XXV

1K 96 2
                                    

Zdarzyło wam się kiedyś wyjść z domu z myślą, że rozumiesz to, co się wokół ciebie dzieje? Odnosisz wrażenie, że wszystko kręci się wokół twojej osoby? Twoje błędy sprawiają, że każdy dzień jest coraz gorszy. Ale do tego zdołałaś już przywyknąć. Do tego, że każdego kolejnego dnia czujesz, jakby świat walił ci się małymi kawałeczkami na głowę.

Nie spodziewałaś się jednak, że w dzień, gdy to wszystko w końcu się zawali, to nie ty staniesz się ofiarą. Bo po tym wszystkim dalej nie byłam w stanie uwierzyć, że ktoś byłby w stanie wziąć na siebie mój ból.

Jednak nadal tu stałam. Trochę roztrzęsiona. Ze łzami spływającymi mi po policzkach i z czerwonymi oczami od płaczu. Musiałam wyglądać strasznie, bo tak też się czułam.

Przeze mnie zginęła kolejna osoba. Mogłam doliczyć kolejną osobę do listy ofiar, które poświęciły się, wierząc, że jest dla mnie jakaś nadzieja.

Tylko ta osoba zrobiła to, mimo iż wiedziała, że nie było dla mnie przyszłości. Byłam chora. Zarażona.

Prędzej, czy później zbzikuje, a moja obecność wśród ludzi przyniesie im jedynie zgubę.

Złapałam się za głowę i upadając na ziemię, ponownie zaniosłam się głośnym szlochem.

Nie wiedziałam, co dokładnie czułam. Wściekłość. Smutek. Tęsknotę. Winę. Czułam wszystko na raz. Jeśli to miało być moim szaleństwem to w końcu, zaczynałam rozumieć, czym była prawdziwa rozpacz.

Pragnęłam jedynie znaleźć coś ostrego i zakończyć swoje cierpienie. Chciałam przestać czuć cokolwiek.

Przeczołgałam się na chodnik pod ścianę jednego z bloków na głównej ulicy. Widok niedziałających świateł i ogromnego skrzyżowania pustego niczym „miasto duchów" powodował, że czułam wszechogarniający smutek i strach.

Siedziałam tak, wpatrując się w ciągnącą się przede mną uliczkę. Kilka kroków ode mnie dostrzegłam leżącą szklaną butelkę. Chwilę minęło, zanim niepewnie po nią sięgnęłam, a potem drżącymi rękoma rozwaliłam ją o chodnik.

Chwyciłam jeden z odłamków i wyciągnęłam przed siebie rękę. Nadal nie potrafiłam powstrzymać łez, do tego jeszcze doszło pociąganie nosem i zaczęłam powoli żałować, że nigdy nie pomyślałam o noszeniu ze sobą chusteczek.

Zanim zdążyłam zastanowić się głębiej nad tym, co chciałam zrobić, przejechałam ostrym przedmiotem po skórze nad nadgarstkiem.

Z moich ust wydobyło się ciche syczenie, kiedy zacisnęłam zęby, starając się zignorować ból.

Jedna za Anę — pomyślałam, spoglądając na prostą kreskę prowadzącą w poprzek lini ręki.

Jedna za mamę — nacięłam drugą kreskę tuż nad tą pierwszą. — Jedna za tatę. Za Laylę.

Kiedy skończyłam, poczułam, jak zakręciło mi się w głowie. Jedyne, na czym potrafiłam skupić wzrok to krew cieknąca z mojej ręki. Wytarłam to szybko dłonią i odrzuciłam na bok zakrwawiony kawałek szkła.

W tym jednym momencie jedyne co byłam w stanie czuć to ból i szybkie bicie mojego serca. Wszystkie inne problemy ucichły. Jakby krew była czymś w rodzaju mojego osobistego lekarstwa.

Ręce ułożyłam wzdłuż tułowia i zamknęłam oczy, czując jak z każdą kolejną chwilą, ogarnia mnie cudowny spokój.

♤♤♤

Kiedy ponownie się ocknęłam nie byłam w stanie się zorientować, która dokładnie jest godzina, ani jak długo leżałam tutaj sama. Krew na nadgarstku zdążyła zaschnąć. Zamiast tego jednak dostrzegłam, że wrzody zaczęły pokrywać również pozostałą część ręki. Oprócz tego wokół nadgarstków zaczęła mi schodzić skóra, jakbym dostała jakiegoś uczulenia. Wyglądało to fatalnie.

PlagaWhere stories live. Discover now