1. Dziecko krwi

26 4 2
                                    

Witamy w serwisie Share a bite, sunshine10. Masz 1 nową wiadomość od użytkownika DeadRosemary. Możesz ją odczytać teraz lub przejść do najnowszych wątków na forum.

– Nie omieszkam wykonać obu rzeczy – wymruczała do ekranu Summer. DeadRosemary, będąca w rzeczywistości jej bliską koleżanką Annie, nie podzieliła się niczym nadzwyczajnym, a jedynie nie potrafiła się nadziwić, że zdołała wydać całą pensję na kosztowną torbę z najnowszej kolekcji Chanel.


Duża, kremowa i pikowana, piękna, moja! To dostateczna nagroda za miesiąc wcielania się w posiłek pana Stewarta. Tak, wiem, usprawiedliwiam szarpnięcie się na luksus. Kolejny wypad do centrum skończy się na kawie. Mojej kawie, bo tobie radzę zaszaleć i wreszcie kupić ten cholerny płaszcz!

To była prawda, Summer marzyła o nowym palcie na chłodne wiosenne i jesienne dni, najlepiej w kolorze chłodnej czerwieni i sięgającym przed kolano. Raczej nie wydałaby na tę zachciankę miesięcznego zarobku, ponieważ musiała opłacić wynajęte mieszkanie i przesłać niewielką kwotę rodzicom, a resztę zostawić na życie. Całe szczęście, że rodzina, u której pracowała, odciążała ją od zakupu suplementów wspomagających procesy krwiotwórcze, więc zaoszczędzała około dwustu dolarów kwartalnie.

PS Ta strona jest rewelacyjna. Przyjemny wygląd, uporządkowane działy, ciekawe artykuły i kalendarz z fajnymi wydarzeniami. Może wybierzemy się na jakieś? Myślałam ostatnio, jak wypadłybyśmy na zgrupowaniu żywicieli. Obecnie zaznajamiam się z bajerami dostępnymi w profilu. Nic, czego wcześniej nie widziałabym na innych portalach, ale podobają mi się te kropelki krwi pod zdjęciem określające czas bycia karmicielem. Ty masz już trzy, a ja zaledwie połówkę. Raz jeszcze, buziaki!

Westchnęła i uśmiechnąwszy się, nieco pobłażliwie, przeszła do forum. Oho, ciekawie, pomyślała, przeglądając pierwszą stronę tematów.

Czuję się zagrożona. Co mam zrobić?

Laeana26 pisze: Zacznę od tego, że mam już ponad trzydzieści lat i od trzech miesięcy karmię czternastoletniego chłopca. Od początku przeczuwałam, że będą z nim problemy, bo biedactwo jest typowo rozpieszczone. Pyskuje ciężko pracującym rodzicom, nie robi wokół siebie nic, ostatnio pobrzękiwał coś o zakończeniu edukacji (pobiera naukę przez Internet, ale woli grać). To jeszcze nic. Ostatnio przypadkowo usłyszałam fragment rozmowy z jakimś kolegą, gdzie mój podopieczny mówił, że "chętnie wyssałby tę sukę (mnie) do cna". Byłam tak przerażona, że nie mogłam się ruszyć. Dodam, że bywa łapczywy i muszę go odrywać od ręki. Uciekać czy naskarżyć jego opiekunom?

Fairytale pisze: Naskarż. To tylko chorowity gówniarz. Gdyby zrobił ci krzywdę, słono by za to zapłacił i dobrze o tym wie.

Cat-pompidou pisze: A ja bym zrezygnowała. Sama zmieniłam karmionego i wreszcie jestem zadowolona z tego zawodu. Mnóstwo osób czeka na swojego żywiciela, a ten chłoptaś będzie cię gnębił i kto wie, na co jeszcze sobie pozwoli...

Summer przeszła do innego wątku.

Karmicielki równa się dziwki?


Moooddy pisze: Ostatnio spotkałam się z tym kontrowersyjnym artykułem autorstwa pismaka z The Moon i moim zdaniem on w pośredni sposób porównuje karmicielki do prostytutek. Bo niby czemu miałby przytaczać w swoim tekście tylko i wyłącznie młode dziewczyny przyjmujące napiwki lub upominki od swoich podopiecznych? Jasne, zdarzało się, że ktoś inicjował kontakty seksualne, ale to chyba rzadkie historie i niekoniecznie zakończone w łóżku. Ja jestem zbulwersowana.

