„He did this to me!"
- Do cholery jak to zaginęła? - Elyas rzucił kolejnym krzesłem o ścianę, sprawiając, że rozpadło się w drobne kawałki. - Jak to możliwe, że mając ten narkotyk we krwi sama stąd uciekła? Powiedzcie mi jak?! - wszyscy spojrzeli po sobie, spuszczając wzrok, nie próbując nawet spoglądać na rozwścieczonego chłopaka.
- Ty! - wymierzył groźnie palcem w Johnego, podchodząc bliżej i zacisnął mocno wargi. - Miałeś jej tylko pilnować.
- Nie jestem pieprzonym psem warownym i nie mogłem stać przy niej dwadzieścia cztery godziny na dobę - mężczyzna jako jedyny nie bał się spojrzeć chłopakowi w oczy. Znał go zbyt dobrze i wiedział, że okazując przed nim słabość sprawi, że Elyas uzna swoją wyższość.
- A co miałeś innego do roboty? - Elyas warknął, popychając mężczyznę.
- Dlaczego sam nie mogłeś jej pilnować, skoro tak bardzo zależało ci aby nie uciekła?
- Nie wiesz kto tu jest górą - chłopak wyciągnął dłoń z bronią i wycelował nią w Johnego. - Chyba zapominasz kto tu rządzi!
- Niczego nie zapominam, ale chyba ty zapominasz że nie jesteś pępkiem świata.
Elyas zmrużył brwi i zacisnął szczękę, wpatrując się w Johnego. Zacisnął mocniej dłoń na broni i przeładował ją, wciąż celując w mężczyznę. Johnny wpatrywał się w bruneta bez żadnych emocji, nie pokazywał strachu, bo tak naprawdę od miał go już w sobie ani trochę. Każdego dnia myślał o tym jak skończy się jego życie tutaj, jak długo wytrzyma nie sprzeciwiając się Elyas'owi. Poznając Lively, nie zdawał sobie sprawy jak ta niewinna dziewczyna wywróci jego poglądy o sto osiemdziesiąt stopni. Nie myślał o tym jak bardzo bierny jest na całe zło, którego dokonuję brunet, w którym on sam bierze czynny udział. Nie chciał tego więcej, nie mógł już tego znieść i nie chciał pozwolić aby chłopak skrzywdził kolejną niewinną osobą. Zacisnął mocno dłonie, czując jak złość buzuję w jego żyłach, kiedy Elyas nieprzerwanie przyglądał się mu, nie opuszczając wycelowanej w niego broni. W tej jednej chwili myślał o rodzinie, którą tak dawno stracił. Nienawidził Elyas'a ale jeszcze mocniej nienawidził jego ojca. W tym momencie zrozumiał jak bardzo zatracił się w tym brudnym życiu i jak szybko zapomniał o bólu, który miał w sobie. Cieszył się jedynie, że zdążył pomóc Lively, że chociaż ją jedną uratował.
- Jeszcze się przydasz - Elyasz po długiej ciszy opuścił broń i zabezpieczając ją schował do pokrowca. - Znajdziesz ją! Nie interesuję mnie jak to zrobisz, ona ma tu wrócić!
***
- Obudziła się?
- Calum, byłeś tu piętnaście minut temu i pytałeś o to samo - Luke przetarł zmęczoną twarz dłonią i poprawił się na mało wygodnym fotelu. - Nie, jeszcze się nie obudziła.
- Nie mogę patrzeć na nią kiedy tak po prostu leży, ale nie mogę usiedzieć też w miejscu - chłopak westchnął przymykając powieki. - Jeśli przez to gówno, które Turner jej podał jej się coś stanie, zabiję go osobiście.
- Nie ważne czy jej się coś stanie czy nie, i tak go dorwiemy! - Luke napiął mięśnie, na samą myśl o tym co chciałby zrobić Elyas'owi. - Za to co jej zrobił, należy mu się o wiele więcej niż zwykła śmierć!
- Proszę cię Luke, tylko nie rób niczego na własną rękę! - Shannon wychyliła się za drzwi stając obok Calum'a. Oboje przyglądali się blondynowi, widząc jak wiele kosztuję go to wszystko co się dzieje. Każdy z nich był zmęczony m wydarzeniami, które narastały w zastraszającym tempie. Jednak tym co zrobili, pogorszyli swoją sytuacje jeszcze bardziej. Odbijając Lively nie tylko narazili się Elyas'owi, ale wystarczająco rozwścieczyli go, aby spodziewać się najgorszego.
