Rozdział 31. Pierwsze zniszczenia.

1.8K 227 8
                                    

CODY

– Wygrałaś! – piszczy Mia, chowając w ramionach swoją córkę. – Moja córeczka jest najlepszą artystką w Ontario!

Uśmiecham się szeroko, czując jak duma przepełnia moje ciało. Wiedziałem, że to wygra, a patrząc na to, jak ogromne oklaski otrzymała, gdy wchodziła na scenę, świadczy o tym, że nie tylko my tak sądzimy. Maisie ma talent i jestem pewny, że zajdzie daleko.

Naprawdę nie dziwię się jej, że robiła wszystko co w jej mocy, abym nie próbował jej zatrzymać przed wyjazdem. To jest jej świat i pomimo tego, że cholernie mocno ją kocham, a ona kocha mnie, nie mam prawa się w niego wtrącać. Nie mogę zatrzymywać ją przed spełnianiem marzeń, obojętnie jak daleko by były.

Tyle że tym razem jest inaczej. Teraz oboje dalibyśmy z siebie dwieście procent, aby związek na odległość przetrwał. Abi i Charlie są tego idealnym przykładem. A ja i Maise będziemy drudzy. Gdy widzę, jak wiele szczęścia sprawia jej malowanie i te wszystkie wystawy, czuję w środku, że mógłbym poświęcić kilka meczy, aby tylko gdzieś z nią pojechać. Problemem byłoby, gdyby chciała się gdzieś na stałe przeprowadzić, ale skoro tutaj dostała tak wielką szansę, a z dzisiejszą wygraną otwiera się dla niej jeszcze więcej drzwi, wierzę, że gdyby już chciała opuścić Toronto, nie będzie to drugi koniec świata.

– Bardzo pani gratuluję – odzywa się jakiś facet w garniaku, przystając obok mnie. Podaje rękę mojej rozpromienionej dziewczyna, po czym unosi ją do ust. Chyba zgrzytam zębami, bo Isaac klepie mnie po plecach ze śmiechem i mruczy pod nosem „ale z ciebie zazdrośnik". – Nazywam się Christian Wright i jestem dyrektorem tej Galerii. Chciałbym ci osobiście pogratulować. Ma pani ogromny talent.

– Dziękuję – odpowiada trzęsącym się głosem. Postanawiam pomóc jej choć odrobinę z tym całym stresem, więc staję za jej plecami i owijam wokół jej talii ramiona. Maise wyraźnie się rozluźnia i opiera się o moją klatkę piersiową plecami, owijając lewą ręką moje przedramię. – To mój chłopak, Cody – przedstawia mnie dyrektorowi. Gościu wygląda jakby miał nie więcej niż trzydzieści pięć lat.

– Hokeista – mówi, kiwając głową z uznaniem. – Nie powinieneś być teraz na lodowisku?

Prawie przewracam oczami. Czy dla każdego to aż taki szok, że przyszedłem tutaj, zamiast siedzieć na ławce?

– Moja dziewczyna jest dla mnie priorytetem – odpowiadam, chcąc mu niejako dać znać, że ma przestać patrzeć na Maisie jak na smaczny kąsek.

Christian uśmiecha się i ponownie przenosi spojrzenie na Maise.

– Moja żona z wielką chęcią chciałaby poznać zwycięzczynię – mówi, a ja czuję się jak idiota. Jestem zazdrosny o żonatego faceta. – W tajemnicy powiem, że gdy przeglądała wasze prace jeszcze przed wystawą, niejako nakierowała mnie, aby to twój obraz zwyciężył. Bez względu na końcowy wynik, chce go od ciebie odkupić.

Mocniej zaciskam wokół jej ciała ramiona. Cholera jasna, to spełnienie jej marzeń!

– Niestety nie mogła być tu dziś z nami – ciągnie dalej Wright. – Ale chce cię tutaj zaprosić na kolację w najbliższą sobotę. Oczywiście oboje jesteście zaproszeni.

Maisie odbiera mowę z emocji, więc to ja wyciąga do niego rękę i mówię:

– Dziękujemy bardzo. Na pewno się zjawimy.

– W takim razie jesteśmy umówieni. Nie przeszkadza wam, żebyśmy przeszli na „ty"? – Potrząsam głową. – Świetnie, w takim razie prosić o twój numer, Maisie? Prześlę ci SMS-em resztę informacji. Podczas kolacji dogadamy wszystko w sprawie kupna obrazu. No i... innej współpracy.

ONE LAST CALL | Call Me #5Where stories live. Discover now