This_stupid_wife pisze: No cóż, dzielenie się krwią jest intymne. Nie zdajesz sobie sprawy z tego, co się dzieje z niektórymi desperatkami, których nie ma w bazie, a gorąco oferują się na słupach reklamowych. Podpowiem, że oferują nie tylko pożywne osocze.

Moooddy pisze: W takim razie trzeba oddzielić ziarno od plew. Dobre imię karmicielek nie może być splamione przez, jak to ujęłaś, desperatki.

This_stupid_wife pisze: Jasne, na pewno przytaknie na to dziennikarzyna, która szuka rozgłosu i próbuje wywołać tanią sensację godną byle brukowca.

Cat-pompidou pisze: A ja przypominam, że zajmujemy się osobami chorymi, które najczęściej muszą zrezygnować ze swojego dotychczasowego życia, pasji. Spotkałam wielu nosicieli, w tym młodych mężczyzn, jakoś żaden nie patrzył na swoją żywicielkę jak na seksualny kąsek, a nierzadko była (jest) to atrakcyjna kobieta.

Heatyourhead pisze: Lata temu wokół wirusa HIV też powstawały mity i brednie, np. przypadłość gejów. Ludzie myśleli, że zarażą się przez podanie ręki. Niech ten gościu z The Moon pisze sobie, co chce, mądrzy go nie poprą.

Moooddy pisze: Spotkałam się już z dyskryminacją związaną z moją pracą. Niegdyś szlachetne oddawanie krwi nie przełożyło się na szlachetność karmienia krwią chorych, aby utrzymać ich przy zdrowiu... Tak to widzę i prędko nie zmienię zdania, a smutne jest to, że jakieś kurewki będą ciągnęły zawód żywicieli w dół.

This_stupid_wife: Jak uważasz, nikt nikogo nie będzie próbował na siłę przekonać się, że jest inaczej. Widocznie według ciebie białe jest białe, a czarne jest czarne...

– Krwi.

Summer wzdrygnęła się i odruchowo położyła dłoń na klapie laptopa. Za nią stała Andrea – jasnowłosa, chorobliwie blada dziewczynka w błękitnej piżamie z motywem potulnych niedźwiadków.

– Krótko spałaś, Andy – zauważyła Summer.

Niezbyt cieszyła się z tego, że ostatnie drzemki jej podopiecznej nie trwały dłużej niż dwadzieścia minut. Usiłowała wyjaśnić państwu Robertson problem, jakim jest zaburzenie snu u ich dziecka, ale wszystko zrzucili na karb choroby, na którą nie ma skutecznego lekarstwa. Summer próbowała wcisnąć dziewięciolatce ziołowe tabletki wspomagające wejście w głęboką fazę snu, lecz Andrea ssała je jak cukierki i wypluwała, kiedy słodka, gładka powłoka całkowicie znikła, odkrywając gorzkawy środek zbity w zieloną pastylkę.

– Krwi – mruknęła w odpowiedzi, pocierając knykciami powieki. – A potem bajka.

Summer z konsternacją spojrzała na zegarek.

– Dopiero kwadrans po dziewiętnastej. Na pewno jesteś głodna? – zapytała.

– Tak, Sammy. Słabo mi. – W głosie Andrei bardziej pobrzmiewała nuta irytacji, aniżeli prośby i Summer uległa. Zazwyczaj karmiła ją trzy razy na dobę lub dwie o stałych porach: siedemnasta, dwudziesta pierwsza i pierwsza w nocy. Jednakże w ostatnich dniach dziewczynka nieszczególnie chciała przestrzegać dawniej ustalonych reguł.

– Dobrze, ale nie więcej niż dwa łyczki.

– Rozumiem.

Obie podeszły do łóżka, zniecierpliwiona Andrea ciągnąc karmicielkę za łokieć.

– Usiądź – nakazała Summer, podwijając rękaw szarego swetra. Dziewczynka posłusznie wykonała polecenie, sadowiąc się w rozkopanej pościeli, i wpatrzyła się łakomym wzrokiem się w poznaczony bliznami przegub. Przez senność i zmęczenie widoczne na jasnej buzi przebijały ślady ekscytacji spowodowanej zbliżającym się zaspokojeniem głodu. Nie umiała kontrolować emocji, a Summer nie miała jej tego za złe, choć osiem miesięcy temu, w ciągu pierwszego tygodnia karmienia Andrei, bywała przerażona, kiedy widziała to pragnienie. Przemyła skórę wilgotną chusteczką i podała dłoń dziewczynce.

– Pamiętaj o dwóch łykach.

