XVI

1.6K 110 5
                                    

Ta noc ciągnęła się niemiłosiernie. Ciągle miałam w głowie ostatecznie słowa z dziennika tej dziewczyny. Przez to natomiast nie mogłam się uspokoić i zasnąć.

— „Strzeż się słabości, bo słabość jest pierwszym krokiem do śmierci.'' — powtórzyłam ponownie słowa po cichu.

Kilka godzin temu, kiedy jeszcze księżyc wisiał na niebie, zrozumiałam, że czekanie na sen nie ma sensu, więc przeniosłam się na miejsce do siedzenia pod oknem. Przyjemność sprawiało mi wpatrywanie się w ciemność przeradzającą się w światło. Wydawało mi się to, wręcz ironiczne. Ten moment, gdy niebo zmienia kolory, była to najcudowniejsza chwila w ciągu dnia. Pełna radości nawet w tych ciemnych czasach. Uśmiechnęłam się krótko, zapominając na chwilę o tym, co znajdowało się w dzienniku.

Nigdy, nawet przed Plagą, nie byłam typem osoby, która śmieje się na głos, czy przeżywa radość na zewnątrz. Nie oznaczało to, że nigdy się nie cieszyłam. Jednak nie miałam w zwyczaju obchodzić się z tym przy wszystkich. Chciałabym powiedzieć, że to przez zlepek wydarzeń z podstawówki, które mnie zmusiły do przyjęcia takiej postawy, ale zawsze byłam skryta w tej sprawie. Lubiłam poznawać nowych ludzi, ale czasem miałam wrażenie, że w tych relacjach byłam strasznie sztuczna. Jak robot wysłany do ludzi bez żadnych informacji na temat tego, jak postępuje którykolwiek z nich.

Kiedy jednak byłam sama. Kiedy nikt mnie nie widział, a mnie nachodziła fala ciepła, wtedy kąciki ust unosiły się do góry, a ja cieszyłam się tą chwilą.

Dziennik mimowolnie wypadł mi z ręki, lądując obok mnie na miękkich poduszkach. Uchyliłam lekko okno, chcąc zaznać trochę świeżego powietrza, ale w momencie, gdy tylko to zrobiłam zamiast przyjemnego chłodu, dopadł mnie okropny smród.

To mnie wybudziło z tego sielankowego obrazu.

Zerwałam się na nogi, zabierając ze sobą zeszyt i pobiegłam w stronę pokoju obok.

— Jonathan? — weszłam do pomieszczenia, widząc szeroko otwarte drzwi. Jednak nie dostrzegłam nikogo w środku.

— Coś się stało? — Podskoczyłam przerażona, słysząc za sobą męski głos. Kiedy tylko się odwróciłam, dostrzegłam Jimmy'iego stojącego na schodach.

— Gdzie byłeś? — spytałam zdziwiona, co takiego mógł robić na dolnym piętrze na, którym w końcu panował okropny burdel.

— Chciałem sprawdzić, czy może nie ma czegoś jadalnego w kuchni — przyznał z lekkim wstydem.

— W tym bałaganie i syfie? I co? Udało się?

Na chwilę zapadła cisza. Dobrze wiedziałam, jaka będzie jego odpowiedź, ale widząc jego podenerwowanie, patrzyłam się na niego jakby wzrokiem, chcąc wyciągnąć z niego odpowiedź.

W końcu zobaczyłam, jak zarzuca ramionami i wtedy powiedział:

— Oj, przecież wiesz, że nic nie znalazłem. Tam jest taki syf, że jedyne co znalazłem to pleśń... i to porządną.

— Okej, możesz mi oszczędzić tych szczegółów? Musisz pójść ze mną coś sprawdzić — powiedziałam, po czym minęłam go i zbiegłam na dół.

— Ktoś tu dopiero powiedział, że schodzenie tam jest bez sensu... Niech ci będzie — westchnął i ruszył za mną.

Na dole panował taki bałagan, jak zapamiętałam. Tajemnicza plama nadal była na swoim miejscu, kanapa nadal pozostawała tak samo rozwalona, a walające się wszędzie przedmioty nie ruszyły się ani o krok.

Rozejrzałam się wokół i odnajdując wzrokiem, to czego szukałam, przecisnęłam się przez leżące na podłodze przedmioty prosto w kierunku jadalni. Tam znajdowały się szklane drzwi prowadzące na taras.

PlagaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz