13.

77 11 0
                                    

Kane długo myślał, czy iść na mecz, czy nie. Wiedział przecież, że będzie grała tam drużyna jego domu... i Olive. Ale z drugiej strony mecze były co miesiąc i zdawał sobie sprawę, że jeśli przegapi ten, to za kilkanaście dni będzie mógł zobaczyć kolejny.

Dlatego w końcu wybrał opcję drugą - niepójście na mecz - i ostatecznie został w zamku.

Widział, jak większość Krukonów wychodzi z domu wspólnego i kieruje się na błonia. Ucieszył się na myśl, że teraz jest idealna pora na spokojne uczenie się historii magii. Bo jak nie teraz, to kiedy miał przyswoić ten arcytrudny, choć nie dla niego, materiał?

- Kane! - Drzwi do pokoju gwałtownie otworzyły się, a do niego wpadł kolega chłopaka, Warren. Wysoki atleta, do którego nadal po sześciu latach wzdychały dziewczyny z jego roku, ale pewnie tylko dlatego, że sprawiał wrażenie mądrego mięśniaka. Tak przynajmniej myślał Kane. - Och, wiedziałem, że zostaniesz w zamku! - Warren podszedł do siedzącego w fotelu Kane'a i mocno poklepał go po plecach. Nawet nie zauważył grymasu na twarzy chłopaka i usiadł blisko niego na sofie obok. - Potrzebuje pomocy.

- Warren... Czy widzisz co robię? - zapytał go lekko zdenerwowany Kane, łapiąc na kolegę spode łba.

- Tak, tak. Uczysz się. Jak zwykle zresztą. Potrzebuję pomocy z dziewczyną.

Kane zachłysnął się gwałtownie powietrzem. Warren? Potrzebuje pomocy z dziewczyną? Zoet wybuchnął śmiechem na cały głos i poklepał bardzo zdziwionego Warrena.

- Ja? Ja mam ci pomóc z dziewczyną? - odparł rozbawiony.

- Tak. Chodzi o taką dziewczynę z Hufflepuffu. - W głowie Kane'a pojawiła się jej twarz - twarz Olive i chłopak cały zmarkotniał. Co do diaska? - Wiem, że się znacie, widziałem was razem. Olive T... T... Coś na "t" w każdym razie. Jest ekstra i wiem, że mogę na tobie polegać, Kane, i że mi pomożesz. Czy mógłbyś załatwić mi jakieś spotkanie z Olive? Tak jak kumpel kumplowi.

Kane wytrzeszczył na niego oczy. Wstał, posłał uśmiechniętemu i rozemocjonowanemu Warrenowi krzywy grymas i powiedział:

- Wiesz, Warren... My właściwie się nie znamy i wiesz... Muszę już lecieć. Pa!

Okularnik zabrał swoje książki i szybko opuścił dom wspólny, trzaskając drzwiami. Serce łomotało mu jak szalone, a gdy przekroczył próg zamku, jego myśli dopiero zaczynały się ustatkowywać. Na brodę  Merlina, co to miało znaczyć? Od kiedy Warrena interesują takie dziewczyny? Nawet nie pamiętał, co powiedział, tak bardzo się zdenerwował. Chyba wymamrotał coś, że nie może i poszedł. Och, ale zrobił z siebie idiotę.

Chociaż może nawet dobrze. Nie pozwoliłby Warrenowi dobrać się do Olive, tak przynajmniej sobie wmawiał. Wiedział, że nie znają się z Olive długo, ale nie życzyłby Warrena żadnej dziewczynie. Jednakże, dlaczego tak dziwacznie zareagował? Czy on był zazdrosny?

Nie-e-e...

Po prostu musi ochłonąć i się trochę pouczyć. Wtedy świat stanie się piękniejszy.

Szlaban, panno Thompson!Where stories live. Discover now