Andrea zawahała się.

– Przepraszam, Sammy. Po prostu chcę poczuć się lepiej.

– Wiem, Andy. Powinnyśmy się trzymać ściśle określonych godzin. Wtedy mam więcej czasu na dojście do siebie.

– A teraz będzie cię bolało?

– Niekoniecznie. – W gruncie rzeczy była już oswojona z delikatnymi ukłuciami, jakby za sprawą igły albo strzykawki.  – No, pij.

Andrea skinęła głową i przyłożyła usta do wyciągniętej ręki. Rozchyliła wargi, odsłaniając zęby jak podczas szerokiego uśmiechu. Dwa z nich, kły, znacznie różniły się od kłów zdrowego człowieka – były wydłużone i szpiczaste, w sam raz, by wgryźć się w źródło pożywienia. Dziewczynka ukąsiła nadgarstek w miejscu, w którym była widoczna sieć fioletowych żył. Wąski strumień ciemnoczerwonej krwi spłynął wprost do jej ust. Przez chwilę ssała, wyraźnie rozsmakowana, a w powietrze wzbił się charakterystyczny zapach metalu.

– Wystarczy.

– Dziękuję. – Andrea niechętnie wyzwoliła z uścisku przegub i oblizała się. Summer opuściła przedramię, po czym przyłożyła do świeżej rany opatrunek. Dwa rozjarzone punkty zakryła czysta biel gazy.

Andrea ułożyła się na poduszkach obleczonych różowym, bawełnianym materiałem z tęczowym nadrukiem. Cały jej nieduży pokój był urządzony w dziewczęcy sposób, jedynie zwiewne, muślinowe firany zmieniono na ciemne kotary, które nie przepuszczały światła słonecznego. Ściany pokrywała farba w odcieniu złotego piasku, co w połączeniu ze starannie dobranym sztucznym oświetleniem dawało złudzenie ciepłego, letniego dnia w samym sercu posiadłości rodziny Robertsonów, nawet w środku nocy. Obrazy wiszące w kilku miejscach przedstawiały barwne abstrakcje, zapewne niezrozumiałe dla kilkulatki, ale przyjemne dla oka i w jakiś sposób uspokajające. Obok jasnego biurka, przy którym zwykle przesiadywała Summer, stał ogromny kosz z zabawkami i piękny dom dla lalek. Bywało, że razem czesały i przebierały figurki, a potem urządzały im spotkania na wzór angielskich herbacianych podwieczorków, chociaż Andrea stawała się szybciej znudzona niż jej opiekunka.

Dzięki niewielkiej porcji krwi na twarz dziewczynki wstąpił subtelny rumieniec, a spojrzenie stało się przytomniejsze.

– Jesteś dziś słodka, Sammy – powiedziała z szerokim uśmiechem. W przestrzeni między zębami miała resztę posoki.

Summer rozbawiło to wyznanie. Niejednokrotnie, na przykład po przypadkowym przygryzieniu wargi lub języka, mimowolnie spróbowała krwi i w jej uznaniu była nieznośnie żelazna, a specyficzny posmak potrafił utrzymywać się przez wiele godzin. A jednak znaczna część populacji, dotknięta wirusem wampiryzmu, lubowała się w tym smaku, tak bardzo odmiennym od tego, co mógł doznać zdrowy człowiek. Słodka, przyjemnie neutralna niczym woda, okraszona nutą pikantnej przyprawy... Takimi właśnie określeniami chorzy opisywali cudownie życiodajny płyn dodający im sił tak, jak ludziom zwykle dodaje sił kofeina zawarta w kawie bądź napoju energetyzującym. Naukowcy badający wirus już ustalili, a nawet wydali pracę naukową na ten temat, że na dobry smak krwi w połowie składa się wrażenie zarażonego związane z pozytywnymi skojarzeniami po karmieniu, a w połowie odpowiada za to naturalny zapach żywiciela, który może być wzmocniony perfumami, ostatnio spożytym posiłkiem lub emocjami. Wobec tego Summer przyjęła niewinny komplement Andrei z przymrużeniem oka, zadowolona, że dziewczynce poprawił się humor.

– Co porobimy teraz, panno Robertson? Podobno życzyła sobie panienka bajki?

– Może być ta o czarodziejkach. Trzynasty odcinek – odparła Andrea, wtulając się w wielkiego, brązowego misia, z którym zwykła spać.

