4. Chcę żyć.

148 13 2
                                    

"All the pain and the truth

I wear like a battle wound

So ashamed, so confused, I was broken and bruised..."*

      Mimo obaw Nialla, Alex spędziła poniedziałek w szkole i nie wyglądało na to, by miało ją dopaść jakieś choróbsko. Gdy ja wzdychałam z tego powodu z ulgą, blondynka była w zdecydowanie złym humorze. Andrea, Carmen i ja próbowałyśmy poprawić jej samopoczucie, lecz odnosiło to odwrotne skutki. Pytałyśmy więc co się stało, na co uparcie twierdziła, że nic. Jej wzrok był wystarczającym ostrzeżeniem, by nie pytać dalej. 

      Cały dzień była zła jak osa, aż w końcu, na ostatniej lekcji, zdecydowała mi się zwierzyć. Jak się okazało, z powodu jej sobotniej przygody z alkoholem, teraz nie odzywała się z bratem. Wiedziała, że zrobiła źle, ale jednocześnie była zła, że Niall traktuje ją jak dziecko. Była świadoma tego, że narobiła sobie wstydu i przez swoją głupotę mogła wylądować w szpitalu. Miała do siebie pretensje, ale, jak twierdziła, Niall też nie był święty, więc powinien ją zrozumieć i ochrzanić, a nie strzelać na nią fochy. Ponieważ rozmawiałam z chłopakiem, znałam jego punkt widzenia, więc chciałam go trochę usprawiedliwić w oczach siostry i przekonać ją by z nim szczerze porozmawiała. Skończyło się jednak tym, że podniosła głos. Nie dowiedziałam się, co chciała mi przekazać, bo nasza rozmowa dotarła do uszu nauczycielki.

- Bonnie i Alex! Skoro tak uwielbiacie rozważać tematy ewolucji, proszę przygotować na jutro referat o jej skutkach na przykładzie Australii. - Kobieta obrzuciła nas chłodnym spojrzeniem, po czym zwróciła się do klasy i kontynuowała temat.

      Alex ze wściekłością odłożyła długopis na ławkę i zaczęła przyglądać się krajobrazowi za oknem, nie odzywając się słowem do końca lekcji.

        Szybkim krokiem kierowałam się w stronę domu Horanów, by napisać ten cholerny referat. W ręku ściskałam kurtkę Nialla, której zapomniałam oddać sobotniego wieczoru. Alex proponowała mi, żebym pojechała do niej od razu po szkole, jednak musiałam najpierw spotkać się z mamą, gdyż miała dziś nocny dyżur. Teraz ogarnął mnie strach. Przez całe życie unikałam tej ulicy jak tylko mogłam, a teraz szłam nią z własnej woli. Miałam przeczucie, że stanie się coś złego, ale odganiałam tę myśl, zwalając na zbyt wybujałą wyobraźnię. Niestety się myliłam. Usłyszałam jakiś dźwięk i zanim zdążyłam się odwrócić poczułam na ustach czyjąś rękę. Mój puls natychmiast przyspieszył. Próbowałam krzyczeć, wyrywać się, lecz na nic się to nie zdało. Zostałam zawleczona za pobliskie drzewo, stojące wśród paru innych. Byłam przerażona i choć oczywistym było, że ktoś mnie napadł, nie mogło to dotrzeć do mojej świadomości.

- Jak się czujesz w ostatnim dniu życia, mała? - zapytała z rozbawieniem zakapturzona postać. Szalik na twarzy sprawiał, że widziałam jedynie jej ciemne oczy. Nadal próbowałam się bronić, kopać, krzyczeć, ale byłam kompletnie bezsilna. Mocne uderzenie w brzuch skutecznie odebrało mi głos. Z trudem łapałam oddech. Zostałam powalona na ziemię i w tym momencie byłam pewna, że nie mam już szans. Wmawiałam sobie, że teraz wrócę do taty i wszystko będzie dobrze, ale wcale mnie to nie pokrzepiało. Zwłaszcza, że wiedziałam, że teraz mama zostanie całkiem sama. To myśl o niej dała mi sił by chwycić za nóż sprawcy. Niestety nie zdołałam odciągnąć go od mojej klatki piersiowej. Moje nadgarstki zostały uwięzione nad głową, a nóż powędrował na dekolt. Po sekundzie moja bluzka była przecięta na pół. W tej chwili dotarło do mnie, co zamierza zrobić siedzący na mnie mężczyzna i zaczęłam płakać. Było to dla mnie gorsze niż morderstwo. Wolałam umrzeć od razu.

Where Love Is Lost (zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz