Lamy na wakacjach 2/2

Bắt đầu từ đầu
                                    

Drzwi otworzyły się zmuszając dziewczynę do szybkiego odsunięcia się, jeżeli nie chciała zarobić paru dodatkowych siniaków. Wielka twarz właścicielki z bliska wydawała się jeszcze bardziej szkaradna. Piorunujące spojrzenie wyłupiastych oczu zostało utkwione w niechcianej przybyszce. Felicji poczuła, że nogi jej miękną i robi się jej troszeczkę słabo.

- Czy jest jakiś problem? – Dopiero głos gospodyni wyrwał ją z chwilowej niemocy.

- T-tak... - Odezwała się jękliwie. Zaschło jej nagle w gardle, zupełnie jakby nie przemawiała przez wieki, a nie samotne pięć minut. – W naszym pokoju, tym w sute... na samym dole, panuje okropna wilgoć.

- Pada, to i jest wilgoć. – Kobieta wzruszyła ramionami. – Nie rozkażę przecież pogodzie, by się zmieniła.

- A może ma pani jakiś pochłaniacz wilgoci? – Zapytała z nadzieją – zawsze to lepsze niż nic... a gorzej się chyba usuwa grzyba niż mu zapobiega, prawda?

- Poczeka tu chwilę.

Wyłupiastooka właścicielka odwróciła się i zniknęła w głębi korytarza. Pchnięta ciekawością nastolatka przekroczyła próg. Spokojnie rozejrzała się po rozkładzie drzwi. Właścicielka musiała nie mieć rodziny, skoro wystarczały jej dwa małe pokoje, łazienka i otwarty salonik połączony z kuchnią. Dziewczyna zaskoczona własnym wścibstwem zaczęła wycofywać się. Co się z tobą dzisiaj dzieje? Zastanawiała się w duchu.

Niespodziewanie otworzyło się przejście do jednego z pokoików. Stało w nim dziecko, które może sięgało Felicji do pasa. Miało jajowatą głowę z włosami opadającymi w tłustych strąkach i wyłupiaste oczy. Tułów miało wydłużony, a ręce były ciut przy długie, przez co żółta bluza miała zbyt krótkie rękawy.

- Cześć. – Chłopczyk odezwał się cicho skrzekliwym głosem.

- Cześć... - Odpowiedziała automatycznie, po czym na moment się zawiesiła – jesteś synem właścicielki?

- Tak, chociaż wiem, że mamuna wolałaby jakieś ładne dzieciątko, a nie mnie. A zresztą taki jest plan.

- Jaki plan? – Zmarszczyła brwi zaniepokojona.

- Mamuna zamieni mnie na jakieś inne dziecko. Będzie ono ładne, nie będzie wrzeszczało ani płakało. W szał też wpadać nie będzie. Nie to co ja.

- I co zrobi wtedy z tobą?

- Podrzuci komuś innemu, oczywiście tamci się nie zorientują. Mama jest świetna w zaklęciach iluzji.

- A może to ty jesteś iluzją?

- E nie sądzę... gdyby tak było to raczej by się nie chciała mnie pozbyć, co nie? – Zauważył trzeźwo malec. – Tylko czekamy na odpowiednią ofiarę. Przez ten deszcz wszystko się opóźnia...

Felicja na szczęście dosłyszała szuranie.

- Zmykaj do pokoju, wpadaj w szał czy co tam takie dzieci robią. – Rozkazała.

Szybkim truchtem wróciła do korytarzyka. Liczyła na to, że balerinki nie narobiły hałasu. Nawet nie pomyślała o zaklęciu wyciszającym. Gdyby założyła glany pewnie wszystko by się wydało.

Właścicielka cicho postękując niosła w objęciach jakiś karton.

- Coś tam się znalazło. Proszę bardzo. – Przekazała jej pudło, które było cięższe niż wskazywały na to jego gabaryty. – Jeszcze jakieś problemy?

- Nie, dziękuję bardzo. Miłego dnia życzę.

Felicja zbiegła po schodach i wpadła do pokoju z trzaskiem.

Bạn đã đọc hết các phần đã được đăng tải.

⏰ Cập nhật Lần cuối: Mar 26, 2021 ⏰

Thêm truyện này vào Thư viện của bạn để nhận thông báo chương mới!

Nie jesteśmy wybrańcamiNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