Summer ochoczo skinęła głową i sięgnęła po pilot leżący na szafce nocnej. Włączyła telewizor wiszący na ścianie naprzeciwko łóżka, a następnie uruchomiła bibliotekę multimedialną. Musiała wstać, by przyjrzeć się małym napisom – nie miała orlego wzroku i ciągle odkładała wizytę u okulisty na później.

– Trzynasty, tak? – upewniła się.

– Tak... Sammy...

– Hm?– Chyba zrobiłam siusiu.

Summer gwałtownie obróciła się. Doskoczyła do Andrei i uchyliła kołdrę, którą ta moment wcześniej się otuliła. Spod przykrycia buchnął kwaśny odór moczu, a na prześcieradle zakwitła plama, ogromna i żółta.

– Och, Andy, nie jesteś przecież dzidziusiem. Nie czułaś, że masz potrzebę? –Nie ukrywała rozeźlenia.

– Nie, przepraszam – odpowiedziała płaczliwie dziewczynka, sama wyglądając na zaszokowaną. Żywicielka dziecka musiała być przygotowana na każdą okoliczność, nawet tę najbardziej alarmującą. Andrea wstała pośpiesznie, a Summer zrzuciła wszystką pościel na podłogę, zawczasu odsuwając stopą puchaty dywanik. Poza poduszkami, do prania nadawała się cała reszta, łącznie z pierzyną z wnętrza poszwy w misie, która złapała zapach uryny.

W tym samym czasie ktoś zapukał do drzwi pokoju. Summer rozpoznała to słabe, ciche pukanie Elli Robertson, zawsze obawiającej się, że omyłkowo wejdzie do sypialni córki w trakcie karmienia. Ten widok wprawiał ją w niesmak, dlatego wraz z mężem starali się go unikać. Lękali się opieki nad swoim jedynym dzieckiem – jednego dnia twierdzili, że doskonale rozumieją, przez co przechodzi, drugiego dnia ubliżali Bogu za obciążenie ich rodziny nieuleczalnym schorzeniem.

– Mama – wyszeptała bezgłośnie Andrea, a w jej niebieskich oczach pojawił się strach.

– Spokojnie, nic się nie stało – Summer uspokoiła dziewczynkę. – Proszę wejść!

Drzwi rozchyliły się powoli i próg przekroczyła elegancka kobieta. Mimo swoich czterdziestu jeden lat, talię miała szczupłą i godną podziwu, a kremowa sukienka koktajlowa podkreślała sztucznie opaloną skórę i dużego, jasnego koka upiętego z tyłu głowy. Była jak zwykle pachnąca i nienagannie umalowana. Wyglądała jak typowa bizneswoman, kobieta sukcesu z magazynu dla ludzi posiadających wpływowe firmy.

Na widok przygarbionej Andrei i zrzuconej pościeli wybałuszyła oczy, niepewna, co ma zrobić. Splotła palce obu dłoni i zaczęła kręcić nadgarstkami, a cienkie, złote bransolety zaczęły pobrzękiwać. Na jej twarzy malowała się groza.

– Co tu się stało? – spytała cicho.

– Właśnie miałyśmy małą wpadkę z nietrzymaniem moczu – wyjaśniła Summer, jakby również brała udział w zsikaniu się do łóżka. – Wszystkim się zajmę.

Dzięki temu zapewnieniu pani Robertson wyraźnie ulżyło.

– Och. Andrea. Moje biedne dziecko – powiedziała, odrobinę zbyt sztywno. Odchrząknęła. – Myślałam, że o tej porze będziesz w krainie snów – dodała, powołując się na znajomość czasu drzemek Andrei.

– Nie umiem spać, mamo. – Dziewczynka przywarła do boku Summer, ale bezbronność w jej głosie musiała zmiękczyć serce matki. Kobieta podeszła do niej, pochyliła się i szybko, ledwie dotknąwszy zaróżowionej skóry, ucałowała jasny policzek, pozostawiając niewyraźny, czerwonawy odcisk warg. Ścisnęła córkę za ramiona i rzekła:

– Jak dobrze, że masz taką kochaną opiekunkę.

Bo ty nie zdołałabyś niczego ogarnąć, pomyślała Summer, współczując Andrei.

– Bądź grzeczna, księżniczko, bo razem z tatą jedziemy na kolację do Montgomery i zatrzymamy się później w hotelu... – Spojrzała z wahaniem na Summer, która już wcześniej dowiedziała się o planach państwa Robertson na piątkowy wieczór. Choć uważała, że mogliby poświęcić czas Andrei, znów postanowili wyrwać się z Prattville, pozostawiając dom w rękach służby, a to według Summer było nieco krzywdzące dla chorego dziecka spragnionego miłości bliskich.