- Wiesz, że nie mogę ci tego obiecać Shann. Zbyt wiele przez niego i jego ojca już straciłem, żeby nie myśleć, co mogę mu zrobić kiedy go dorwę! - W oczach Luke znów pojawiły się małe iskry, którymi chłopak wręcz zabijał. Uspokoił się jednak, kiedy poczuł lekki, ciepły dotyk na swojej dłoni. Zerknął odruchowo na nieprzytomną Lively, która teraz delikatnie i powoli trzepotała rzęsami, otwierając spokojnie oczy. Zmrużyła mocno powieki, kiedy światło zapalonej w pokoju lampki, poraziło jej zmęczone i przekrwione tęczówki. Luke odetchnął głęboko, ściskając mocno jej dłoń, ciesząc się że dziewczyna się obudziła. Calum widząc, że Lively poruszyła się, w jednej chwili znalazł się przy jej łóżku, uśmiechając się szeroko.
- Chyba mi się to nie śni, prawda? - Lively szepnęła cicho, z trudem próbując podnieść się z łóżka. Luke pomógł jej usiąść na rogu, tak że delikatnie dotykała bosymi stopami zimnej podłogi.
- Nareszcie jesteś z nami - brunet ścisnął jej drugą dłoń i skrzywił się, czując jak zimne jest jej ciało. Lively odruchowo zerknęła na swoje dłonie, widząc jak uśmiech Calum'a znika z jego twarzy, zmieniając się w lekkie przerażenie. Zakryła dłonią usta, widząc pod skórą rysujące się jasno niebieskie żyły, które mogła teraz w całości policzyć.
- On mi to zrobił! - w oczach dziewczyny pojawiły się pierwsze łzy. Wyrwała szybko dłoń z uścisku Calum'a, odsuwając się od niego jak i zarówno od Luke'a, podciągając mocno koc, którym była przykryta i otuliła dłońmi kolana, które przyciągnęła do klatki piersiowej. - Nie zbliżajcie się do mnie! - niemalże krzyknęła.
- Lively - Luke próbował znów przysunąć dziewczynę bliżej siebie, jednak ta mocno wyrywała się mu.
- Luke nie rozumiesz! Ja mogę wam zrobić krzywdę! Nie widziałeś co robił im wszystkim Nick, co robił nawet mnie, kiedy Elyas podał mu to do świństwo! - Lively wpadła w szał, jeszcze mocniej starając się bronić przed każdym dotykiem ze strony chłopaków. Luke w ostatniej chwili mocno otulił jej drobne ciało swoimi dłońmi, przyciągając dziewczynę do swojej klatki piersiowej i po porostu przytulił. Czekał aż dziewczyna uspokoi się i unormuję swój przyśpieszony oddech.
- Liv, nie jesteś taka jak Nick, nic nam nie zrobisz, wiem to.
- Ale Luke, ja widziałam...
- Nie Lively. Zwalczymy to, nie będziesz i nigdy nie byłaś taka jak Nick, nie pozwolę by Elyas tobą kontrolował - blondyn gładząc dziewczynę po ramieniu, delikatnie ucałował jej czoło, czując że brunetka uspakaja się. Spoglądała na niego swoimi zapłakanymi brązowymi tęczówkami, w których widział nadzieję. Chciał aby czuła, że nie jest sama, żeby miała w sobie uczucia, które pozwolą jej zwalczyć strach. Chciał aby poczuła to, czego on nigdy sam nie mógł poczuć.
- Ktoś podjechał na posesje, chce dostać się do domu! - Shanon wbiegła do pokoju, spoglądając przerażona na obu chłopaków.
- Zostań tu - Luke odsunął od siebie Lively, wybiegając za blondynką. Dziewczyna rozejrzała sie po pomieszczeniu, które doskonale pamiętała. Znów znajdowali się w Clovely, gdzie zaczęły się wszystkie ich problemy. Podniosła się delikatnie z łożka, słysząc wszystko co działo się za drzwiami, podeszła do nich, odchylając je ciężko.
- Chce ją zobaczyć! - poznała głos mężczyzny. Nie myśląc wiele wydostała się na korytarz, wolnym krokiem dochodząc do salonu. Za otwartymi drzwiami ujrzała Johnego, który z uniesionymi dłońmi, próbował przekonać resztę, aby odłożyli wycelowaną w niego broń.
- Johny - brunetka podeszła do wszystkich wolnym krokiem, zatrzymując się tuż za plecami Luke'a, który zmroził ją wzrokiem, szeptając że miała zostać w pokoju. Jednak zignorowała jego słowa, przypatrując się tylko mężczyźnie stojącemu w drzwiach.
- Czego tu chcesz? - Luke zwrócił się groźnie do siwego już mężczyzny, który z podniesionymi dłońmi, czekał aż wpuszczą go do środka.
- Chce wam pomóc póki jeszcze żyje!
___
Przepraszam że znów po tak długiej przerwie!
YOU ARE READING
Revenge | l.h (EIDS cz.II)
FanfictionLively uwierzyła, że dostała szanse na nowe życie. Nie wracała wspomnieniami do niszczącej ją przeszłości, łapała każdą chwilę na tyle ile tylko mogła. Tęskniła tylko za ciepłem niebieskich oczu, dotykiem który powoli zacierał się w jej wspomnieniac...