Rozdział 26 - Turner Campbell

187 5 3
                                    

rozdział 26

Turner Campbell

       Moje uczucia w tej chwili są surowe jak cholera i najwyraźniej nie potrafię ich kontrolować. Tak właściwie to staram się nie myśleć wiele o całym tym gównie. Moje ciało pulsuje i drga, jakby było rozrywane na kawałki przez okrutną rzeczywistość. Wychodzę za kulisy i ruszam biegiem. Przeczesuję palcami włosy i staram się nie myśleć o czapce Travisa. To żart. To musi być tylko żart. Żaden z chłopaków nie przyzna tego głośno, ale ktoś z nami sobie pogrywa. Próbuje popieprzyć nam w głowach. Myślę o przybranej siostrze Naomi, ale nie mam zielonego pojęcia, skąd miałaby wiedzieć jaką czapkę nosił Travis. Sądzę, że to nie mogła być czapka, którą faktycznie nosił. Jednak była w takim samym stylu - czarna z białym obramowaniem, z orłem rozkładającym skrzydła. Myślę, że to tylko zbieg okoliczności, ale i tak wystarczająco upiorny.

       Odpycham się od Milo. Nie jestem w nastroju, żeby słuchać gderania tego skurwysyna. Nie chcę też patrzeć jak Naomi bierze zapasową gitarę. Zaczyna następną piosenkę. Zaczyna ją drżącym głosem, który szybko przybiera na sile. Bierze tłum w swoje posiadanie, nagina go do swojej woli. Zaznacza całą aulę sobą i swoim głosem.

       Pragnę jej w tej chwili tak bardzo, że to aż boli. Dosłownie. Mój chuj jest miażdżony przez spodnie, ociera się o jeans. Zaciskam ręce tak mocno, że bieleją mi knykcie a paznokcie wbijają się w skórę.

       Deptam w tę i z powrotem, i czekam. Staram się trzymać oczy z dala od jej spoconego ciała.

       Wyznałem jej swoją miłość.

       Nawet nie mogę uwierzyć w to gówno. Całą winę zwalam na rozmowę, którą odbyłem z Ronnim oraz na wstrząs po znalezieniu bejsbolówki. Nie najlepiej przyjęła moją spowiedź. Ale potem, na scenie, była cała moja.

       Łapię biały ręcznik i okręcam go wokół szyi. Ścieram pot z  czoła. Zabieram piwo jednemu z pracowników technicznych i wypijam je jednym tchem. Nic dziwnego, że do tej pory nie spieszyłem się, żeby się w kimś zakochać. To jest do bani. Miłość jest do bani. Jest tak bardzo do bani, że facet zamienia się głupiego, włochatego durnia. Kumple patrzą na mnie jak na rannego tygrysa w klatce. Trzymają jednak gęby na kłódkę. I dobrze. Dobrze, bo jestem tak wkurwiony, że mógłbym się na nich rzucić i zagryźć wszystkich po kolei.

       Testosteron i adrenalina mieszają się w mojej krwi. Są jak  toksyczna mieszanka. Jestem wściekły na cały zespół Amatory Riot. Jestem tak wściekły, że nawet nie mogę patrzeć jak grają. Jednak stoją tam z zamkniętymi oczami i trzęsącymi się rękoma. Odchylam głowę do tyłu. Głos Naomi jest kurewsko dobry, znacznie lepszy  niż tej chudej laski. Przez chwilę zastanawiam się, gdzie ta suka jest. Stwierdzam, że to nie jest aż tak ważne.

       Jak tylko Naomi schodzi ze sceny, pędzę za nią.

- Nie dotykaj mnie – szepcze niskim i ochrypłym głosem. Warczy na mnie, kurwa twoja mać, i to jest gorące.

       Wszystkie oczy są skierowane na nas, kiedy jak chmura sztormowa idziemy w kierunku tylnych drzwi. Oboje jesteśmy tak naładowani energią, że nią emanujemy, kiedy się o siebie ocieramy. Moje ciało jest teraz bardzo wrażliwe. Nie potrafię w tej chwili logicznie myśleć. Mój mózg jest wyprany i całkowicie pusty. Zauważam każdą najdrobniejszą kroplę potu na jej skórze, jej rozszerzone źrenice i naprężone sutki.

- Trzymaj się ode mnie z daleka. - Naomi zatrzymuje się przy drzwiach. Niemal słyszę jak wszyscy zebrani nabrali tchu i czekają na to, co wydarzy się między nami. – Nie kocham ciebie.

Real Ugly (Szpetna rzeczywistość - tłum. nieof)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz