8.

84 10 1
                                    

Olive poczuła kotłujący się w jej ciele gniew, a jej oczy zapłonęły złością.

- Jak to szlaban jest o piętnastej? Mam znowu opuścić mecz? - wykrzyknęła prosto w twarz Snape'owi, trzymając w dłoni zwitek papieru informujący o terminie kary. Profesor utrzymał swoją pokerową minę i wyprowadził ją z klasy eliksirów.

– Panno Thompson. Jeśli panna się pospieszy, to skończy swój szlaban i zdąży na mecz o szesnastej. Ot, cała filozofia.

– Ale...

– O piętnastej chcę cię widzieć dzisiaj pod tą klasą razem z Zoetem. Zrozumiano? - Snape nachylił się nad dziewczyną, a Olive spojrzała na niego z wzrokiem pełnym politowania. Ten nauczyciel naprawdę był żenujący.

– Zrozumiano – odrzekła jedynie, ociągając się, po czym odwróciła się i szybko odeszła w swoją stronę. Zastanowiło ją, czy Kane Zoet też miał problem do dzisiejszego terminu. W końcu Hufflepuff grał z Ravenclaw'em o finał. Chociaż... Kane nie wyglądał na wielkiego fana quidditcha, prędzej byłby fanem szachów. W quidditchu stłukłby przecież swoje okulary... Pomijając to, że nie przypominał wcale typu sportowca.

Wróciła do pokoju wspólnego i pozwoliła minutom płynąć. Sobota minęła bardzo leniwie, bardziej na niecierpliwym oczekiwaniu godziny piętnastej, niż uczeniu się na jakikolwiek przedmiot. Lekcji się nie obawiała.

W końcu nadeszła upragniona godzina. Olive zeszła szybko na sam dół do lochów i tym razem nie pozwoliła sobie na żadne rozpraszanie. Po chwili dołączył do niej też Kane Zoet. Miał na sobie swój krukoński sweter, krawat i parę cienkich okularów na nosie. Wyglądał jak zwykle - niezaradnie, ale z odczuwalną nutką inteligencji i przekory. Uśmiechał się delikatnie pod nosem i stał pod ścianą z założonymi rękami, w jednej z nich trzymając różdżkę. Olive zmieniła zdanie. Dziś wyglądał lepiej niż zwykle.

– Co tam, Zoet? – zagadnęła od niechcenia, nawet na niego nie spoglądając. To, że dobrze wyglądał nie znaczyło przecież, że od razu ma go lubić. Było dużo ładnych chłopców w tej szkole, nie on jeden.

Kane uniósł na nią wzrok i tylko uśmiechnął się półgębkiem, a Olive dostrzegła jakąś zmianę w jego twarzy. Był dzisiaj bardziej... pewny siebie? Zapomniała o tamtym Kane'ie, który wolał się z nią nie kłócić, który skarżył na nią, żeby sam nie podpaść. Przed nią stał jakiś nowy Zoet.

Skinęła głową ponuro i zagłębiła się w własnych myślach, które zaczęły się mocniej i mocniej kotłować w jej głowie. Może dostał dobrą ocenę, może nauczyciel go pochwalił? Nie, jest Krukonem, ma to na co dzień. Wygrał partię szachów z najmądrzejszym uczniem? To właściwie mogłoby być prawdopodobne, chociaż... Była jedna rzecz, o której Olive pomyślała od razu, ale odsuwała ją od siebie. Bo to niemożliwe, żeby on...

– Panno Thompson! – Olive podniosła głowę i ujrzała nad sobą Snape'a. Zmarszczyła brwi i napotkała wrogie spojrzenie nauczyciela. – Wchodzimy do klasy, już, za Zoetem.

Dziewczyna nadal znajdowała się jednak daleko od klasy i szlabanu. Myślami wciąż była przy lekceważącym uśmiechu Kane'a, który pojawiał się co jakiś czas przed jej oczami.

Szlaban, panno Thompson!Where stories live. Discover now