Nawet nie wiem, kiedy usnęłam. Obudziłam się na mokrej poduszce z roztrzepanymi włosami i tuszem rozmazanym pod oczami.
Jest 2:17.
Ubrałam przetarte jeansy i ciepłą szarą bluzę, musiałam się przejść.
W trakcie ubierania butów, zadzwobiłam do Dawida. Odebrał.
Zawsze odbiera, o każdej porze i gdziekolwiek jest. Jest moim najlepszym przyjacielem i nigdy się na nim nie zawiodłam.
Mniejsza o to. Nie musiałam tłumaczyć co się stało, od razu powiedział, że mam być w parku za 10 minut. On jest taki kochany i troskliwy...
Jest! Podszedł i lekko musnął mnie w ustami w policzek. Zawsze tak robił. Ale tym razem, nie byłam wesoła i uśmiechnięta. Zawsze byłam twarda i ukrywałam smutek. W tym momencie pękłam, rozpłakałam się jak małe dziecko!
-Paula! Co jest?! Mów szybko!- skrzyczał mnie już na początku, a ja popłakałam się jeszcze bardziej i wtuliłam się w niego tak mocno jak tylko mogłam.
-Nic...- wymamrotałam.
-Mów w tej chwili! Pomogę Ci, rozumiesz?
-Wiem... Ale... Ale to jest dla mnie zbyt trudne! Nienawidzę tego jebanego życia!!! Nienawidzę samej siebie!- wykrzyczałam tak głośno, jak tylko mogłam.
On już wiedział o co chodzi i trzymał mnie w żelaznym uścisku, a ja mogłam się wypłakać do woli. Zawsze tak robiłam. Tym razem też tak zrobiłam i staliśmy tak dobre 15minut.
Kiedy już się uspokoiłam, zapytał, czy chodzi o matkę. Tym razem się mylił. Chodzi o tatę.
-Chcę ze sobą skończyć, rozumiesz? Chcę być razem z tatą i Kasią. Tak bardzo chcę być blisko nich... Już dłużej nie wytrzymam z tą alkoholiczką!- tłumaczyłam Dawidowi przełykając łzy.
-Doskonale Cię rozumiem. Ale Ty zrozum, że jak mamy coś zrobić, zrobimy to razem!