– ...a jutro będziesz mieć wizytę lekarską. Zbada cię doktor Philip i przepisze syrop na dobry sen.

– Dobrze, mamo.

Dziewczynka skrzywiła się z niezadowoleniem, a Summer odetchnęła z ulgą, pewna, że leki w innej formie niż tabletki przyniosą jej podopiecznej niezmącony głodem, słodki sen.

Robertsonowie wyjechali do sąsiedniego miasta parę minut później. Andrea poszła wziąć kąpiel, a Summer przygotowała jej świeże posłanie i skorzystała z chwili samotności, by zadzwonić do własnych rodziców. Pytali głównie o to, czy ciągłe karmienie krwią dziewięciolatki nie stało się już dla niej zbyt męczące, zapewniając przy tym, że poprą jej decyzję o ewentualnym odejściu i szukaniu zatrudnienia w kierunku wpisanym na dyplomie.

– Byłoby nam przykro, gdybyś zachorowała na anemię i zmarnowała swoją smykałkę do marketingu.

– Przestań, tato. Na razie nigdzie się nie wybieram. No i ciągle przyjmuję jakieś drobne zlecenia zdalne, w wolnych chwilach rozbudowuję swoją stronę. Za dwa lub trzy lata zajmę się tym w pełni.

– Dobrze, słoneczko, szanujemy twój wybór... Chcieliśmy ci też powiedzieć, że mama dostała duże zlecenie na stworzenie ilustracji do serii fantastycznych książek, a ja... Ja dorwałem nieznaczną pracę dla magazynu literackiego.

– To wspaniale! – ucieszyła się Summer. – Czym się zajmujesz?

– Mam do sprawdzenia kilkanaście tekstów dziennie pod kątem stylistycznym i językowym, wszystko robię na komputerze. Nawet mając jedną rękę nie jest to trudne. Za jeden artykuł, w zależności od liczby stron, dostaję od dwóch do czterech dolarów – pochwalił się ojciec dziewczyny, zachowując jednak rezerwę dla własnej uciechy.

– Jesteś językoznawcą, bardzo się cieszę, że masz zajęcie. Bardzo, tatusiu.

– Trafiłem doskonale, Patty również... I... Nie przysyłaj nam nic w przyszłym miesiącu, damy radę.

– Ale...

– To postanowione, Sum. Kropka. Jak ma się Andy? – Mężczyzna prędko zmienił temat, a lekko zmieszana Summer postanowiła zachować kwestię pieniędzy na rozmowę na żywo. Wiedziała, że jej rodzinie tak czy owak przyda się wsparcie finansowa i nie miała zamiaru zrezygnować z niego dobrowolnie.

– Sytuacja jest stabilna, ale miewa problemy ze spaniem. Jutro przyjeżdża do niej lekarz z pobliskiej przychodni. Ja będę mieć wolny dzień, być może spotkam się z Annie. Wybacz, tato, ale muszę kończyć, wydaje mi się, że słyszę wołanie. Odezwę się niebawem. Kocham was.

– My ciebie też kochamy. Pozdrów małą. Do usłyszenia, buziaki!

Summer stuknęła kciukiem w czerwoną słuchawkę na ekranie telefonu i popędziła do łazienki. Andrea faktycznie ją wołała – potrzebowała pomocy przy myciu głowy, bo sama robiła to nieudolnie, pomijając spory obszar wokół skroni. Dziewczynka siedziała skulona, po ramiona zanurzona w wodzie, a jej biała skóra zlewała się z odcieniem zapachowej piany i ceramicznymi ścianami wanny. Wyróżniały ją jedynie pociemniałe, wilgotne włosy, okalające drobną twarz. Obok Andrei bezwiednie dryfowała gumowa kaczuszka. Summer nalała na dłoń odrobinę szamponu dla delikatnej skóry głowy i poczęła rozprowadzać kosmetyk po cienkich pasmach. Czuła na sobie czujny wzrok dziewczynki.

– Moi staruszkowie przesyłają pozdrowienia. Na co się tak patrzysz?

– Dziękuję, ty też ich pozdrów. Sammy, co masz na nosie?

Summer odruchowo dotknęła czubka nosa i poczuła bolesny, okrągły wzgórek. Niewielka ilość rzadkawej piany rozbryznęła się na kafelkach.

– Mocno czerwone? – Powróciła do mycia włosów.

