XIV

2.2K 127 10
                                    

— Wiesz co, chyba w wieku szesnastu lat nie powinno się tyle przeklinać. Chociaż nie wiem, nigdy nie miałam okazji się o tym przekonać. — Mimowolnie ta sentencja wywołała na mojej twarzy uśmiech. Wycierałam łzy, jednocześnie się śmiejąc. Od dawna mi się to nie zdarzyło.

— Możesz przeklinać, ile chcesz — zapewnił mnie chłopak.

— Kurwa, kurwa, kurwa! Okej, teraz mi lepiej.

Sama byłam zdziwiona, jak szybko wyparowały ze mnie negatywne emocje. Mimo iż przed chwilą przeżyłam największe jak dotąd załamanie i to w towarzystwie jedynej osoby, która była przy mnie w tym trudnym momencie, czułam się całkiem przyzwoicie.

— Jestem gotowa, żeby iść dalej — powiedziałam.

— Jesteś pewna? — Na jego twarzy było widać prawdziwe zmartwienie. Nie chciałam, żeby przez tę sytuację traktował mnie jak porcelanową lalkę. Musiałam mu teraz pokazać, że nie jestem słaba.

— Tak, koniec z bezczynnością — zarządziłam z odczuwaną pewnością siebie.

♠ ♠ ♠

W przeszłości często, gdy miałam się do czegoś zabrać, słyszałam słowa pociechy ,,pierwszy krok zawsze jest najcięższy, ale potem zawsze jest lepiej''. To uniwersalna reguła, która dotyczy każdego, niezależnie jaką czynność wykonuje. W momencie gdy zdejmiemy z siebie ten ciężar wykonania pierwszego kroku, niesamowite jest to, jaką lekkość jesteśmy w stanie poczuć. Jakby nic nie było w stanie nas powstrzymać.

Mimo iż jesteśmy dość malutcy w tym wielkim, przytłaczającym świecie.

Wydaje mi się, że była o tym gdzieś mowa – gdy zaczynasz nową aktywność, energia napływa do ciebie z niesamowitą siłą. Przez te kilka minut, gdy oddech przyspiesza, a krew płynie szybciej, czujesz, że jesteś gotowy na wszystko.

A potem upadasz.

Energia, radość, pobudzenie – to wszystko jest kruche i nietrwałe.

Do nas natomiast należy obowiązek, by pielęgnować to, by powstać po upadku.

♠ ♠ ♠

Jonathan szedł obok mnie, trzymając w rękach rozłożoną mapę. Za wszelką siłę próbował zapanować nad tym kawałkiem papieru, który za nic nie chciał współpracować.

Słyszałam, jak chłopak wypowiada pod nosem przekleństwa skierowane do swojego nowego rozjuszonego przeciwnika, przy okazji rozkładając przedmiot na przeróżne sposoby.

Starałam się nie okazywać za bardzo, jak bawiła mnie ta sytuacja, ale było to nie lada wyzwanie. Czułam się w tym momencie jak na jednej z tych dokładnie zaplanowanych wycieczek z przewodnikiem, w trakcie której, mimo iż wszystko dopinasz na ostatni guzik, ostatecznie i tak gubisz się w metrze. Tęskniłam za takimi możliwościami.

— Potrzymasz? — Odwróciłam się zdziwiona i bez zastanowienia chwyciłam za jedną część mapy, podczas, gdy Jonathan próbował złożyć ją według swoich wygórowanych oczekiwań. — Cholera!

— Nie poddasz się? — rzuciłam kąśliwie.

— Chcę tylko złożyć ją w jak najmniejszy i najwygodniejszy format, żebym jednocześnie przy tym był w stanie widzieć potrzebną nam trasę. Czy to tak wiele?

— Mogę? — poprosiłam, wyciągając rękę, a on zrezygnowany oddał mi w całości rozłożoną mapę.

Kiedy miałam dziesięć lat, miałam wielką książkę pod tytułem ,,Tajemnice Origami''. Każda strona była kolejnym materiałem do wykonania z niego czegoś niezwykłego. Na samym końcu natomiast można było znaleźć instrukcje dotyczące tego, jak to zrobić. Jestem prawie pewna, że ta książka nadal może leżeć na moim biurku w Portland, nieruszona; w dokładnie takim stanie, w jakim ją dostałam. Zamiast tworzenia rzeczy z papieru, zawsze wolałam wybierać się z moim tatą na weekendy za miasto. Mieliśmy przy tym kupę zabawy. Jeździliśmy w okolice lasu John Cring Memorial. Chociaż nie było to najlepsze miejsce na krajoznawcze wycieczki, to w porażce potrafiliśmy dostrzec coś pozytywnego.

PlagaWhere stories live. Discover now