mu praktycznie codziennie. — Czyżbyś miał pamiętnik? Nie sądziłem, że jesteś tym typem człowieka — powiedział, siadając po mojej prawej stronie. Nachylił się nad zeszytem, próbując naprędce odczytać chociaż jedno zdanie, jednak ja teatralnie zamknąłem dziennik tuż przed jego twarzą.

— Zamknij się, bo zaraz wszystkich obudzisz — napomniałem go, po czym wycelowałem pięścią w jego lewy bark. Connie syknął, jednak nie sądzę, abym realnie sprawił mu jakikolwiek ból.

— Dobra, dobra. Przyjąłem, nie musisz mnie od razu bić, końska twarzy — przedrzeźnił mnie, masując miejsce, w które przed paroma sekundami został ugodzony.

Connie podniósł się z materaca, przyjrzał się zegarowi, zapewne zastanawiając się, czy ponowne położenie się spać ma jakikolwiek sens, po czym wdrapał się po schodkach na swoje łóżko. Po całym szeregu skrzypnięć łóżka usłyszałem jeszcze jedynie ociężałe ziewnięcie, więc założyłem, że do pobudki pozostało nieco czasu. I rzeczywiście, gdy sam spojrzałem na tarczę tykającego zegara, zawieszonego tuż nad drzwiami od męskiego dormitorium, okazało się, iż miałem niecałą godzinę do zagospodarowania. Lato zbliżało się wielkimi krokami, dlatego też nie zdziwiły mnie nieśmiało wpadające przez okna promienie słońca już o piątej rano. O tej porze w pomieszczeniu panowała względna cisza przerywana jedynie sporadycznym chrapaniem oraz dość częstymi hałasami wydawanymi przez starawe konstrukcje dwupiętrowych łóżek. Ponieważ panujący spokój pomagał mi w zebraniu myśli, postanowiłem ponownie otworzyć dziennik. Moje zapiski nie należały raczej do szczególnie estetycznych, gdyż brakowało mi dostępu do płaskiej powierzchni, na której mógłbym ułożyć dziennik, ale zgięte kolana zupełnie mi wystarczały do przelewania własnych emocji na papier. Zamoczyłem pióro w atramencie, jednocześnie modląc się o to, aby przypadkiem nie strącić wypełnionego cieczą słoiczka, i przyłożyłem jego końcówkę do kartki.

Tęsknię za Marco. Najbardziej chyba boję się tego, że ta tęsknota w końcu mnie sparaliżuje i nie będę mógł dalej funkcjonować. Chciałbym mieć pewność, że kiedy przyjdzie na mnie czas, to znowu go spotkam i będzie dobrze, ale takiej pewności nie mam. I zamiast cieszyć się tym, że mam jeszcze kilku żyjących przyjaciół, wciąż wracam myślami do jego śmierci i wewnętrznie ją przeżywam. Boję się, że zanim się obejrzę, stracę kolejne osoby i pozostanie mi tylko bić się w pierś oraz lamentować nad tym, że nie wykorzystałem dobrze czasu z nimi. Cała ta sytuacja jest strasznie skomplikowana i wszystkiego mi się odechciewa, gdy zbyt dużo na ten temat rozmyślam.

SAUDADE [ jeanmarco one-shot ]Where stories live. Discover now