– Trochę.

– To zwykły pryszcz. Sama będziesz miała trądzik, zwłaszcza w wieku dojrzewania – postraszyła Andreę z uśmiechem, lecz ona z nagła posmutniała.

– Jeśli kiedyś będę mieć kilkanaście lat, to tak. – Opuściła głowę. – Chciałabym, żebyś opowiedziała mi historię o chorej dziewczynce, która wyzdrowiała i mogła powrócić do szkoły, i bawić się w słońcu.

Summer westchnęła. Czasami nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów, aby pocieszyć córkę Robertsonów. Mogła powiedzieć po raz kolejny, że według wielu lekarzy na całym świecie wampiryzm nie dorównuje nowotworowi w wyniszczaniu organizmu, a dorośli ludzie z tą przypadłością normalnie funkcjonują w społeczeństwie, przestawieni na tryb wieczorny i nocny, co już nie stanowiło żadnego problemu. Mogła nakłonić uprzedzoną Ellę, żeby przełamała wewnętrzną blokadę i poprosić ją, aby przy każdej okazji powtarzała swojemu dziecku, że z pewnością dożyje sędziwego wieku. Jednak zwykle wolała powiedzieć coś, co doda Andrei otuchy o danym czasie, a nie tylko da, możliwe, że złudną, nadzieję na lepszą przyszłość.

– Mogę opowiedzieć ci o losach dziewczynki, która mimo choroby nie straciła radości ducha i każdego dnia wykazywała się niezwykłą odwagą. Jestem niemal pewna, że ta historia spodoba ci się bardziej.

W odpowiedzi otrzymała szeroki uśmiech. Andrea ułożyła się do spania w czystej pościeli i niebawem usnęła, otoczona kilkoma pluszowymi misiami. Summer zrobiła sobie talerz kanapek z serem i słabą kawę, na którą składało się więcej mleka niż czarnego naparu. Sama musiała wkrótce położyć się i na wszelki wypadek ustawiła na komórce jeszcze jeden budzik, tuż przed północą.

Na czas posiłku włączyła jeszcze laptopa i zalogowała się do serwisu Share a bite, przechodząc od razu do forum. Lubiła pisać posty w dziale dla żywicieli dziecięcych. Po wielu miesiącach karmienia Andrei chętnie udzielała rad początkującym, zwłaszcza tym, którzy nie mieli dużego pojęcia o obchodzeniu się z chorymi dziećmi. Jej uwagę przykuł nowy wątek oznaczony wykrzyknikiem.

Agresja spowodowana mutacją wirusa?

Fragile-melody pisze: Drodzy użytkownicy, to mój pierwszy wpis. Nie zdecydowałabym się na udzielenie się tutaj, gdyby nie niepokojąca myśl, która tknęła mnie po wydarzeniach w domu mojej 16-letniej podopiecznej. Nadal jestem roztrzęsiona i w trakcie poszukiwań pomocy natknęłam się na kilka postów świadczących o tym, że nie tylko mnie TO spotkało. Wczoraj zostałam ukąszona w ramię i "wypijana" bez pozwolenia. Musiałam wołać o pomoc, a matka tej agresywnej dziewczyny ledwo odciągnęła córkę. Skąd ta nagła siła? Ja nie chciałam nadużywać przemocy, choć uderzyłam ją w głowę przez szok. Po zajściu matka błagała na kolanach, żebym nie zgłaszała tego naruszenia służbom, a dziewczyna siedziała w bezruchu przez resztę wieczoru, wpatrując się tępo w jeden punkt. O co chodzi? Wcześniej już była marudna i okazywała brak szacunku. Mój mąż, lekarz, każe mi zwolnić się w trybie natychmiastowym. Delikatnie zasugerował, że wirus, możliwe, że zmieniającym się w swojej strukturze, nieodwracalnie uszkadza DNA chorych i ich stan będzie się pogarszać... Nie chciał zdradzić nic więcej, ale w końcu pracuje szpitalu i na pewno posiada ułamek informacji strzeżonych przez rząd... Martwię się, że wkrótce będziemy świadkami, jak nasi podopieczni stają się potworami, nie żartuję.

I zaczynam się bać.


Rozdział powstał 4 lata temu i przejdzie jeszcze korektę. Jednak jest Nowy Rok, a mi zależało, żeby w końcu z tym Wattpadem ruszyć i wrócić do opowiadań. Dzięki za wyrozumiałość.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jan 01, 2021 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Krwawe panaceumWhere stories live. Discover now