Rozdział 8. Pomyłka.

1.8K 179 10
                                    

Wesołych świąt, kochani! 🐣❤️
***
MAISIE

Mój telefon wydaje z siebie piknięcie, więc od razu po niego sięgam. Marszczę brwi, gdy widzę powiadomienie o nowym mailu na studenckiej skrzynce. Nagle olśniewa mnie. To pewnie decyzja odnoście mojego wniosku.

Z coraz mocniej bijącym sercem klikam w powiadomienie i czytam wiadomość. Nie ma w niej ostatecznej decyzji dziekana, tylko informacja, że mam jak najszybciej zjawić się na uczelni, a więc to znaczy tylko jedno.

Odrzucili mój wniosek.

Z ciężkim serce zwlekam się z łóżka i narzucam na siebie zwykłe jeansy oraz top. Upewniam się, że w torebce mam swój dowód tożsamości i opuszczam pokój. W salonie zastaję mamę ucinającą sobie popołudniową drzemkę. Tata w piątek wyleciał do Kanady. Idę więc do kuchni, gdzie na karteczce informuję ją, gdzie wychodzę, po czym najciszej jak potrafię, opuszczam mieszkanie.

Na nos zakładam okulary, po czym spacerkiem ruszam w odpowiednim kierunku. W końcu docieram do budynku administracji. Biorę głęboki wdech i przekraczam próg. Gdy wzrok sekretarki pada na mnie, uśmiecha się smutno.

– Dzień dobry – Chrząkam, aby mój głos przestał się łamać. – Jestem Maisie Grant i...

– Dziekan już na panienkę czeka – przerywa mi kobieta, wskazując dłonią na gabinet po lewej. Marszczę brwi, ale posłusznie ruszam do środka.

Wchodząc do gabinetu czuję coraz większy niepokój. Czy ja nie powinnam po prostu odebrać swoich papierów i wyjść?

– Panna Grant, prawda? – pyta łamanym angielskim. Przytakuję gestem głowy i posłusznie siadam w fotelu naprzeciwko. – Sprawa nie wygląda za ciekawie. Zaszła... drobna pomyłka i...

– Pomyłka? – wtrącam.

– Tak, cóż... – Chrząka i poprawia okulary. – Niezmiernie nam przykro, jednak... jesteśmy zmuszeni poprosić panią o opuszczenie naszej akademii.

Na chwilę przestaję oddychać. Czy ja się przesłyszałam, czy on właśnie mnie wyrzucił?

– Słucham? – podnoszę głos. – Moja umowa jest na rok. Został mi jeszcze jeden semestr nauki tutaj.

– Ta umowa dobiega właśnie końca – mówi dobitnie. – Pani uczelnia popełniła błąd, o którym dowie się pani od już bezpośrednio od nich. Nie jestem w stanie tego dobrze wytłumaczyć po angielsku.

– Więc mnie wyrzucacie? – śmieję się żałośnie. – Przez błąd, którego ja nie popełniłam?

– Rozwiązujemy umowę z pani uczelnią w trybie natychmiastowym – oznajmia, ignorując moje poprzednie słowa. – Nasza kandydatka w Kanadzie również wraca do domu.

Nie mam pojęcia, co mam powiedzieć. Nic nie sprawi, że pozwolą mi zostać. Drżącą dłonią odbieram od niego swoją teczkę i bez pożegnania wypadam z gabinetu.

Jak tylko stawiam stopę na chodniku, pojedyncza łza spływa po moim policzku, a za nią kolejna, i kolejna. Parskam suchym śmiechem, kiedy przypomnę sobie, że jeszcze do niedawna sądziłam, że uda mi się tutaj zostać aż do końca studiów. Czy ja naprawdę byłam aż tak naiwna?

Mocno zaciskam palce na kartkach i ruszam do naszego mieszkania. Chyba trzeba zacząć się pakować, bo przecież semestr w Kanadzie zaczyna się lada chwila.

Gdy wracam do domu, mama już nie śpi i przygotowuje w kuchni kawę.

– Już jesteś! Zrobię od razu i tobie kawę – świergocze. Kiedy widzi moją zapłakaną twarz, zamiera z czajnikiem w ręce. – Co się dzieje?

ONE LAST CALL | Call Me #5Where stories live. Discover now